Setki ludzi z Ukrainy, którzy przez wojnę znaleźli się w Polsce, planują swoją przyszłość. W sąsiednim państwie spotkali się ze współczuciem, braterstwem i pomocą. Po wyjściu z szoku od wybuchu wojny, wróciwszy do domu, ludzie snują plany na najbliższą przyszłość i aktywną współpracę z Polakami.
Jedną z takich przyjaciół Polski jest Olga Bonikowska, metodystka w zakładzie komunalnym „Centrum kultury i wypoczynku” Tłumackiej Rady miejskiej na Przykarpaciu. W ubiegłym roku, na początku wojny, z synem i koleżanką z córkami, wyjechała autem do Polski.
– Dojechałyśmy szybko, na przejściu granicznym w Budomierzu podano nam adresy wolontariuszy, z którymi mogliśmy omówić nasz pobyt w Polsce – wspomina Olga. – Spotkano nas serdecznie, pomimo, że było już po północy”.
Wolontariusze wskazali nam hotel „Adria” w mieście Bieruń w woj. śląskim. Po kilku godzinach jazdy kobiety były już na miejscu i tu też przyjęto je serdecznie. Olga z koleżanką i dziećmi były w miasteczku pierwszymi uchodźcami z Ukrainy. Następnego dnia odwiedził je starosta powiatu Bernard Bendorz. Zapoznał się z nimi, dowiedział się o sytuacji na Ukrainie i zapytał jakie mają potrzeby. Olga zachowuje wdzięczność dla Polaków, zwłaszcza dla starosty.
Postanowiła nie siedzieć i słuchać jedynie niewesołych wiadomości z Ukrainy. Włączyła się do aktywnej pomocy Ukraińcom, których coraz więcej przybywało do miasteczka.
– Na uniwersytecie studiowałam język polski i interesowałam się kulturą naszych sąsiadów, więc łatwo mi było tłumaczyć – mówi Olga Bonikowska. – Zostałam czynną wolontariuszką, a z czasem zaczęłam pracować w miejscowym liceum jako asystentka nauczyciela dla dzieci z Ukrainy. Miałam pod opieką 13 dzieci z różnych regionów Ukrainy.
Do jej obowiązków należała pomoc dzieciom na lekcjach, ponadto – ponieważ Olga jest z wykształcenia psychologiem – rozmowy z tymi dziećmi.
– Zapamiętałam 14-letniego chłopaka z Iziumu w obw. charkowskim. Do Polski przyjechał z mamą i siostrą, jego ojciec walczył o Ukrainę od 2014 r. Rodzina była zmuszona wyjechać, bo okupanci wyniszczali rodziny żołnierzy. Już w Polsce rodzina dowiedziała się o śmierci ojca. Chłopak okazał się na tyle mężny, że zaczął opiekować się matką i siostrą. Zastąpił im ojca. Szybko zaadoptował się na nowym miejscu, zaczął uczyć się polskiego i uczył się dobrze. Teraz jest jednym z najlepszych uczniów w szkole.
z archiwum Olgi Bonikowskiej
Ale jak zaznacza Olga, były też dzieci, którym adaptacja przychodziła z trudem, tęskniły za domem, rodziną, kolegami, a nawet – za domowymi zwierzakami, które musieli zostawić na Ukrainie. Z nimi nie było łatwo, ale polscy koledzy pomagali i wspierali nieprawdopodobnie.
Pomimo dobrych warunków i pracy Olga zdecydowała się wrócić na Ukrainę. Mówi, że musiała to zrobić, bo widzi swoje miejsce w rodzinnym kraju – tu jest potrzebna, tu jest jej praca, mąż i rodzina. Kilkumiesięczny pobyt w Polsce wywarł na niej nie byle jakie wrażenie, więc postanowiła podtrzymywać kontakty z przyjaciółmi z Bierunia.
– Niedawno grupa dzieci z sobotniej szkoły, zorganizowanej przez Łarysę Dobrowolską, nauczycielkę informatyki z Liceum nr 2 w Tłumaczu, odwiedziła Bieruń. Dzieci mają pochodzenie polskie i interesują się językiem polskim, kulturą Polski – dodaje Olga. – Do Polski wyjechało 18 osób: 12 dzieci w wieku 6–16 lat i 6 dorosłych. Mieszkali w tym samym hotelu „Adria”, w którym mieszkaliśmy z synem.
Co dnia uczestniczyli w różnych wycieczkach: na zamek w Pszczynie, do skansenu, gdzie oglądali żubry. Ukraińcy odwiedzili starostwo i opowiadali o szczegółach nauczania w swojej sobotniej szkole. Byli pod wrażeniem zwiedzania Liceum w Bieruniu. Mogli zobaczyć tam interesujące techniki nauczania. Zadziwiła ich interaktywna podłoga z grami przystosowana do nauczania dzieci niepełnosprawnych. Byli w wirtualnej klasie, gdzie przeglądali filmy przyrodnicze i wędrowali… wewnątrz ludzkiego organizmu: byli w sercu, płucach i wątrobie. I to wszystko w miasteczku, gdzie mieszka niecałe 16 tys. osób!
z archiwum Olgi Bonikowskiej
Goście z Ukrainy mieli możliwość korzystania z basenu niedaleko hotelu. Uczniowie z Tłumacza zawitali do starego kościola, rozmawiali z księdzem i próbowali grać na organach. Mieli też spotkania z dziećmi z Ukrainy, mieszkającymi w Bieruniu. Odwiedzili również Dom pogodnej starości, w którym mieszkają osoby po 70 roku życia. Tu zapoznali się ze sztuką robienia ukraińskiego amuletu – lalki-motanki oraz śpiewali i tańczyli dla pensjonariuszy.
– Dzieci wiele rozmawiały po polsku i było to dla nich dobrą praktyką – mówi Olga. Na razie przygotowuje projekt przyszłej współpracy ze starostwem w Bieruniu. Planuje się, że we wrześniu tego roku – na 25-lecie powstania powiatu – uczniowie z sobotniej szkoły znów odwiedzą Bieruń i przedstawią tam pieśni i tańce ludowe oraz kuchnię ukraińską.
– Jakkolwiek brzmi to paradoksalnie, ale straszliwe wydarzenia na Ukrainie wielu ludziom odkryły świat, w tym bratnią Polskę, która najbardziej pomaga Ukraińcom. Pobyt tam – to nowi dobrzy przyjaciele, plany na przyszłość, nadzieja na pokój i zwycięstwo Ukrainy – podsumowuje Olga Bonikowska.
Sabina Różycka
Tekst ukazał się w nr 7 (419), 14 – 27 kwietnia 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski