Jedną z najbardziej malowniczych miejscowości Podola o wszelkich cechach „błogosławionego kraju” – jary, rzeka, strome zbocza porośnięte lasem liściastym, rozległe pola wokół – jest starodawne Czercze (proszę nie mylić z Czerczem pod Rohatynem). To Czercze leży w czemerowickim rejonie, pośród Tołtr. W XVI wieku należało ono do kamienieckich biskupów katolickich. Jeden z nich, Paweł Piasecki, wybudował w 1637 roku na najwyższym wzgórzu miejscowości murowany kościół pw. Św. Trójcy.
Po II rozbiorze Polski Katarzyna II skasowała diecezję i oddała Czercze krewnej Potiomkina – Aleksandrze Branickiej. Na początku XIX wieku miejscowość przeszła od jej córki do Cichockich, a potem do Chełmińskich. Maciej Chełmiński kupił te tereny dla swojej córki Lucyny w 1830 roku w prezencie na jej ślub z Grzegorzem Sadowskim. W ich rękach majątek pozostawał do przyjścia bolszewików. Wprawdzie polski krajoznawca Zbigniew Hauser pisał, że na początku XX wieku Czercze należało do Brodzinskich. Natomiast Antoni Urbański w swoim czterotomowym wydaniu podaje zdjęcie salonu pałacu w Czerczu i pisze, że w 1917 roku należał do Wacława Sadowskiego.
Ta piętrowa rezydencja została zniszczona przez dezerterów z frontu. Wcześniej właścicielom udało się wywieźć do Polski część wyposażenia pałacu. Dziś na terenie Domu starców zachowała się prawdopodobnie oficyna pałacu (Hauser przypisuje ją Brodzińskim) i interesująca piętrowa wieża z charakterystycznym dachem. Sądząc z jej architektury wybudowano ją w II połowie XIX wieku lub na początku XX, gdy majątek należał do Sadowskich. Żadnych dekoracji na obu obiektach nie ma.
Warto tu odwiedzić kościół pw. Św. Trójcy, gdzie w prezbiterium zachowały się częściowo dawne freski. W latach 80. XX wieku świątynię zaczęto burzyć traktorami i zawalono część nawy, ale miejscowa ludność stanęła w obronie kościoła i w takim na pół zawalonym stanie kościół dotrwał do lat 90., gdy został odnowiony.
W miejscowości zachował się nadzwyczaj malowniczy stary cmentarz katolicki i warto go odwiedzić, będąc w Czerczu.
W cudownej dolinie rzek Uszka i Uszyca rozłożył się Morozów. Leży niedaleko Malejowic z ich wspaniałym pałacem Orłowskich, gdzie niedawno otwarto muzeum. Obok wioski mamy zabytek przyrody – tzn. „Morozowska dacza” z wielkimi grabowymi lasami. Są w nich głębokie pieczary, gdzie od dawna wydobywano fosforyty – kule podobne do pocisków armatnich. Do dziś można je znaleźć w tych lasach.
Na terenie opuszczonego kołchozu zachowały się dwie bramy prawdopodobnie z początku XX wieku. Poniżej leży sympatyczne przedszkole. To skromny dworek, wybudowany prawdopodobnie, sądząc z podpór, w II połowie XIX wieku. Wioska w XVI wieku należała do Morozowskich (stąd jej nazwa), a pod koniec XIX wieku Adela Wilamowska wniosła Morozów w posagu do rodziny Markowskich. Byli oni chyba ostatnimi właścicielami miejscowości.
Dwór w okresie sowieckim został poszerzony przez dobudowane skrzydło, ale ganek i latarnia na ścianie pozostały oryginalne. Czy zachowało się coś z wystroju wewnętrznego – nie wiadomo.
O rezydencji w Porzeczu Nowym koło Gródka Podolskiego już pisałem, ale warto uzupełnić tę informację i poprawić nieścisłości. Wioskę założył w 1762 roku Jan Jakub Zamojski, którego córka Urszula wyszła za mąż za Michała Mniszcha z Wiśniowca. Krajoznawca Dmytro Poluchowycz uważa, że cegła, którą odnalazł w miejscu zniszczonego pałacu, pochodzi z XVIII wieku, więc wystawili go (jak podają też inne źródła) właśnie Mniszchowie. Prawdopodobnie tak było. W każdym razie Porzecze Nowe od nich przeszło później do rosyjskiego generała pochodzenia niemieckiego Friedricha von Geismara. Wstąpił on na służbę carską w 1805 roku i walczył przeciwko Turkom i Napoleonowi. Został ciężko ranny kulą armatnią. Bardziej jednak znany jest z powstania listopadowego. Przegrał mianowicie bitwę pod Stoczkiem z wojskami dowodzonymi przez Józefa Dwernickiego. Później jednak zrehabilitował się pod Grochowem. Został zdemobilizowany i o mały włos nie popełnił w Kijowie samobójstwa. Wkrótce został wysłany na szturm Warszawy, gdzie znów wykazał swe umiejętności dowódcze.
Otóż ten Geismar wykupił u Mniszchów Porzecze Nowe (możliwe, że przekazały mu je władze carskie), ale w 1840 roku odsprzedał je Wiktorowi Skibniewskiemu. Ten ostatni pochodził z drobnej szlachty, ale dosłużył się stanowiska prezesa Sądów Miarowych i Granicznych powiatu płoskirowskiego. Posiadał wiele majątków, a jego grunty liczyły 18 tys. hektarów!
Po Skibniewskich pałac, prawdopodobnie Mniszchów, został rozbudowany. Pojawiła się neogotycka wieża i nowe skrzydło w podobnym stylu. Możliwe, że było to w czasach Wiktora Skibniewskiego, bo zmarł on w 1859 roku (uszkodzony żeliwny nagrobek zachował się koło kościoła w Gródku Podolskim). Później ten styl architektury stracił na popularności.
Syn Skibniewskiego Henryk wybudował w 1876 toku w Porzeczu Nowym browar. Godłem browaru był lew stojący na beczce piwa (a nie diabełek, jak pisałem wcześniej). Niestety w następnym roku był on zmuszony sprzedać rezydencję rosyjskiej hrabinie Jekaterynie Ignatiewej. Ta oddała browar w dzierżawę Leonowi Klawe. Piwo z Porzecza Nowego znane było w całym imperium. W 1914 roku urządzenia browaru wywieziono do Rosji, lub – według innej wersji – zniszczyli go Austriacy, którzy na początku wojny zajęli miejscowość.
Dziś po browarze zachowały się olbrzymie podziemne lochy, a z pałacu – jedynie niewielkie fragmenty fundamentów. Teraz jest tu boisko piłkarskie, otoczone resztkami wspaniałego parku, założonego przez Dionizego Mc Claira.
Na sąsiednim wzgórku – najbardziej znana budowla miejscowości i resztki pałacu Skibniewskich – „rogata szkoła”. Jest to neogotycka oficyna z charakterystycznymi wieżyczkami, nazwanymi „rogami”. Do niedawna była tu sala sportowa szkoły, ale obecnie budowla stoi pusta i zamknięta. Czy zachowało się coś wewnątrz – nie udało mi się wyjaśnić.
Obok, w chaszczach, widoczne są ruiny wozowni rezydencji, a jeszcze dalej, nad jarem – kolejna neogotycka ruina, którą przywłaszczyli sobie okoliczni mieszkańcy. W dolinie rzeczki mamy stary trójprzęsłowy most, który zarósł ze wszystkich stron tak, że jego przęsła widoczne najlepiej są zimą.
Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 3 (391), 15 – 28 lutego 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski