Willa premiera Kazimierza Bartla w Dorze

Delatyn-Dora jako osiedle powstało dzięki źródłom słonej wody (później, za czasów austriackich, istniał tu potężny państwowy zakład leczniczy), a samo osiedle otrzymało status kurortu, utracony po drugiej wojnie światowej. Dość długo, od XIII do XIX wieku Delatyn uważano za bramę Karpat, faktycznie Gorganów. Całkiem nie przypadkowo szosa (zwana szosą Krattera) i kolej, której budowę ukończono w roku 1897, przechodziły przez Delatyn. Pozostałości tych obiektów, łącznie z drewnianym rurociągiem słonej ropy, do dziś mogą oglądać turyści.

Willa prof. Bartla w Dorze, zdjęcie Leona Orła z roku 2015

Osiedle Dora było na początku swego istnienia, tj. zaczynając od XVI wieku, tylko peryferią kurortu, głównie klimatycznego, ale z dobrym dojazdem od strony Stanisławowa i Lwowa. Właśnie dlatego Dora została wybrana jako miejsce letniej rezydencji premiera RP.

Budynek został zbudowany w połowie lat trzydziestych. Jako budulec wykorzystano drewno karpackich świerków (szkielet i tak zwane „dyle”) oraz zwykłą gorgańską glinę. Willa posiada parter i nadbudowę, wyróżnia się obfitym oszkleniem i przyznać należy, iż wśród ukraińskich nowobogackich zabudowań wygląda dziś dość ubogo.

Kazimierz Władysław Bartel – pięciokrotny premier RP, syn stryjskiego kolejarza, z archiwum autorów

Z historii wiadomo, że właściciel tej nieruchomości został rozstrzelany przez hitlerowców we Lwowie nocą z 25 na 26 lipca 1941 roku. Wypoczynkowy budynek rodziny Bartlów w Dorze był najpierw obrabowany do stanu „co się dało wynieść”, a później, po umocowaniu się władzy sowieckiej, oddano go na własność jako nagrodę pisarce zachodnioukraińskiej Irynie Wilde. Po śmierci nowej właścicielki willa została podzielona między jej spadkobierców, obecnie jest w stanie „zmiłuj się, Boże”. A szkoda, bo niszczeje jeszcze jeden obiekt polskiej pamięci narodowej poza granicami kraju.

Tym bardziej, że pięciokrotny premier RP, profesor i rektor Politechniki Lwowskiej, światowej sławy matematyk pochodził ze Stryja, tj. województwa stanisławowskiego. Kazimierz Bartel (1882–1941) był synem maszynisty parowozu i zaczynał swoją drogę jako ślusarz w stryjskich warsztatach kolejowych. Podręcznik akademicki geometrii wykreślnej autorstwa prof. Bartla, przetłumaczony na język rosyjski, już za „pierwszych sowietów” stał się podręcznikiem sowieckich inżynierów i było tak prawie do końca istnienia „sojuzu nieruszymowo”. Jeżeli chodzi o majątek rodziny Kazimierza Bartla, to profesor był dość ubogi: w czasie rewizji w jego lwowskim mieszkaniu, przeprowadzonej w 1939 r. przez sowietów, „przepadł” tylko zegarek. Hitlerowcy mieli większe apetyty: żonie profesora po areszcie męża zezwolono wziąć ze sobą tylko dwie walizki. Jesienią 1944 roku do dyspozycji rodziny nie pozostawiono nawet oblepionych gliną ścian letniego domku.

Kościół pw. św. Franciszka w Delatynie, fot. z archiwum autorów

Dotrzeć do tego obiektu nietrudno: trzeba jechać ulicą Dory wzdłuż potoku Kamionka w kierunku zachodnim ok. 2–3 km, mijając kolejowy przystanek „Dora”, do przydrożnego sowieckiego pomnika żołnierza-afgańca. Z prawej (północnej) strony na wzgórzu wyraźnie już widać willę rodziny Bartlów. Dalej ulica prowadzi w prawdziwe góry z dość kiepskimi mostkami nad potokami. Uwagę przyciąga kompleks wypoczynkowo-wychowawczy dla młodzieży wyznania greckokatolickiego, posiadający małe muzeum. W jego stałej ekspozycji można oglądać modlitewniki dla ludu ukraińskiego w języku ukraińskim, lecz drukowane łacińskimi literami w pisowni polskiej. W połowie XIX wieku były popularne, znany jest nawet jeden z poematów Szewczenki, napisany w ten sposób. Jest tam też „górka papieży” z popiersiami znanych działaczy katolickich. Najwyższe miejsce na górce zajmuje popiersie św. Jana Pawła II – jest to jeden z pierwszych pomników papieża Polaka poza granicami kraju.

Z innych obiektów turystycznych warto zobaczyć kościół pw. św. Franciszka z Asyżu. Parafia rzymskokatolicka Delatyna została założona w 1857 roku. W końcu XIX wieku kościół odbudowano jako murowany z cegły w stylu zwanym „stylem Marii Teresy”, tj. z jedną wieżą po środku ściany (czasem kościoły te określano jako „muster kirche”, co znaczy „budowle wzorowe, do naśladowania”.

„Papieska górka” w Dorze z popiersiem Jana Pawła II, 2015, fot. z archiwum autorów

Amatorom militariów polecamy rzymskokatolicką plebanię kościoła pw. św. Franciszka (obecnie jest to dom mieszkalny czterech rodzin, bez żadnego powiązania z kościołem). W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku budynek służył jako sztab wojsk SS, skoncentrowanych tu dla niszczenia partyzantki S. Kowpaka. Całe terytorium wokół kościoła jest faktycznie cmentarzem.

Mocno związane z Delatynem jest nazwisko Stanisława Wyspiańskiego, stale zamieszkałego tu z żoną. Była nauczycielką, liczne zaś jego portrety kobiet w secesyjnych pozach przedstawiają jej rodzoną siostrę. Niestety, z materialnej spuścizny po Wyspiańskim Delatyn, posiadający teraz nawet lokalne muzeum, niczym nie może się pochwalić. Mieści się to muzeum w dawnym domu i adwokackim biurze ukraińskiego radykała Łagodyńskiego. Wspomniany adwokat przysyłał swoich klientów (jak sam wspomina) do Dory, do żony profesora i premiera Kazimierza – Marii (sam premier odpoczywał mało i częściej przebywał w Warszawie albo Lwowie) z prośbą o protekcję. Żona profesora ich co najmniej wysłuchiwała, na czym wygrywał adwokat.

Autorom artykułu nie udało się znaleźć w Delatynie-Dorze żadnych śladów, żadnych drzwi ze śladami malowideł Wyspiańskiego. A raptem ktoś z czytelników powtórzy przypadek z malowidłami Wan Goga, którymi jego ojciec zamykał okienko w kurniku? Szansa pozostaje.

Zachęcamy więc do odwiedzin Delatyna-Dory.

Leon Orzeł, Petro Hawryłyszyn

Tekst ukazał się w nr 15-16 (379-380), 31 sierpnia – 16 września 2021

Source: Nowy Kurier Galicyjski