Wojna. Część 8

Początek kwietnia 2022 r.

Kijów i znowu Podole: wśród zabytków starożytności

1 kwietnia, wieczór w mojej dzielnicy w Kijowie. Wychodzę na spacer przed godziną policyjną. Nie widziałem tego miejsca takim nawet na początku pandemii covidu dwa lata temu: zupełnie opustoszałe ulice w półmroku, niebieska mgła, zamknięte i zaśmiecone liśćmi wejście do metra, rzadkie światła w oknach. Wszystko to robi przygnębiające wrażenie. Ale, z drugiej strony, nie słychać strzelaniny, jak to było we wszystkich poprzednich wizytach tutaj. W ciągu godziny marszu spotykam tylko dwie osoby. Od czasu do czasu do głowy wkradają się głupie myśli o wrogich sabotażystach, którzy mogą cię tu zabić tylko dla zabawy. Ale napięcie łagodzi kilka kotów, które wydają się mieszkać dużą rodziną pod jednym z ganków. Widać, że ludzie je tu karmią, futrzaki zaś nie uciekają ode mnie.

Kolejne dni spędzam znowu w trasie. Zabieram rodziców do Kamieńca na kilka dni, aby wrócić z żoną do Kijowa. Jedziemy do wsi Noskowce w obwodzie winnickim. Częściowo zachował się tu na wpół spalony pałac Potockich, którzy pod koniec XIX wieku zmuszeni byli go sprzedać rosyjskim właścicielom ziemskim. Skoro tu jestem, chcę zaktualizować moje zdjęcia podobnych miejsc do ewentualnego przedruku mojej książki o polskich rezydencjach, którą planowałem opublikować akurat w tym roku 2022.

Już w Kamieńcu zastałem tak piękny zachód słońca, że pomimo głośnego szczekania podwórkowych i ulicznych psów pobiegłem do dzielnicy Polskie Folwarki, by fotografować w pomarańczowych promieniach „złotej godziny” katolicką fasadę miasta z katedrą św. Piotra i Pawła, klasztorem franciszkanów i innymi. O dziwo, w poprzednich podróżach nie byłem w tych ładnych, wąskich uliczkach prywatnych domków, gdzie na elewacjach ozdobne wielobarwne kafelki wskazują na wpływy sąsiedniej Mołdawii i Bukowiny, gdzie ludzie uwielbiają wszystko, co kolorowe. Myślę sobie, że chciałbym tu zamieszkać, a na pewno miałbym na ścianie domu taką płytkę, która mieniłaby się kolorami w promieniach zachodzącego słońca.

Następnego dnia cała rodzina udaje się na krótką wycieczkę do twierdzy Chocim, której jeszcze nie zwiedzili mój ojciec i mama żony. Tutaj zadziwia prawie pusty duży parking, który zawsze był całkowicie wypełniony samochodami i autokarami. Opowiadam rodzicom historię warowni i widzę, że słucha mnie również inna rodzina. Zapoznaję się z nią. Pochodzą z Charkowa. Nie mają już mieszkania – zbombardowane. Co dalej – nie wiedzą. Mężczyzna, kobieta i dwoje dzieci. Staram się opowiadać i pokazywać tak, żeby choć na chwilę zapomnieli o swoim nieszczęściu.

Tata jest bardzo zadowolony z ujrzenia twierdzy. Rzadko okazuje podziw dla tego, co widział, więc bardzo się cieszę, że mogłem mu pokazać tę perłę. Zawsze chciałem podróżować z tatą i wydaje się, że marzenie się spełniło, ale podróżujemy dziś niezupełnie z własnej woli…




7 – 8 kwietnia 2022

Irpień, Horenka, Hostomel: oczy nie wierzą temu, co widzą

Znowu w Kijowie. Całą rodziną i mam nadzieję, że nie będziemy musieli znów uciekać. Oficjalne media podają, że obwody kijowski i czernihowski zostały już całkowicie wyzwolone. Aż nie mogę w to uwierzyć. Do niedawna słyszałem strzały i widziałem pożary z balkonu mojego domu. Teraz cisza. Ta cisza jest dziwnie przerażająca. Do kanonady już się przyzwyczailiśmy.

Żona wciąż boi się przebywać w Kijowie. Jest zagubiona nawet we własnym mieszkaniu. Wydaje się, że wszystko jest nadal takie samo, lecz alarmy przeciwlotnicze i zaklejone okna sprawiają, że się wraca do rzeczywistości ze swego mikrokosmosu.

Wieczorem idziemy z nią na spacer przed domem. Nie ma już przygnębiającej mgły, na ulicach jest trochę więcej ludzi, ale wciąż bardzo mało oświetlonych okien. Na jednym ze skrzyżowań widzimy nowy krzyż w ziemi. Grób? Zbliżamy się. Na krzyżu zdjęcie putina, rok jego urodzenia i podpis „zdechł w 2022 roku”. Oby tak się stało.





Muszę jechać do Irpienia, Buczy, Hostomela. W niewytłumaczalny sposób pociąga mnie to, ale nie podoba mi się to moje pragnienie oglądania horrorów. Nie potrafię sobie tego wyjaśnić. Władze informują, że miasta te są zamknięte, trwa rozminowywanie, że w okolicznych lasach wyłapuje się moskali, którzy po prostu zostali porzuceni podczas ucieczki. Ale mimo to jadę do Romanówki, gdzie był most do Irpienia. Przed mostem stoi kilka samochodów – dalej nie ma przejazdu. Droga, domy, cerkiew – wszystko po wybuchach min wroga. Zniszczone do cna. Pod płotami znajdują się dziecięce wózki porzucone przez uciekających od ostrzału. Gdzieś tutaj zginęła cała rodzina, z wyjątkiem mężczyzny, który się trochę spóźnił i nie trafił pod eksplozję. Oto ten okaleczony, rozdarty most. Przed oczy nasuwa się marcowe zdjęcie setek cywilów z dziećmi i zwierzętami, stojących pod nim, czekających na koniec ostrzału. Na środku rzeki, na ruinach mostu leży przewrócony samochód. Przechodzę na drugą stronę i wchodzę na most. Jest wiele spalonych lub przestrzelonych samochodów, które ludzie porzucili chowając się pod mostem. Niektóre są bez kół – szabrownicy niestety już się postarali… Nieco dalej – zniszczona stacja benzynowa z przewróconym samochodem w wyniku eksplozji. Wypadały z niego naprędce zebrane rzeczy: ubrania, buty, karma dla zwierząt. Widzę dużo zniszczonych drogich samochodów. Ludzie pewnie oszczędzali na nie przez całe życie…

Mój przyjaciel M. i ja jesteśmy w Horence pod Kijowem. Przejeżdżamy przez Puszczę-Wodycę, gdzie 23 lutego w drodze od źródła znaleźliśmy z córką cudownego szczeniaka. To piękna stara podmiejska dzielnica kijowskich domów letniskowych. Są tu wspaniałe dwory z początku XX wieku. Na szczęście znane mi domy są nienaruszone, ale niektóre budynki zostały zniszczone przez eksplozje. Jedziemy do sąsiedniej Horenki. Tu naprawdę bieda. Tyle domów zniszczonych, wszystko okaleczone. Wróg tu nie dotarł, ale bez przerwy chaotycznie strzelał do wioski, nie zważając na cywilów. Poznajemy starszą panią Irinę, która opowiada o tym, jak przyleciały tu wrogie pociski. Jeden z nich wystaje prosto z asfaltu. Pamiętamy, że niebezpiecznie jest tu chodzić i uważamy na każdy nasz krok. Przy jednym z domów stoi babcia. Podchodzę, witam się, pytam, czy czegoś nie potrzebuje. „Leki. Różne. Na żołądek. Mój mąż leży, cierpi na żołądek. Wolontariusze już tu byli. Obiecali przynieść lekarstwa, ale nikt nie wrócił”. Zapisuję nazwy leków i przyrzekam sobie, że dostarczę je tej babci. Naprzeciwko jej mniej więcej ocalałego domu stoi sąsiedni, spalony. Ogień w dziwny sposób nie rozprzestrzenił się na jej dom.

Tutaj są same ruiny. Nie ma nic: nie ma światła, nie ma gazu i wody. W niektórych miejscach są pojedyncze osoby, które przeżyły ten koszmar i teraz naprawiają dachy lub wybite okna. Mijamy ogromny sklep firmy Kuhne&Nagel, spalony i zniszczony wybuchami pocisków. Coś takiego oglądałem jedynie w niektórych filmach. Lecz nawet tam nie było obrazów takiego zniszczenia. Wyjeżdżamy na resztki mostu przez rzekę Irpień w Hostomelu. Jedna strona jest całkowicie zniszczona, druga bardzo się ugina, ale samochody przed nami odważają się jechać. Ze strachem, mocno przekrzywieni na bok, przejeżdżamy przez ten most. Zaczyna się centralna część Hostomelu, który orkowie zajęli jako pierwszy, zrzucając tu desant. Zniszczenie, pożary, chaos. Chcę obejrzeć dom mego przyjaciela, którego mieszkanie zostało zniszczone pociskiem wroga. Ale na drodze są saperzy i nikomu nie wolno ruszać dalej. W pobliżu znajduje się w połowie zniszczona przez pożar dzielnica domków, tak zwanych town-hausów. Śliczne niegdyś piętrowe domy z małymi ogródkami. Nawet nazwa tej ulicy brzmi – Malownicza. Połowa budynków spłonęła, inne zostały splądrowane. Widać, że wybito tu drzwi i okna, którymi wynoszono niektóre rzeczy Na jednym z podwórek leżą zabawki, przez zniszczone okna widać na ścianach śmieszne obrazki z kotami… Bolesny widok. Z jednego mniej więcej całego domu wychodzi mężczyzna. Mieszkał tutaj i udało mu się wyjechać z rodziną. Widzę przez okno jego córkę patrzącą na nas. Częstujemy go papierosem. Mówi: „Wyjęli drzwi i okradli dom. Nasi szabrownicy byli tu po orkach. Ale na szczęście – żyjemy. Widzisz, ten dom spłonął na samym początku. Stoi na podwórku zniszczony porsche. Mieszkało tam młode małżeństwo. Podczas pożaru kobieta udusiła się dymem, a jej mąż oszalał”.

Trudno nam tu cokolwiek powiedzieć. Nie da się tego pojąć. Jak w XXI wieku cała armia może niszczyć cywilów, ich mienie, ich godność tylko dlatego, że ci ludzie nie chcą być posłuszni najeźdźcom? Czy to wszystko dzieje się naprawdę?! Czy ożywają teraz te wszystkie okropne wspomnienia Litwinów, Polaków i Ukraińców z zachodniej Ukrainy, dokąd przybyli sowieccy żołnierze, aby ich „wyzwolić”? Dużo przeczytałem o tym. Dziś identyczne są świadectwa tych oto ludzi, którzy takich książek nie czytali…

Dmytro Antoniuk

Source: Nowy Kurier Galicyjski