Wiosna w przedszkolu – po trzech latach

Znów, po trzech latach przerwy, przedszkolacy z polskiej grupy „Mikrusy” z przedszkola przy ul. Metrologicznej wystąpiły przed publicznością – swoimi rodzicami. Dzieci oraz ich wychowawczyni Jola Szymańska i muzykolog Aleksandra Wojciechowska z utęsknieniem oczekiwały tej chwili.

W największej sali już zawczasu gromadzą się rodzice. Z przyzwyczajenia z okresu covidowego wkładają na obuwie tzw. „bachiły” czyli plastikowe pokrowce, aby nie brudzić dzieciom kilimu, leżącego na posadzce. Muzykolog pani Łesia, jak ją tu wszyscy nazywają, przygotowuje oprawę muzyczną, sprawdzając kolejność melodii. Jeszcze ostatni przegląd rekwizytów przez panią Jolę i na salę wchodzi dziesiątka „Mikrusów” – polska grupa przedszkolna.

Dla pamiętających dawne czasy, gdy dzieci było 20-ro i więcej, grupa wygląda dość skromnie. Przeważają dzieci młodsze – 3–5-latkowie, starszaków jest tylko dwoje. Prym wiodą dziewczynki, bo chłopców jest mało – tylko dwóch.






fot. Krzysztof Szymański / Nowy Kurier Galicyjski

Dzieci odważnie witają wiosnę piosenką, żegnając zimę, która już znudziła się im na dobre – „wyrzucają” zimowe ubrania i obuwie do improwizowanej szafy. Ale sama wiosna nie cieszy pogodą, więc w kolejnej piosence dzieci proszą o ciepło i słońce, o możliwość zabawy na otwartej przestrzeni.

A jak wiosna – to Wielkanoc, która kojarzy się z pisankami. Kolejna scenka: w koszyku leżą wydmuszki i czekają, aż przyjdzie kogucik i pomaluje je na pisanki. Koszyk rozkwita różnokolorowymi pisankami. Z jajek wykluwają się pisklęta. I kolejna zabawa – dzieci ubierają żółte czapeczki z czerwonymi dziubkami i tańczą z mamą-kurą (Aleksandrą Wojciechowską) taniec małych kurczątek.

Na zakończenie – jeszcze kilka ulubionych zabaw z piosenkami „Gdzieżeś ty bywał, czarny baranie”, „Jolanko, klęknij na kolanko” i „Kółko graniaste” oraz układanie kolorowych puzzli w kształcie jajek, co z trudem udawało się dzieciom, a nawet paniom wychowawczyniom. Ale od czego są mamy – zawsze pośpieszą z pomocą. Dzieci mogą być dumne – spisały się na medal! Każdy punkt programu nagradzano głośnymi brawami, a po zakończeniu rodzice przytulali swe pociechy i gratulowali im występu.

Na zakończenie pani Jola składa życzenia pokoju – pokoju w duszy każdego, pokoju na Ukrainie i na całym świecie.

fot. Krzysztof Szymański / Nowy Kurier Galicyjski

Gdy rodzice wyściskali swoje pociechy i odprowadzili je do sali zabaw, pojawiła się możliwość porozmawiania z Jolą Szymańską.

Pani Jolu, jak minęły te trzy lata od czasu naszego ostatniego spotkania? Były to chyba obchody Św. Mikołaja w 2019 r.

Gdy zaczęła się kwarantanna covidowa w 2020 r., mieliśmy jeszcze kilka poranków, ale już bez rodziców – takie były zalecenia. Potem trochę złagodniały i mieliśmy nadzieję, że dzieci znów wystąpią przed nimi, ale zaczęła się wojna i wielu rodziców wyjechało ze swymi dziećmi. Program, który przedstawiliśmy dziś, czekał na realizację trzy lata. Zmieniali się uczestnicy, było ich raz więcej, raz mniej, aż dopiero dziś zdecydowaliśmy, że można go nareszcie zaprezentować naszej kochanej publiczności. Dla dzieci jest ważne, aby były słyszane. Kilka występów mieliśmy bez publiczności lub przed innymi grupami. Jednak było to niewystarczające, bo muszą mieć kontakt z dorosłymi, by pochwalić swymi umiejętnościami. Dziś było zupełnie inaczej.

Powiem, że przez ten czas czułam się zagubiona. Najpierw pandemia z jej ograniczeniami, potem z powodu małej liczby dzieci nasza grupa została zamknięta, potem znów otwarta. Dalej wybucha wojna i kolejne ograniczenia. Dotyczy to zwłaszcza schodzenia do schronu. W naszym przedszkolu schronu nie ma, mamy natomiast wielkie okna. Całymi grupami schodziliśmy do schronu w sąsiedniej dawnej willi Zachariewiczów „Julietka”. Przygotowano tam stosowne pomieszczenie i nawet wstawiono pianino, z czego najbardziej zadowolona była Łesia. Mogła dzieciom zagrać i mogliśmy wspólnie śpiewać i tak niepostrzeżenie mijał czas. Niestety pomieszczenie to jest niewystarczające i większe grupy podzielono tak, że dzieci chodzą do przedszkola co drugi dzień. Nasza grupa jest mała, więc chodzi codziennie. Najgorsze było, gdy alarm wypadał w czasie snu. Trzeba było dzieci budzić, szybko ubierać i maszerowaliśmy do schronu. Dzieci wybijały się ze snu, były markotne i było to trudne dla wszystkich. Ale cóż mieliśmy robić…

Jakie są obecnie zmiany w przedszkolu?

Wyjechała nasza dyrektor. Jest za granicą. A poza tym większych zmian nie ma. Jesteśmy wciąż te same – Łesia, Wiera i ja. Niestety, ciągle zmieniają się dzieci. Dzieci się do nas przyzwyczajają, a tu muszą wyjechać. Gdy wybuchła wojna, dużo rodziców wyjechało z dziećmi i nie wiadomo, czy i kiedy wrócą do nas. Z tych zmian to chyba to, że zaczęliśmy przyjmować dzieci od trzech lat – przedtem od czterech. Teraz mamy w grupie 12 dzieci. Dziś jest dziesiątka, bo dwoje jest chorych. Oprócz tego mamy teraz dwoje dzieci ukraińskich. Są to dzieci z innych grup, których rodzice nie mieli możliwości pozostawania z nimi w domu. Dobrze zaadoptowały się, rozmawiają po polsku i dzisiaj też wystąpiły bardzo dobrze.

Młodsze dzieci przyzwyczajają się do przedszkola łatwiej, starsze trudniej. Zaobserwowałam, że starsze dzieci starają się pomagać tym młodszym, opiekują się nimi. Grupa jest zróżnicowana, bo są dzieci od trzech do siedmiu lat.

Jak przedszkole pracuje w lecie?

Grupy są łączone, nie mamy pełnego urlopu, chociaż byłoby dla nas lepiej, gdyby przedszkole zamknięto na cały urlop, a potem wznowiono pracę. Tak pracujemy. Kiedyś było więcej dzieci, ale było spokojniej, a teraz jest jak jest, lecz mam nadzieję, że wszystko się odmieni i wrócą spokojne czasy.

Dziękuję za te kilka słów i życzę wytrwałości i pokoju.

Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 8 (420), 28 kwietnia – 15 maja 2023

Source: Nowy Kurier Galicyjski