Instytut Lwowski w Warszawie wydał kolejny „Rocznik Lwowski 2020–2021”. Jest to pod każdym względem z jednej strony kontynuacja dzieła śp. redaktora Janusza Wasylkowskiego, a z innej – nowy etap w działalności redakcji.
Przez wiele lat, od roku 1991 założycielem, naukowym redaktorem, duszą tego periodyku był śp. Janusz Wasylkowski, wspaniały człowiek, człowiek-instytucja, utalentowany pisarz, eseista, dziennikarz, reżyser, scenarzysta. Trudno, wprost niemożliwie było przedstawić „Rocznik Lwowski” bez jego udziału, ale czas leci nieubłagalnie i właśnie taki tom Rocznika trzymam w ręku. Tom ten w znacznej mierze poświęcony jest postaci śp. Janusza Wasylkowskiego, duch jego unosi się nad tym wydaniem, nad każdym artykułem w nim umieszczonym. Przecież to on przez lata szukał autorów, inspirował tematy, kierował redakcją. Urodził się we Lwowie w 1933 roku i był przez całe życie, jak o nim pisał Adam Redzik, „Arcylwowskim Januszem Wasylkowskim”. Żył 87 lat, żył literaturą i Lwowem. Przeżył prawie wszystkich, z kim w 1991 roku założył Instytut Lwowski i „Rocznik Lwowski”. Ale umiał znaleźć młodszych i młodych współpracowników, wyczuwał w ludziach talent, miłość do Kresów i żar serca.
„Rocznik Lwowski 2020–2021” przygotowało do druku i wydało już nowe kolegium redaktorskie w składzie Oskar Stanisław Czarnik, Aleksandra Julia Leinwand, śp. Andrzej Mierzejewski, Mariusz Olbromski, Adam Redzik, Krzysztof Smolana. Znaczna cześć materiałów Rocznika została poświęcona postaci śp. Janusza Wasylkowskiego i jego pożegnaniu na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach 14 lipca 2020 roku. Wśród wielu innych materiałów znajdujemy artykuły wiernych wieloletnich współpracowników Wasylkowskiego i autorów młodszego pokolenia, przez niego odnalezionych, zachęconych do pracy literackiej na rzecz Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
Wśród artykułów nie ma takich, które można byłoby opuścić, przeglądnąć na szybko. Każdy artykuł jest wart szczególnej uwagi, tematy opracowane są głęboko, naukowo lub z prawdziwym talentem literackim. Umownie całość można podzielić na dzieła literackie i rozprawy naukowe. Otóż Oskar Stanisław Czarnik umieścił artykuł pt. „Kultura polska na Wschodzie. Osobliwe losy książek polskich w głębi Rosji”. Zainteresował mnie bardzo fragment tego artykułu poświęcony Witoldowi Wróblewskiemu, żołnierzowi AK, który do maja 1949 roku walczył przeciwko sowietom, zaś później skazany na wyrok 25 lat pobytu w łagrach sowieckich przeszedł tę gehennę aż do roku 1964, kiedy po 15 latach ciężkich łagrów był zwolniony i osiadł we Lwowie. Wielu z nas znało go osobiście, dlatego to przypomnienie o jeszcze jednym, prawie zapomnianym bohaterze jest niezwykle cenne.
Autorka młodszego pokolenia Beata Kost, przez lata związana z redakcją „Kuriera Galicyjskiego” opublikowała w Roczniku kolejny artykuł historyczno-krajoznawczy „Tadeusz Kościuszko we Lwowie”. Znajdujemy w nim interesujące fakty pobytu Naczelnika we Lwowie oraz historie związane z powstaniem Panoramy Racławickiej, Bursy im. Tadeusza Kościuszki czy też pracami nad budową we Lwowie pomnika Kościuszki (który jednak nie powstał). Są jednak inne dzieła sztuki i historie poświęcone Kościuszce, które przeżyły trudne czasy zaniedbań, czy też wystawy związane z tą postacią na scenie teatru lwowskiego. Oto cytat z tego artykułu: „Dziś zaledwie pojedyncze pamiątki ilustrują we Lwowie sentyment, którym mieszkańcy miasta darzyli przywódcę insurekcji. Te nieliczne, cudem zachowane do dnia dzisiejszego w przestrzeni miasta często potrzebują konserwacji. Ze zbiorów pozostałych w prywatnych kolekcjach wiele uległo zniszczeniu i rozproszeniu, podobny los spotkał lwowskie kolekcje kościuszkowskie w muzeach, placówkach naukowych i muzealnych”.
Raczej po raz pierwszy występuje na łamach Rocznika jako autorka inna lwowianka Joanna Pacan-Świetlicka. Jej artykuł „Józef Nowakowski – organista katedry lwowskiej w latach 1920-1990. W 30. rocznicę śmierci” zainteresuje wielu czytelników, bo pisze ona o osobie znanej tylko nielicznej grupie Polaków, parafian katedry lwowskiej w trudnych latach sowieckich. W latach powojennych był nie tylko organistą, ale też społecznikiem, aktywnym parafianinem. Jak pisze Joanna Pacan-Świetlicka, „po opuszczeniu Lwowa przez abpa Eugeniusza Baziaka w 1946 roku, dzięki zdecydowanej postawie i determinacji J. Nowakowskiego katedra nie została zamknięta i trwała cały okres po II wojnie światowej jako czynna świątynia. Józef Nowakowski podjął się wykonania funkcji administracyjnych. Pełnił nadal obowiązki organisty, przez pewien okres prowadził również kancelarię parafialną. Od 1948 do 1974 roku był przewodniczącym komitetu kościelnego katedry. Skupił wokół siebie grono śpiewaków – zawodowych i amatorów”. Joanna Pacan-Świetlicka znała Jozefa Nowakowskiego osobiście, również z opowieści rodziców, ponieważ jej ojciec Bronisław Pacan był uczniem Nowakowskiego i przejął po nim funkcję organisty katedry lwowskiej i kierownika chóru katedralnego, w którym m.in. śpiewa Joanna i jej siostra.
Wśród naukowych artykułów chciałbym zwrócić uwagę naszych Czytelników na kolejną pracę ojca dominikanina Marka Miławickiego „Działalność oświatowa dominikanów lwowskich w XIX wieku”. Autor podkreślił m.in., że dominikanie działali we Lwowie niemal siedem wieków i „odcisnęli zatem swoje piętno zarówno w życiu religijnym, jak i społecznym, gospodarskim i kulturalnym miasta”. Ale dotychczas rola dominikanów, jak i dominikanek w różnych dziedzinach życia społeczeństwa lwowskiego nie doczekała się jeszcze głębokich badań naukowców. W swoim artykule M. Miławicki skupia się „jedynie na skrawku tejże historii, mianowicie na działalności edukacyjnej braci w okresie zaborów, kiedy Galicja ze Lwowem znajdowała się pod panowaniem Habsburgów”.
Piękna karta edukacyjnej działalności ojców dominikanów wśród młodzieży lwowskiej została nakreślona przez autora niezwykle dokładnie i na podstawie badań archiwalnych w Archiwum Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie, Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym Ukrainy we Lwowie i innych. Dzieje szkoły autor podzielił na dwa okresy. Pierwszy obejmuje lata 1817–1839, kiedy w szkole uczyli głównie nauczyciele świeccy, i drugi w latach 1839–1889. Autor ma nadzieję, że w „niedługiej przyszłości uda mu się dotrzeć” do dalszych materiałów w Archiwum lwowskim i przygotować monografię o dominikańskiej Hauptschule, czyli szkole głównej dominikańskiej we Lwowie. Znam ojca Marka Miławickiego i jestem oczarowany jego naukową metodą, doskonałością badań, oddaniem nauce.
Słowa uznania chciałbym skierować również do profesora Adama Redzika, omawiając jego artykuł „Tęsknotą pisane… „Noach i Marynka” Chaima Nachmana Bialika w przekładzie Rafała Lemkina. Kartka z lwowskiego okresu życia twórcy terminu „Genocyd”. Jeszcze stosunkowo nie tak dawno imię Rafała Lemkina było nieznane lub mało znane we Lwowie, nie funkcjonowało w świadomości współczesnych lwowian (naukowców również) i w ogóle nie kojarzyło się ze Lwowem i lwowską szkołą prawniczą. Profesor Adam Redzik był właśnie jednym z tych, kto przywrócił imię Rafała Lemkina dla historii naszego miasta. Nie będę przekazywał treści omawianego artykułu, ani życiorysu Rafała Lemkina (chciałbym, żeby zainteresowani Czytelnicy znaleźli jego życiorys chociażby w Wikipedii, jak opisywał tablicę pamiątkową na kamienicy, w której we Lwowie mieszkał). Ogólnie mówiąc, jest to problem mentalności współczesnego społeczeństwa lwowskiego, które nie rozumie, albo nie chce rozumieć, jak ogromny jest wkład żydowskiej wspólnoty Lwowa i Galicji Wschodniej w jej kulturę, naukę, literaturę. Wielu tych lwowskich, galicyjskich Żydów zostało znanymi profesorami, literatami, ekonomistami, politykami, prawnikami, niektórzy otrzymali nagrodę Nobla, ale już gdzie indziej – w USA, Wielkiej Brytanii, Izraelu. Co zwykły współczesny lwowianin wie o nich, czy choćby wspomina ich imiona? Mówiąc szerzej, czy rozumiemy, że kultura, historia, nauka Lwowa w ciągu wieków były wielonarodowe, wielokulturowe? Wracając do Rafała Lemkina, zacytuję tylko mały fragment z artykułu Adama Redzika: „Okres działalności Lemkina we Lwowie (1921–1927) poznajemy jednak dzięki archiwaliom dotyczącym toku studiów (…). Wiemy, że we Lwowie, oprócz swego mistrza prof. Juliusza Makarewicza, słuchał uczonych takich jak Maurycy Allerhand, Oswald Balzer, Aleksander Doliński, Ludwik Ehrlich, Stanisław Starzyński, Ernest Till i wielu innych. We Lwowie ukształtował się jako prawnik naukowiec (dzięki seminarium Makarewicza). We Lwowie też poznał (…) Emila Stanisława Rappaporta, podówczas docenta prawa karnego na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza, a jednocześnie sędziego Sądu Najwyższego i sekretarza generalnego Komisji Kodyfikacyjnej RP w Warszawie, czyli bardzo wpływowego prawnika. On to na kolejne kilkanaście lat stał się promotorem Lemkina, szczególnie na forum międzynarodowym”.
Nie jest możliwe omówić w jednym artykule wszystkie cenne i treściwe artykuły, również poezje, umieszczone w kolejnym „Roczniku Lwowskim”. Na zakończenie chcę tylko zaprezentować tradycyjny dla tego wydawnictwa rozdział „Książki o Lwowie i Kresach Południowo-Wschodnich”. W nim, jak zawsze, kolejne wydawnictwa bardzo treściwie omówił Maciej Miśkowiec, wieloletni współpracownik Rocznika i utalentowany recenzent.
Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 4 (392), 1 – 15 marca 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski