W tym roku autor odkrył dla siebie cudowną miejscowość, którą śmiało można by zaliczyć do najbardziej malowniczych zakątków Ziemi Chmielnickiej. Jest to opuszczony młyn na rzece Czarnowodka (dopływ Smotrycza) pomiędzy miejscowościami Czarnowody i Mądre Głowy. Stoi opuszczony, w oddali od osad ludzkich, co jest rzeczą dość rzadką…
fot. Dmytro Poluchowycz
Opuszczone zabudowanie jako takie nie wywiera wrażenia. Wszystko tu jest siermiężne i surowe. Uwagę przyciągają jedynie pseudogotyckie okna na górnym piętrze. Mimo iż młyn był czynny jeszcze pod koniec lat 90. XX w., teraz zionie pustką. Gospodarni Podolanie wynieśli na złom nie tylko niemieckie urządzenia z końca XIX wieku, ale wypiłowali nawet dębowe belki sklepień. Po całej zawartości młyna pozostał jedynie osierocony odłamek olbrzymiego żarna, leżący na parterze.
Zadziwiającym czynią to miejsce malownicze wapienne skały, otaczające dolinę rzeki Czarnowodki, tworząc swego rodzaju kanion. Jednak i one są uczynione ręką ludzką – są to resztki kamieniołomów. W sąsiednich Mądrych Głowach, w dolinie rzeczki, mamy całkowicie naturalne i wcale niemałe ostańce wapienne. Widać je ze skał obok młyna.
fot. Dmytro Poluchowycz
Na odmianę od innych młynów w okolicy nasz bohater ma imię własne – „Szalony”. Był to chyba pierwszy tu młyn, gdzie zamiast romantycznego, ale mało wydajnego koła młyńskiego zainstalowano turbinę ze znacząco większym współczynnikiem mocy. Jednocześnie zamontowano super nowoczesne – jak na koniec XIX wieku –maszyny. Na tle sąsiednich młynów, których wyposażenie nie zmieniało się od średniowiecza, nasz młyn miał zadziwiające wskaźniki i mełł mąkę „jak szalony”.
Ten cud techniki, który działał aż do czasu niezależności Ukrainy, zawdzięczamy niejakiemu panu Jurewiczowi, którego imię nie zachowało się w ludzkiej pamięci. Można by je odszukać w archiwach, ale nie ma to w tej chwili większego znaczenia. Są też zresztą ograniczenia pandemiczne. Jego majątek znajdował się blisko 500 m od młyna w dół biegu Czarnowodki. Uroczysko do dziś nosi nazwę „Jurewicze”. Jego właściciel najwyraźniej miał wyrobiony gust estetyczny, bo miejsce jest nadzwyczaj piękne: jest tu malowniczy staw i zdziczały park nad nim.
Jak głosi wieść ludowa, pan Jurewicz był bardzo bogaty, jego pałac był oszałamiająco piękny, pełen zbytku, otoczony wspaniałym parkiem krajobrazowym, w którego centrum znajdował się właśnie wspomniany staw. Był nie tylko elementem pięknego pejzażu, ale też miejscem hodowli ryb.
Powiadają, że żona pana Jurewicza, którą kochał nad życie, zmarła przy porodzie. Dziecko też nie przeżyło, dlatego za syna uważał swego siostrzeńca Mikołaja, do którego odnosił się serdecznie i jemu zapisał w testamencie swój majątek. Mikołaj często odwiedzał wuja w majątku, a z czasem tam zamieszkał. Gdy stary właściciel nagle znikł bez śladu, siostrzeniec przejął cały majątek. Wprawdzie niedługo się nim cieszył – niebawem wybuchła rewolucja i Mikołaj musiał stąd uciekać.
Pałac tradycyjnie został rozgrabiony, następnie rozebrany na budulec. Szukano przy tym ewentualnych miejsc ukrycia skarbów po panach. Jacyś poszukiwacze skarbów zamiast złota odkryli szczątki pana Jurewicza, ukryte pod podłogą jednego z lochów. Widocznie siostrzeniec nie chciał czekać na śmierć wuja i trochę mu pomógł.
Ta historia jest legendą miejscową, ale autor jest pewien, że zawiera więcej prawdy niż fantazji. Powiadają, że przy pełni księżyca można spotkać przy „Szalonym młynie” ducha zamordowanego pana Jurewicza.
Zaraz za Mądrymi Głowami leży wioska Sosnówka (dawne miasteczko Kujawa), a w jej pobliżu znajduje się piękny stary park z pałacykiem szlachcica Juliana Tołkacza, o którym już pisałem w Kurierze Galicyjskim w marcu br. Są to bardzo malownicze i interesujące miejscowości, które wraz z „Szalonym młynem” warto obejrzeć w jednej wycieczce.
Dmytro Poluchowycz
Tekst ukazał się w nr 22 (386), 30 listopada – 14 grudnia 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski