Wolontariusze z potrzeby serca

Z chwilą wybuchu wojny na Ukrainie wielu ludzi zaczęło pomagać ukraińskim cywilom i wojskowym. Zrzeszali się w większe lub mniejsze grupy wolontariuszy i przywozili rzeczy najpotrzebniejsze: żywność, środki higieny, kamizelki kuloodporne, noktowizory, drony i wiele innego sprzętu. Ale byli też tacy, którzy zaczęli działać we własnym zakresie, z potrzeby serca.

Do tych ostatnich należy Adam Słomczewski. Na wieść o wybuchu wojny, a następnie widząc w rodzinnym Gdańsku uchodźców z Ukrainy, postanowił zorganizować pomoc na własną rękę. Wśród rodziny, znajomych ogłosił zbiórkę odzieży, wystarał się u darczyńców o środki higieniczne i żywność. Załadował wszystko do swego auta i pojechał do Lwowa. Pierwszym adresem, dokąd zawiózł zebrane rzeczy, był Caritas archidiecezji lwowskiej. Po powrocie do Gdańska zaczął kolejną zbiórkę na następny wyjazd.

W swoim rodzinnym mieście poznał ludzi, prowadzących ośrodek pomocy uchodźcom z Ukrainy. Zawiązały się kolejne znajomości i pojawili się kolejni darczyńcy. Od znajomych dowiedział się o Polakach, mieszkających we Lwowie, którzy pozostali w mieście pomimo wojny. Zaopatrzony w adresy we Lwowie pojechał w październiku 2022 r. po raz drugi. Tym razem część transportu trafiła do Centrum Edukacji im. Mikołaja Reja. Żywność i odzież została rozdysponowana pomiędzy ludźmi potrzebującymi. Duża część specyficznych środków dezynfekujących trafiła na front i była z radością przyjęta przez żołnierzy i medyków wojskowych.

Niespodziewanie, pod koniec kwietnia, Adam zapowiedział się z kolejną wizytą. Znów część transportu przeznaczył dla osób z listy Centrum, a część przekazał do Caritasu. Za każdym razem Adam Słomczewski wyrusza z towarzyszem podróży. Po pierwsze czuje się pewniej w długiej drodze z Gdańska i z powrotem, a po drugie, towarzyszą mu przyjaciele, którzy na własne oczy chcą zobaczyć Ukrainę, Lwów i odczuć atmosferę wojny nawet na naszych, względnie spokojnych terenach. Jak mówią, podawane w wiadomościach w Polsce odgłosy alarmów nie sprawiają takiego wrażenia, jak słyszane na lwowskich ulicach.

Tym razem Adamowi towarzyszył gość szczególny – mieszkaniec Londynu David Muggleton. Dawid ma podobne zapatrywania jak Adam, więc zrozumieli się od pierwszego spotkania w ośrodku dla uchodźców w Gdańsku, który David wspiera. Żoną Davida jest Polka z Gdańska – dlatego przyjechał do tego miasta. Przybył tam od razu na wieść o wybuchu wojny i o losach uchodźców. Jego zaangażowanie w pomoc dla Ukrainy jest szczególne i warte opisu.

Przed kilkoma laty zmarł ojciec Davida. W papierach po ojcu znalazł kopertę, w której było 1500 funtów. Postanowił odłożyć te pieniądze na szczególne potrzeby. Gdy wybuchła wojna – uznał, że jest to ta „szczególna potrzeba”. Poleciał do Gdańska, wynajął samochód i z granicy zaczął rozwozić po Polsce uchodźców do miejsc ich przeznaczenia. W ten sposób poznał prowadzących ośrodek pomocy uchodźcom w Gdańsku i postanowił organizować w Anglii zbiórki pieniędzy na zakup żywności do tego punktu. Podobnie jak Adam Słomczewski zaczął zbiórkę wśród znajomych, przyjaciół, rodziny. Teraz, co trzy miesiące odwiedza Gdańsk i za zebrane kwoty kupuje żywność dla ośrodka. Prowadzi pełną dokumentację i umieszcza zdjęcia z akcji na swoim profilu. Tak udaje mu się poszerzyć grono darczyńców.

Wiele słyszał od uchodźców o Ukrainie, o ich rodzinnych miejscowościach i pragnął zobaczyć ten kraj. Nadarzyła się okazja, gdyż Adam właśnie wybierał się do Lwowa z kolejnym transportem żywności zakupionej z funduszy Davida Muggletona. Żona Davida dowiedziała się o tym w przededniu wyjazdu. Nie potrafiła odwieść męża od tego zamiaru. W ten sposób David Muggleton trafił do Lwowa. Niedzielny spacer po mieście w niczym nie przypominał toczącej się wojny: wszędzie dużo ludzi, młodzieży, wycieczek, pełne kafejki i muzykanci, grający na ulicach. A jednak nocą alarm przypomniał, że toczy się wojna i David usłyszał te przejmujące do głębi dźwięki.

Trzeba podkreślić, że obaj panowie są bardzo skromni. Na propozycję wywiadu z nimi wzbraniali się, mówiąc, że robią to nie dla rozgłosu. W końcu jednak się zgodzili. To dzięki takim jak oni, do Ukrainy stale, wieloma strumyczkami napływa pomoc. Często są oni niewidoczni, bo w mediach przeważnie opisywane są potężne fundacje, darujące drogi sprzęt, samochody czy inne rzeczy w wielkich ilościach. O takich jak Adam Słomczewski czy David Muggleton nie zobaczy się reportażu w telewizji i nie przeczyta w gazetach – nie są oni medialni i, co najważniejsze, nie dbają o rozgłos, swoją zaś misję realizują sami ze zdobywanych, wcale nie łatwo środków, poświęcając swój czas i możliwości. Im też należą się gorące słowa wdzięczności za ich zaangażowanie i serce, które w tę sprawę wkładają.

Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 9 (421), 16 – 29 maja 2022

Source: Nowy Kurier Galicyjski