J. Krasnodębski, Stanisławów na dobre i na złe. Wspomnienia i relacje Polaków, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2020
Chyba nie można było wymyślić lepszego tytułu dla wspomnień Polaków urodzonych w Stanisławowie. To oni stanowią rdzeń tej książki, jak pisze Jarosław Krasnodębski. Można powiedzieć, że są jej autorami.
Docierał do nich osobiście, wyłuskując fragmenty wspomnień w archiwach i bibliotekach, publikowane w niskonakładowych wydawnictwach, w prasie, oddziałach IPN. Cenzura aż do roku 1989 nie pozwalała wydawać książek o ich doświadczeniach i przeżyciach. Teraz można przejść ścieżkami, po których spaceruje samotnie pamięć ekspatriantów.
Długie, nocne stanisławowiaków rozmowy
Najbardziej pasjonujące jest bezpośrednie spotkanie z człowiekiem. Tego nie zastąpi archiwum. Kilkanaście rozmów przeprowadzonych na żywo jest sercem książki – raptularza czy albumu urokliwego pod względem edytorskim, pełnego gawęd i cytatów uzupełnionych licznymi przypisami źródłowymi, indeksami nazwisk, nazw geograficznych, ulic, placów, dzielnic dawnego Stanisławowa. Przeplatają się ze starannie dobranymi i wkomponowanymi fotografiami (ze zbiorów prywatnych oraz archiwów europejskich instytucji).
O swoim ukochanym mieście i domach rodzinnych opowiadają sześćdziesiąt dwie osoby, którym autor opracowania oddał głos, z tego czterdzieści dwie będące w momencie wybuchu drugiej wojny dziećmi lub nastolatkami (trzy osoby spośród wszystkich wspominających urodziły się już po 1939 roku). Zostało tu zebranych w sumie ponad siedemdziesiąt relacji (część pochodzi z materiałów archiwalnych). Jak podkreśla autor, miasto, o którym chcą tak pięknie mówić, zasługuje na godną uwagę nie tylko historyków zawodowo zajmujących się przeszłością miasta czy losami jego mieszkańców. Każdy autor przytoczonych wspomnień jest tu wymieniony i doceniony, każdy ma swoje miejsce (na końcu znalazł się biograficzny apendyks przedstawiający owych świadków historii, wśród nich słynne nazwiska). Wszyscy oni bowiem tworzyli Stanisławów, zasługują więc na naszą uwagę.
Całość została zebrana, opracowana i opatrzona ciekawym wstępem przez znanego z zamiłowania do ziemi stanisławowskiej doktora historii, reprezentującego już młode pokolenie, badacza i popularyzatora kultury i historii miasta, współtwórcy filmu „Tam był mi raj. Opowieść o dawnym Stanisławowie” (produkcja wyróżniona na VI Festiwalu Filmowym EMIGRA 2018), również autora monografii Z Wilna nad Wilią do „Wilna nad Wisłą”. Ekspatriacja i osiedlenie się mieszkańców Wileńszczyzny w Toruniu (1944-1948), Toruń 2019.
Oprócz relacji świadków znalazły się tutaj rzeczowe komentarze wprowadzające do każdego rozdział oraz przypisy, w których zostały rozwinięte niektóre wątki. Trzeba powiedzieć, że zastosowana w książce metoda montażu tekstów źródłowych, na co zwraca uwagę autor opracowania, została rozpowszechniona w Polsce przez Ośrodek KARTA (od przeszło trzydziestu lat ukazują się sygnowane przez Ośrodek relacje świadków historii). Taki montaż, dzięki któremu powstały jakby sploty tematyczne, szeregujące zagadnienia, dobrze sprawdził się w tym zbiorze. Struktura wspomnień dużej grupy bohaterów jest przejrzysta, przegląd wspomnień nie nuży, śledzenie wartkiej „akcji” jest możliwe, a opowieść zyskuje dynamikę trochę jak w dokumencie filmowym albo audycji radiowej (czy tekst nie mógłby posłużyć jako scenariusz?). Literackość jest atutem tej rzeki wspomnień, krótkie komentarze autorskie napisane są elegancką polszczyzną (tym bardziej miła to dla oka i ucha lektura).
Sto lat, Stanisławów!
Chodziło o to, aby pokazać losy Polaków ze Stanisławowa w kadrze obejmującym konkretny okres historyczny. W tym przypadku miało to być stulecie 1919–2020 widziane z perspektywy tych, którzy pamiętają dawne lata. Stulecie przetrwało nie tylko w zapisach, miniony świat Stanisławowa powraca w rozmowach. Trzeba tylko aby ci, którzy chcą opowiadać, znaleźli tego, kto chce słuchać.
Wspomnienia stanisławowskie tworzą jednolitą, barwną narrację. Elementy owej prywatnej mapy przeszłości – przekazanej nam jak układanka z zapamiętanych puzzli – są uporządkowane tematycznie i chronologicznie. Pierwszy rozdział jest poświęcony jasnej stronie pamięci z lat 1919–1939. Sam początek i wszystkie te wspomnienia rozpoczynają się, jak w dzieciństwie, od domów! To do nich będą wracać po latach.
Potem są rodzinne opowieści, mieszkańcy, miejsca pamięci, życie codzienne. Sapieżyńska (centralna ulica stanisławowska, podobnie jak warszawski Nowy Świat), wojsko, szkoła, wakacje. Ot, i skrót dwudziestolecia międzywojennego w Stanisławowie. Mało? Wystarczy przerzucić pierwsze osiemdziesiąt stron i nagle okaże się, że te wspomnienia w pigułce są jak pełnowartościowa dawka. Kalejdoskop wrażeń. Bo też założeniem książki było ukazanie tego, co czują dzisiaj i co czuli kiedyś świadkowie historii. Co myśleli o miejscach i innych ludziach, z którymi tam niegdyś mieszkali.
Rozdział drugi to ciemne strony pamięci. Lata 1939–1944. Wybuch wojny, okupacja sowiecka, bracia Węgrzy, okupacja niemiecka i wreszcie „wyzwolenie”. Traumatyczne przeżycia, ludzie, którzy odcisnęli tragiczne piętno na kartach historii miasta. Wydarzenia, które zapamiętały wówczas dzieci i młodzież. Na końcu rozdział trzeci – ów Stanisławów na dobre i na złe, czyli lata 1944–2020. Najdłuższy czas stanisławowskiej epopei, ponad siedemdziesiąt lat, a w tym rozdziale trzy kamienie milowe. Mówią o nich podrozdziały ujęte w lapidarnych hasłach, z których każde kryje niewymierną ilość bólu i łez. A więc po kolei: wyjazd – „na nowym miejscu” – powroty.
Który z tych trzech rozdziałów pamięci jest najtrudniejszy? Na którą z tych wszystkich dróg, jakie prowadzą do Stanisławowa, po latach wejść najtrudniej?
„Jest coś niezwykłego, wręcz fenomenalnego w uroku naszych wschodnich Kresów – w tym właśnie Stanisławowa. […] Jarek Krasnodębski pisze ciąg naszych i swoich dziejów. Jako reporter i historyk, rodem z Podlasia […] odtwarza pamięć o niełatwych chwilach naszego kresowego życia. To ważne ze względu na niezwykłość tematu, ponieważ w trudnym dla Polski okresie dwudziestolecia międzywojennego Stanisławów ze swoim Pokuciem i Podkarpaciem był strefą wielonarodowej tolerancji, której i dziś nam niejednokrotnie brakuje. I o tym właśnie, o wyjątkowości stanisławowskich dziejów, jest ta książka” pisze autor książek o Stanisławowie, dziennikarz i publicysta Tadeusz Olszański.
„Zabrali oni jednak – co widać z kart tej publikacji – wpomnienia o dawnej ojczyźnie i rodzinnym mieście, w którym przyszło im się urodzić, wychować i spędzić pierwszą, jakże dla nich ważną część życia. Jest to bowiem ich swoisty raj utracony, do którego nigdy już nie będą mogli wrócić – chyba tylko jako turyści” konkluduje w recenzji prof. dr hab. Aleksander Smoliński (UMK w Toruniu).
Materiał powstawał w wyniku subiektywnego wyboru, jak wskazuje we wstępie Jarosław Krasnodębski. Zaznacza, że dość frapujące byłoby również przyjrzenie się losom Polaków pozostałych w Stanisławowie po II wojnie światowej i przebywających na emigracji. To już jednak materiał na zupełnie inną opowieść. Miejmy nadzieję, że autor przygotuje kiedyś swoim czytelnikom taką niespodziankę.
Aneta M. Krawczyk
Tekst ukazał się w nr 5 (393), 15 – 30 marca 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski