Rozmowa ze znanym pisarzem ukraińskim Tarasem Prochaśką, mieszkającym w Iwano-Frankiwsku w tym samym mieszkaniu, do którego w 1939 roku kilka miesięcy przed wojną wprowadził się jego dziadek. W czasie okupacji była to Adolf Hitler strasse, a w okresie sowieckim – ul. Radiańska (czyli Sowiecka). Porozmawiamy o jego twórczości i wydarzeniach chwili obecnej. Z Tarasem Prochaśką rozmawia Petro Hawryłyszyn.
W jaki sposób z biologa stał się Pan pisarzem?
Od najmłodszych lat chciałem być pisarzem. Historia, literatura, przedmioty humanistyczne były dla mnie zawsze interesujące. Cały jednak kłopot polegał na tym, że nie wyobrażałem siebie jako pisarza sowieckiego. Rozumiałem, że nie będę mógł pisać tego, co wówczas nadawałoby się do druku. Dlatego nie wybierałem się na studia humanistyczne. Byłem jednym z laureatów republikańskiej olimpiady z literatury ukraińskiej i miałem ulgi przy wstępie na studia dziennikarskie lub filologię ukraińską. Jako dziecko znałem kilku pisarzy i dziennikarzy i widziałem, jakie to okropne być sowieckim dziennikarzem – nie mogli pisać o tym, o czym by chcieli.
Pasjonowałem się biologią i przyrodą. Czytałem odpowiednią literaturę: Bernard Grzymek, Gerard Darrell, Jak Iv Kusto, Mauri Kunnas. Zrozumiałem, że jest to jedyny sposób na to, by połączyć moje zainteresowania literaturą z biologią, że potrzebne było jakieś fundamentalne wykształcenie. Wstąpiłem na wydział biologii Uniwersytetu Iwana Franki we Lwowie.
W czym tkwi tajemnica sukcesu Pana utworów?
Od początku swego pisarstwa zrozumiałem, że nie chcę pisać stale i zbyt dużo. Nie chciałem wciąż wydawać książek. Nie dlatego, że mnie to męczy. Wręcz przeciwnie – stymuluje. Nie interesuje mnie to, żeby podobać się wielu ludziom. Kwestia popularności, nakładów, poczytności – w ogóle mnie nie zajmuje. Zrozumiałem, że chcę pisać tak jak oddycham, tak jak mam ochotę. Chcę pisać w taki sposób, bez uproszczeń, bez chwytów przyciągających uwagę, nie zaśmiecać tego, co chcę przekazać w tej właśnie chwili. Żyję w równoległym świecie, który nazywam „filozofia prozy” – pracuję stale jako pisarz: wymyślam różne wątki, tworzę dialogi, widzę sytuacje, z których mogłaby powstać literatura. Dużo jednak z tego odrzucam, a to tymczasem tak sobie żyje swoim życiem. Gdy decyduję się na pisanie – najważniejsze zacząć. Dalej okazuje się, że jest tego w głowie bardzo dużo i z tego powstaje dzieło. Ostatnio piszę krótkie utwory prozą, minieseje. Mogę je pisać „za jednym posiedzeniem” w ciągu 2–3 godzin. Mam główną myśl i piszę tu i teraz, tak, jak samo się układa.
Kiedyś robiłem notatki, ale ostatnio mam tak wiele materiału w pamięci, że mogę się obejść bez nowych wrażeń. Zrozumiałem, że tekst literacki jest czymś realnym – nie tylko opowieść, ale też układ słów, rytm zdań. To jest twoje dzieło, a nie materiał, emocje, wspomnienia, zamiary, życzenia. Literatura – to wykład. Nawet zwykły opis wymaga, by zważać na budowę tekstu, na fakty, rytm, fizykę, fizjologię, które wynikają z zastosowanych słów. Czytanie – to spożywanie napisanego. Powinno odpowiadać temu, jak mózg przyjmuje słowa i widzi je. Żadne użyte słowo nie jest przyjmowane przez czytelnika tak, jak je rozumie autor. Nie można się spodziewać absolutnego przekazu swoich myśli.
Co Pan rozumie pod pojęciem „dobra literatura”?
Jest to przede wszystkim styl. Nie mówię tu o gatunku, o temacie, o wiadomościach, które mogę otrzymać, stosując układ słów. Dobra literatura to ta, która tworzy nową wizję, nie tylko informację. Wchodzi się do nowego świata, pojmując o co chodzi i to otwiera na następne obrazy.
Dlaczego Iwano-Frankiwsk ma tak nieproporcjonalnie wielu pisarzy w porównaniu z innymi miastami?
Nasze tereny są regionem historycznie interesującym, złożonym, nieuproszczonym. Są miejscem kilku znaczących wydarzeń historycznych i wielu innych rzeczy, które tworzyły tę tkankę. Wiele osobowości, rzeczy, elementów interesująco splatają się z innymi opowieściami i wspaniale nadają się na materiał literacki. Ta część Galicji jest bardzo niejednorodna – krajobrazowo i narodowościowo: Bojkowie, Huculi, Łemkowie-przesiedleńcy, Pokucie i inne. Do Frankiwska – lokalnej stolicy – ściągali ludzie z całego regionu. Wszystko to wymieszało się i zaowocowało twórczą atmosferą. Plus sama historia Frankiwska, która w porównaniu z innymi regionami Ukrainy najlepiej zachowała rodzinne tradycje i historię, co ma dla regionu wielkie znaczenie. Przy utracie kultury żydowskiej i znacznej części polskiej miasto zachowało swoje ukraińskie środowisko i pisać tu po ukraińsku jest lżej i szybciej niż w innych regionach Ukrainy.
Jak Ukraina powinna nie zmarnować swej szansy na szybki rozwój w wyniku wojny rosyjsko-ukraińskiej?
Ważne jest nie utracić stanowczej decyzji, by całkowicie zerwać z rosyjskim światem. Odpowiednio trzeba wykorzystać podobne nastroje w Europie i na świecie. Rubikon z Rosją już przeszliśmy, teraz trzeba, aby antyputinowska koalicja nie zaniechała swych zamiarów. Dla Ukrainy najważniejsze jest, by nie doznać porażki w stosunkach z Zachodem. Potrzebna jest roztropność. Tak, możemy być niezadowoleni, że nie w pełni nam pomagają, ale nie wolno nam tej pomocy lekceważyć. Rozumiem, że zwycięstwo Ukrainy to zwycięstwo całego świata. Razem z tym, Ukraina stanie się partnerem innego rodzaju i w tym partnerstwie musimy zdobyć się na poprawność i odpowiedzialność.
Wielka fala uchodźców pozbawia Ukrainę ludności. Jak ten minus przełożyć na plus?
Ta tendencja istniała już wcześniej, chociaż teraz jest wielka fala. Wcześniej, według badań socjologicznych, około 60% młodzieży chciało wyjechać. Myślałem o tym od dawna, kto ma tu przyjechać – ta ziemia nie może stać odłogiem. Ale jest szansa na przekształcenie Ukrainy w swego rodzaju Amerykę początku XX wieku – będą wielkie projekty i odbudowa. Potrzebna jest liberalizacja działalności przedsiębiorstw, inwestycje i jakiś np. 10-letni plan. Wtedy ludzie zaczną wracać. Wielu wyjechało, nie mogąc twórczo, w sposób wolny realizować swoich planów w istniejącym systemie, założyć własny biznes i się rozwijać. Jeżeli nastąpi jakościowa przebudowa – ludzie zaczną wracać.
Stosunki polsko-ukraińskie są dobre. Czy mogą być jeszcze lepsze?
Ukraińcy powinni zrozumieć, że ich historia jest jednocześnie historią Polski, szczególnie tereny Zachodniej Ukrainy. Nie możemy twierdzić, że Polacy, którzy tu osiedli, byli okupantami. Nasza wspólna historia jest o wiele bardziej złożona. To, co miało miejsce w XIV wieku, nie było naruszeniem żadnej rezolucji ONZ. Wówczas były dynastie i inne rzeczy, zapożyczone ze średniowiecza. Polskie podręczniki nie mogą ominąć naszych terenów, szczególnie polskiej kultury. Teraz najważniejszym egzaminem będzie ten z naszego bezpośredniego krótkiego kontaktu. Przy całym entuzjazmie Polaków i przy całym szoku Ukraińców, przybyłych do Polski, najważniejsze jest zachowanie obu stron w granicach przyzwoitości i człowieczeństwa. Szczególnie, gdy ktoś niezbyt wdzięcznie się zachowuje. Wówczas reakcja może być odwrotna. Ukraińscy uchodźcy powinni zrozumieć, że to nie jest ich prawo do przebywania tu, lecz czyjaś dobra wola.
Co poradziłby Pan początkującym pisarzom?
Należy dokładnie określić swoją motywację, dlaczego piszesz i czego oczekujesz. Stąd przeanalizować możliwe drogi i odnaleźć swoje miejsce w literaturze, najbliższe dla ciebie. Nie można pisać trudną poezję i równocześnie marzyć o występach na stadionach, o byciu idolem tłumów. Należy zresztą zacząć od tego, by uznać siebie za autora. Nie trzeba oczekiwać szybkiego uznania, ale ono przyjdzie. Gdy chcesz stać się sławny, musisz zacząć pisać nie to, co chcesz, ale to, co może przysporzyć ci sławy. Należy przestudiować trendy i myśleć krok do przodu. Nie trzeba komplikować języka, ponieważ na świecie nie istnieje trudny bestseller. Musi być dobra współpraca z wydawnictwami. Przede wszystkim trzeba mieć motywację i odpowiednio dużo pracować.
Nad czym Pan obecnie pracuje? Jeżeli nie jest to tajemnicą.
To nie tajemnica – uśmiecha się – od czasu do czasu piszę krótkie opowiadania. Planuję napisać powieść historyczną z lat 30. XX wieku.
Rozmawiał Petro Hawryłyszyn
Tekst ukazał się w nr 5 (393), 15 – 30 marca 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski