Ukraińcy filmują Krzysztofa Zanussiego

Polski reżyser Krzysztof Zanussi podróżował w Chodorowie, położonym w obwodzie lwowskim, nietypowym transportem – furmanką. To jedno z ujęć powstającego filmu o polskim reżyserze światowej sławy. Zdjęcia realizuje grupa autorska z Ukrainy.

– Kręcimy film pod roboczym tytułem „Kod kulturowy Krzysztofa Zanussiego” – wyjaśnił Kurierowi Galicyjskiemu Władysław Robskyj, ukraiński reżyser i scenarzysta. – Ten film opowiada o kulturze, znaczeniach, interakcji między różnymi kulturami – polską i ukraińską, o poszukiwaniu własnego miejsca w życiu.

Krzysztof Zanussi przyjechał do Chodorowa na zaproszenie swojego ucznia, studenta Ostapa Wakuluka (Остап Ваколюк, Ostap Vakoliuk – w transkrypcji używanej w dokumentach na Ukrainie – red.), który pochodzi z tego miasteczka. Przedstawił tam też swój ostatni film „Eter”, w którym zadebiutował Ostap.

Reżyser pomagał Ostapowi Wakulukowi, kiedy młody aktor uciekł w 2014 roku do Polski po protestach na kijowskim Majdanie, w których uczestniczył.

Krzysztof Zanussi i Ostap Wakuluk w Chodorowie, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

Rycerz Majdanu

Ostap studiował w Kijowie i był na trzecim roku aktorstwa dramatycznego. Wspomina, jak razem z kolegami każdego dnia chodził na Majdan, gdzie po trzech miesiącach pokojowych demonstracji zaczęły się pierwsze starcia. Chłopaki mieli wstążki niebiesko-żółte. Kiedy wracali do akademika, podjechało do nich z piskiem opon kilka taksówek i nieoznakowanych aut. Agresywni mężczyźni wyskoczyli na studentów i zaczęli ich bić.

– Jednego kolegę pobili bardzo mocno, ja w mgnieniu oka znalazłem się na ziemi, objąłem głowę rękami i za chwilę byłem już w samochodzie – wspomina Ostap. – Złapali prawie wszystkich, z naszej ósemki tylko jednemu koledze udało się uciec. Wiedzieli, że było nas ośmiu, to przez pomyłkę złapali jakiegoś, w ogóle nieznanego nam chłopaka, który przechodził obok. Zapakowali do aut i wywieźli. Ten kolega, co uciekł, od razu zadzwonił do mojej siostry, która jest dziennikarką telewizyjną. Powiedział jej o wszystkim i tak zaczęto nas szukać. Trafiliśmy na komendę milicji. Straszono nas, że będziemy na kark skakać. Robiło się poważnie. Milicjanci zaczęli robić zdjęcia, obszukiwali nas. Potem wzięli do drugiego pokoju i kazali podpisać dokumenty. Nie próbowałem nawet tego czytać, żeby ich nie rozzłościć swoimi pytaniami. Później adwokat wysłał mi dokumenty do przeczytania, żebym zobaczył, jaki ze mnie poważny przestępca. Było w nich napisane, że jesteśmy oskarżeni o zorganizowanie demonstracji na Majdanie, jesteśmy terrorystami, że to my podpalaliśmy i strzelaliśmy do milicjantów. Groziło nam 15 lat więzienia. Pewnie myśleli, że dla przykładu wsadzą nas za kratki, reszta się przestraszy i to wszystko się skończy. Podpisaliśmy dokumenty, nie mieliśmy wyboru. To ich uspokoiło. Mieli podkładkę. Wiedziałem, że grozi mi sąd. Nie wiem ile czasu nas trzymano, pięć, sześć godzin. Inny świat, nic nie możesz. Tylko siedzisz na tyłku i czekasz. Jak to podpisałem, wziąłem telefon i napisałem do siostry jedno słowo: „Dniprowski” (nazwa komisariatu rejonowego). Niedługo potem na komisariat przyjechał adwokat, potem drugi i poseł. Podali moje nazwisko. Wypuścili. Siostra od razu mnie zabrała do telewizji „Hromadske TV”, żebym opowiedział, co się stało. Adwokat mówił, żebym się schował. Przez dwa tygodnie siedziałem na wsi pod Kijowem. Potem wyjechałem do Polski. Wszystkich, których wcześniej złapano, spotkał areszt śledczy.

Swoją ucieczkę do Polski oraz spotkanie z Krzysztofem Zanussim Ostap zawdzięcza swojej siostrze, która pracowała tam wcześniej jako dziennikarka i miała znajomych w Warszawie.

Lesia Vakuliuk, siostra Ostapa, fot. Konstanty Czawaga / Nowy Kurier Galicyjski

– Mieszkałem w jakichś dziesięciu czy dwunastu mieszkaniach – wspominał dalej Ostap. – Nigdy nie zapomnę demonstracji pod ambasadą Ukrainy. W tamtym czasie nie znałem zbyt dobrze języka polskiego, ale w pewnym momencie pomyślałem, że to tylko Ukraińcy zgodzili się krzyczeć, aby okazać solidarność z Ukrainą. I wtedy w pewnym momencie ktoś zaczyna krzyczeć: „Jesteśmy z wami! Jesteśmy z wami!”. I cały ten tłum, wszyscy ci ludzie zaczynają krzyczeć: „Jesteśmy z wami!”. Wtedy zdałem sobie sprawę, że faktycznie Ukraińców była tam mniejszość, a przyszło więcej Polaków. Jestem bardzo wdzięczny Polsce i wszystkim Polakom za solidarność, za okazywane do dziś wsparcie.

Potem rząd Polski ogłosił 50 stypendiów dla obywateli Ukrainy, którzy ucierpieli na Majdanie. Ostapowi też udało się dostać na listę. Dzięki stypendium miał darmowy kurs języka polskiego. Pracował w barze, przy remontach, przy tirach, też jako DJ na imprezach z muzyką ukraińską. Od siostry dowiedział się, że swego czasu Krzysztof Zanussi pomógł Białorusinowi, który uciekł przed władzą Łukaszenki do Polski. Przez znajomego Ostapowi udało się umówić na spotkanie z wybitnym polskim reżyserem.

– Swój los zawdzięczam panu Krzysztofowi, który otworzył przede mną nowy świat, jakkolwiek żałośnie to zabrzmi – zaznaczył w naszej rozmowie Ostap Vakuliuk. – Wielokrotnie zapraszał do swojego domu, a jest to miejsce, w którym spotykają się ludzie o wspólnych wartościach, którzy chcą zrobić coś nowego, którzy cierpią. Pan Krzysztof stawia akcenty, pokazuje, i zaczynasz inaczej patrzeć. Otwiera twój umysł, budzi świadomość, a to są bardzo nieuchwytne rzeczy. Zagrałem w jego filmie. To było coś niesamowitego. Kiedy przyjechałem do Warszawy, spędziłem tam niejedną noc. Takie rzeczy mogą wydawać się banalne, ale kiedy przyjeżdżasz do nowego kraju i nieznajomy otwiera ci swój dom, wpuszcza cię do swojego domu, to bardzo cenne. I to nie tylko pan Krzysztof. Bardzo dużo osób mi pomogło w Polsce. Tak się złożyło, że znów gram w filmie. To dla mnie wielki zaszczyt wziąć udział w filmie dokumentalnym o panu Krzysztofie. O człowieku, który jest człowiekiem świata. Nieprzeciętny filmowiec. Porusza tematy niezbyt modne. Tematy wiary, że trzeba coś poświęcić, żeby dostać coś więcej. A także o relacjach między sąsiadami, aby mimo trudnej historii znaleźć wspólny język. Wartości chrześcijańskie faktycznie pomagają rozwiązywać problemy, przebaczyć i iść dalej. Twórz, bądź razem. Zawsze podkreśla naszą jedność jako Europejczyków. Dla Ukrainy jest bardzo ważne, że jesteśmy w Europie i musimy trzymać się razem. Czułem też, że Europa jest moim domem, kiedy odwiedziłem Amerykę Łacińską. Wtedy zdałem sobie sprawę, że dla mnie Hiszpania jest tak blisko domu, a Polska jest ogólnie ojczyzną, bo tam do zrozumienia są dwa, trzy słowa. A Ameryka Łacińska jest daleko, 11 tysięcy kilometrów. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że Europa jest twoim domem. A pan Krzysztof zawsze eksponuje te wątki w swoich filmach.

Misja „Eteru” i jego twórców

Akcja filmu „Eter” rozgrywa się tuż przed I wojną światową na okupowanych ziemiach polskich. Doktor (Jacek Poniedziałek), lekarz mieszkający w Cesarstwie Rosyjskim, po oskarżeniu o próbę morderstwa i gwałtu na młodej pacjentce (Maria Riaboszapka) w ostatniej chwili zostaje uratowany przed karą śmierci i zesłany na Syberię. Ucieka stamtąd i przedostaje się do Austro-Węgier, gdzie zostaje zatrudniony w pewnej twierdzy jako lekarz. Bardziej niż tradycyjna praktyka medyczna interesują go jednak eksperymenty z eterem, który doktor postrzega jako środek potrafiący hamować ból i jednocześnie daje władzę nad innymi ludźmi. Otwarcie deklarując postawę ateistyczną, często wypowiada się o wyższości i kluczowej roli nauki. Badania nad eterem stawia ponad wszystko: przeprowadza eksperymenty na swoim pomocniku, Tarasie (Ostap Wakuluk), oraz za naradą komendanta (Andrzej Chyra) rozpoczyna nielegalną działalność szpiegowską, aby móc finansować dalszą pracę. Po tym, jak owa aktywność zostaje wykryta, doktor próbuje popełnić samobójstwo za pomocą eteru, lecz to mu się nie udaje. Ostatecznie zostaje na nim wykonany wyrok śmierci. Koniec filmu wykazuje komu służył lekarz.

Ostap Wakuluk oprowadzał Krzysztofa Zanussiego po Chodorowie. Pokazał świątynie. Nie ominęli też starych kamieniczek.

– Widzę, że w tym małym miasteczku też jest co robić – powiedział dla Kuriera Galicyjskiego Krzysztof Zanussi. – Chłopak, który grał jedną z głównych, właściwie główną rolę, pochodzi stąd. Zagrał pozytywną rolę, jedyną pozytywną rolę prawdziwego Ukraińca. Grał częściowo w języku ukraińskim. Wszystkie historie, które są pojednawcze, które służą, byśmy na nowo kochali, są zawsze pożyteczne. Ten film jest podobno o mnie. Ja niedaleko stąd kręciłem przed trzema laty już swój ostatni film, a teraz zobaczyłem ten kościół greckokatolicki, który jest bardzo oryginalny, bardzo ciekawy i udany, moim zdaniem. Bardzo ładnie wygląda. No i zobaczyłem oczywiście świeżo ukończoną drugą cerkiew i kościół katolicki przy okazji. Nam też wiele osób pomagało, gdy byliśmy w biedzie… Jemu nie trzeba pomagać, jego trzeba wspierać. To człowiek dużych nadziei. Bardzo na niego stawiam – z nadzieją popatrzył na Ostapa.

Na przegląd filmu „Eter” i spotkanie z Krzysztofem Zanussim przybyli też miejscowi Polacy.

– Dzisiaj mamy niezwykłe, wspaniałe wydarzenie w Chodorowie – zaznaczyła Mirosława Tomecka, prezes Towarzystwa Pomocy Polakom „Dobre Serce” w Nowym Rozdole. – Zostałam zaproszona przez naszego bardzo dobrego przyjaciela, aktora Ostapa Vakuliuka. Bardzo cieszymy się, że Krzysztof Zanussi osobiście przybył na prezentację tego filmu. Jest to wielkie wydarzenie, wielki zaszczyt dla Chodorowa, w ogóle dla Ukrainy, bo wiem, że powstanie film o Krzysztofie Zanussim filmowców z Kijowa. Jest to bardzo dobry gest ze strony Ukraińców, którzy tak miło witali i rozmawiali z panem Krzysztofem. Naprawdę okazał się bardzo miłym, otwartym, bardzo mądrym człowiekiem. Bardzo się cieszę, że go poznałam.

Na scenie Domu Kultury słowa wdzięczności wygłosił też ks. Andrzej Mihułka, proboszcz parafii w Chodorowie.

– Filmy Krzysztofa Zanussiego poruszają problematykę moralną, psychologiczną i religijną – podzielił się refleksjami kapłan. – W filmie „Eter”, jak sam reżyser powiedział, chciał pokazać walkę dobra i zła oraz ukazać życie wewnętrzne bohaterów. Lekarza, ateisty, który kieruje się wskazówkami diabła i robi eksperymenty na ludziach oraz młodego chłopaka Ostapa Vakuliuka w roli Tarasa, który odzwierciedla tego, kto kieruje się dobrymi wartościami wyniesionymi z rodzinnego domu i jest przykładem dla wielu ludzi, ażeby nie poddawali się podszeptom złego i zachowali mocne wartości chrześcijańskie. „Życzę Wam byście się nie pogubili w dzisiejszym świecie… Bo tak wielu się poddaje” – te słowa otuchy i zachęty do walki ze złem wypowiedział reżyser w niedzielę będąc w naszej chodorowskiej świątyni pw. Wszystkich Świętych. Jak podkreślił, był bardzo wdzięczny za prezent jakim była modlitwa. Zaznaczył: „Wiele otrzymałem nagród, ale najbardziej dziękuję wam za modlitwę, tę którą wczoraj ksiądz odmówił i tę dzisiejszą podczas Mszy św. Jestem bardzo wzruszony i będę o Was pamiętać…”. Chciałbym na zakończenie bardzo serdecznie w imieniu swoim i parafian podziękować Krzysztofowi Zanussiemu za przybycie do Chodorowa. Dziękujemy za świadectwo wiary i zachętę do życia w prawdzie. Za mądrość przekazywaną w filmach. W jednym z wywiadów powiedział: „Wiecie, chciałbym zaciekawić i przekonać ludzi, którzy myślą, co będzie ze społeczeństwem, żeby patrzyli do przodu. My wiemy, że przyroda może istnieć bez człowieka. Znamy wiele historii, kiedy człowiek niszczył innego i tak się dzieje dzisiaj. Wartości są albo ich nie ma, a dzisiaj buduje się świat bez żadnych wartości… A przecież w Piśmie Świętym czytamy: „wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2, 26).

Konstanty Czawaga

Tekst ukazał się w nr 19 (383), 15 – 28 października 2021

Source: Nowy Kurier Galicyjski