Kontynuujemy publikację materiałów, przygotowanych we współpracy z Konsulatem Generalnym RP w Winnicy z okazji 190 rocznicy tego zrywu patriotycznego na terenach dzisiejszej Ukrainy.
28 kwietnia Aleksander Sobański w swojej posiadłości w Piątnicy w powiecie berszadzkim otwarcie wystąpił przeciwko Rosjanom i wspólnie z bratem Izydorem i Wacławem „Emirem” Rzewuskim z Sarwania ruszyli do Krasnosiółki. Tam w majątku Lipkowskich był punkt zborny powstańców. Powiaty olgopolski, bałtski i jampolski wraz z lipowieckim i hajsyńskim wystawiły 1200 konnych powstańców i 160 piechoty. Oczekiwano na posiłki znad Rosi i Tykycza (obw. kijowski i czerkaski). Jednak, jak twierdził Ludwik Mierosławski, nie doczekano się. Na dowódcę obrano bohatera bitwy pod Zieleńcami – ponad osiemdziesięcioletniego gen. Benedykta Kołyszkę, teścia właściciela Krasnosiółki Henryka Lipkowskiego.
Powstańcy ruszyli do Granowa i 12 maja stanowili już około 2500 osobowy oddział wojska. Było wśród nich blisko 500 nieuzbrojonych chłopów. Siły rosyjskie skoncentrowane były głownie w Kongresówce i na Wołyniu, wobec czego gdyby szlachta – jak twierdzi Mierosławski – nie obawiała się włączyć do oddziałów chłopstwa, miałaby nie 2500, lecz 25000 wojska. Rosyjski generał Longin Roth, prześladujący oddziały Kołyszki, również był świadom swej niepewnej sytuacji.
Porażka pod Daszewem
Powstańcy szli chaotycznie, bez policji marszowej, w kierunku Białej Cerkwi, gdzie spodziewali się odebrać pieniądze od prorosyjskich Branickich. 14 maja pomiędzy miejscowościami Gródek i Daszewo Roth uderzył w bezładnie rozciągnięte szeregi powstańcze straży przedniej. Jedynie osobista odwaga i bohaterstwo kpt. Pobiedzińskiego, któremu udało się nie tylko zebrać wojsko, ale i kontratakować z sukcesem i zdobyć kilka armat przeciwnika, uratowało powstańców.
W zapale gonitwy za Rosjanami Pobiedziński trafił jednak w sąsiednim lesie w pułapkę, gdzie zakłuto go lancami. Jak wspomina Feliks Wrotnowski, major Orlikowski, który razem z Pobiedzińskim prowadził kontratak, zorientowawszy się, że główne siły Kołyszki nie przyjdą z odsieczą, natychmiast nakazał taktyczny odwrót. Z braku dobrej łączności i doświadczonych podoficerów, którzy mieli odpowiednio pokierować swymi oddziałami, wycofywanie przekształciło się w bezładną i paniczną ucieczkę. W tym czasie Kołyszko ze swym sztabem był już w Daszewie, nie wiedząc nic o rozwoju wydarzeń. Natchnieni pierwszym sukcesem Rosjanie uderzyli na Daszów. Kołyszko na oślep rzucił się do kontrataku, zmieszawszy swe oddziały z oddziałami Orlikowskiego. Chaos i bałagan były na rękę Rosjanom i Roth odniósł zwycięstwo.
W czasie walk zaginął Wacław „Emir” Rzewuski i jego ciała nigdy nie znaleziono. Wywołało to cały szereg domysłów i legend. Według jednej miał go zasiec jeden z kozaków z jego własnego oddziału w zemście za uwiedzioną narzeczoną. Inni powiadali, że Rzewuski uratował się z walki ucieczką i dopiero pod Żwańcem w czasie przekraczania granicy z Austrią zabili go kontrabandziści. Według innej jeszcze wersji, „Emir” lub „Złotobrody”, jak opiewał go Tymko Padura, opuścił Europe i na zawsze osiadł na Bliskim Wschodzie wśród Beduinów, gdzie podobno po roku 1840 spotkali go podróżnicy.
Powstańcy jednak tak łatwo się nie poddali. Stary Kołyszko z synem Tytusem mieli polec na polu walki; bracia Aleksander i Izydor Sobańscy odznaczyli się męstwem; młody Eustachy Jełowicki zabił kilku ułanów przeciwnika; odważnie walczyli też Herman i Józef Potoccy, mjr Orlikowski, Iwaszkiewicz, Dąbrowski, Borzęcki i inni. Na polu walki polegli płk Gnatowski, Bieżycki, Pokrzywiński, a brat tego ostatniego Adolf, pokryty ranami, znalazł się w niewoli. W Tulczynie, dokąd został przewieziony, uderzył w twarz rosyjskiego oficera za to, że ten znęcał się nad jeńcami. Roth rozkazał powiesić Pokrzywińskiego. Jednak sami rosyjscy oficerowie ułatwili mu ucieczkę w noc przed egzekucją.
Mniej szczęścia miał ciężko ranny mjr Miklaszewski, który zmarł w niewoli. Ranni Tytus i Florian Jełowiccy też znaleźli się w kajdanach. Jeden z synów starego Michała Sobańskiego – Gotard – w czasie walki był obok Rzewuskiego. Zabłądził w lesie i gdy nastąpiła chaotyczna ucieczka, starał się przedrzeć do swoich, którzy po porażce pod Daszowem wycofali się do Ilińców. W tym czasie schwytali go chłopi i odprowadzili do wsi Stary Żywotów, gdzie właścicielka Marcjanna z Jakubowskich Krasuska, pomimo próśb i gróźb Sobańskiego, wydała go Rosjanom. Skazano go na śmierć, ale car zamienił karę na 5 lat twierdzy, w czasie których Sobański stracił rozum.
18 maja ocalałe resztki powstańców (jak twierdził Wrotnowski – około 200 osób) dotarły do miejscowości Michałówka (dziś Dowhopoliwka) nad Bugiem. Na przeciwległym brzegu rzeki, w miasteczku Tywrów, stały już wojska Szeremietiewa, idącego na połączenie się z Rothem do Zamiechowa. Młody Edward Jełowicki na ochotnika zgłosił się poprowadzić oddział do walki z wrogiem, pragnąc za wszelką cenę podnieść na duchu żołnierzy po porażce w Daszowie. Kołyszko na to pozwolił. Jełowicki pierwszy rzucił się na rosyjskich ułanów, a za nim nieliczni powstańcy. Atak okazał się zwycięski: ułani stracili około stu poległych i rannych, powstańcy zaś mieli dziesięciu poległych. Kołyszko na polu walki awansował Jełowickiego ze stopnia rotmistrza na pułkownika kawalerii narodowej. W tej bitwie pod Michałówką odznaczyli się również Aleksander Jełowicki oraz Borzęcki.
Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 9 (373), 18–31 maja 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski