Złota jesień u „Mikrusów”

Jesień pozłociła liście na drzewach, sypnęła kasztanami i żołędziami pod nogi dzieci i rzuciła brylantowe krople na źdźbła jeszcze zielonych traw. 8 listopada br. zawitała do przedszkola nr 48 przy ul. Metrologicznej we Lwowie do polskiej grupy „Mikrusy”.

Zaczął się nowy rok działalności grupy. W czerwcu jedne dzieci odeszły do szkoły, a od września nowe maluszki przyszły pod opiekuńcze skrzydła wychowawczyni Joli Szymańskiej. Jesienne święto jest okazją do zaprezentowania swych umiejętności po zaledwie miesiącu pobytu w przedszkolu. I tu należy podkreślić, że cała grupa spisała się na medal. Mimo, że jest trójka nowych dzieci, tego wcale się nie odczuwało.

Na sali zabaw jak zawsze zasiedli rodzice, oczekując prezentacji swoich pociech. Najpierw wkroczyła na salę Jesień, w pięknych złocisto-brązowych szatach, błyszczących ledowymi lampeczkami. Zasiadła na wspaniałym „tronie”. Za nią weszła reszta grupy. Najmłodszy, zaledwie trzyletni Mareczek, na widok swoich rodziców najpierw wesoło machał rączką, ale po chwili rozpłakał się i za nic nie chciał zejść z mamy kolan. Widocznie stremowany był liczną publicznością. Reszta zaś dzieci bez oporów deklamowała wiersze i tańczyła wesołe tańce w towarzystwie Jesieni. Stukały w tańcach zebranymi kasztanami i dekorowały salę kolorowymi liśćmi. Każdy występ nagradzany był gromkimi brawami rodziców.

Dzieci najbardziej lubią zabawy ruchowe. Oprócz tradycyjnych „Kółka graniastego” i „100 koni” tym razem pani Jola wykorzystała nowy rekwizyt – kolorową okrągła płachtę. Służyła ona za karuzelę. Była elementem w zabawie w kolory, gdy na sygnał wychowawczyni dzieci, trzymające się jednakowych kolorów zmieniały się pod płachtą miejscami. A na zakończenie – zgodnie z przeznaczeniem – służyła do celowania piłeczkami do otworu w centrum. Do zabaw z płachtą dołączyły mamy pociech, a dziatwa była szczęśliwa, że mogą bawić się razem. Radości, piskom i wesołym okrzykom nie było końca.


Wszystkim zabawom i piosenkom tradycyjnie służyła oprawa muzyczna w wykonaniu muzykolog Aleksandry Wojciechowskiej. Przed rozpoczęciem święta przedstawiła zebranym rodzicom grupę studentów Uniwersytetu Lwowskiego, którzy są w przedszkolu na praktykach zawodowych. Okazuje się, że młodzież nie obserwuje biernie życia w przedszkolu, ale wnosi do niego elementy nowe. Na przykład, przynoszą różne instrumenty muzyczne – gitarę, akordeon czy saksofon – na których grają sami i dają spróbować dzieciom. Te są zachwycone, mogą zobaczyć, posłuchać, a nawet sami spróbować gry na tych instrumentach.

Całe święto zakończyło się tradycyjnym wspólnym zdjęciem, a potem rodzice usadawiali swe pociechy do zdjęcia na tronie Jesieni. Gdy dzieci zeszły do sali grupy, mnie udało się zadać kilka pytań Joli Szymańskiej.

Jak duża jest obecnie grupa?

Jest trzynaścioro dzieci, w tym troje nowych, które przyszły do nas w tym roku. Niestety nie jest to dużo. Wszystkie te dzieci ukończyły trzy lata.







Ale na święcie wszyscy spisali się wspaniale.

Cieszę się, bo dla niektórych był to pierwszy występ. Mały Mareczek zestresował się, ale na próbach wszystko było dobrze i deklamował swój wierszyk na równi z innymi. Ale teraz, jak zobaczył rodziców – to już był koniec.

Czy te starszaki w jakiś sposób opiekują się tymi najmłodszymi?

Oczywiście, że pomagają. Pomagają przy ubieraniu się i na spacerze. Nawet nie muszę ich o to prosić, same działają. Czasami zdarza się, że starają się wychowywać te młodsze.

A czy masz liderów w grupie?

O! Tu u nas każdy jest liderem i każdy chce kierować – chyba będą z nich sami kierownicy. A ze względu, że jest tylko dwóch chłopców, to chyba wraca matriarchat.

Jak teraz jesienią jest ze spacerami ?

Staramy się jak najwięcej przebywać na świeżym powietrzu. Nawet jak jest niewielki deszcz, to idziemy do altanki. Gdy mamy możliwość, to nawet trzy razy w ciągu dnia jesteśmy na powietrzu. Na szczęście nikt z dzieci nie choruje i mam całą grupę co dnia w przedszkolu. Ruch na powietrzu je hartuje i tu wyładowują swoją energię. Bardzo chętnie chodzą na dwór.

Jakie zmiany są w przedszkolu?

Od 1 listopada nareszcie mamy nową dyrektor. Na razie przypatruje się działaniu naszego przedszkola i mamy nadzieję, że będzie dobrą kierowniczką, bo ma doświadczenie pracy w przedszkolu.

Dziękuję za wywiad i życzę, żeby sprawy w grupie toczyły się tak dalej.

Dowiedziawszy się, że jest nowa dyrektor, postanowiłem zamienić z nią kilka słów. W gabinecie zastałem obie dyrektorki – obecną Natalię Krap i byłą – Bogdanę Czopyk.

Natalia powiedziała, że na razie jest za krótko, aby konkretnie powiedzieć coś o przedszkolu. Na razie przejmuje sprawy i doświadczenie od Bogdany.

– Są to dla mnie nowe doświadczenia, bo wcześniej byłam metodystką w nieco większym przedszkolu. Do moich obowiązków wchodziła organizacja pracy wychowawczej. Byłam obecna na dzisiejszym przedstawieniu i zauważyłam, że dzieci zachowują się swobodnie, widać, że są zadowolone i szczęśliwe – a jest to najważniejsze w naszej pracy. Widać wielka pracę wychowawczyni i muzykologa w przygotowaniu całego programu. A nasze przedszkole, chociaż nie duże, ale jest zaciszne i komfortowe dla dzieci – powiedziała Natalia Krap. – Jest też dla mnie nowym doświadczeniem istnienie takiej grupy z językiem polskim, ale popieram istnienie takich grup.

Do rozmowy włączyła się i pani Bogdana Czopyk:

– Obecnie grupa polska jest o wiele mniejsza niż była dawniej, ale to ze względu na wojnę – wiele rodzin wyjechało do Polski. Dawniej mieliśmy dobre układy i z Polskim Towarzystwem i z Konsulatem Generalnym i mam nadzieję, że z czasem te kontakty odnowią się. Ale obecnie i ukraińskie grupy są mniejsze ze względu na to, że jedynie w sąsiednim budynku mamy schron tylko na 40 osób. Dlatego grupy dzielimy i dzieci chodzą co drugi dzień. Rodzicom to nie zawsze odpowiada, ale niestety na Ukrainie toczy się wojna, a my odpowiadamy za nasze pociechy i musimy stosować się wszystkich zasad.

Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 21 (433), 17 – 29 listopada 2023

Source: Nowy Kurier Galicyjski