Odrodzenie kilimów gliniańskich

Jeszcze niedawno we Lwowskim Pałacu Sztuki z okazji 25-lecia Międzynarodowego Projektu Etno-Art „Perspektywa Ekologiczna” trwała międzynarodowa wystawa „Gliniański kilim: rekonstrukcja – interpretacja – inspiracja”.

Gliniany to miasteczko położone czterdzieści kilometrów od Lwowa. W okresie międzywojennym znajdowała się tam słynna na całą Polskę fabryka kilimów produkowanych według wzorów wybitnych artystów. Niestety fabryka zaprzestała działać pod koniec XX wieku. Kilimiarstwo w Glinianach odrodziła pochodząca stąd profesor Akademii Sztuk Pięknych we Lwowie Zenowia Szulga.

– Kilim gliniański to unikatowa rzecz – stwierdziła w wywiadzie dla Kuriera Galicyjskiego Zenowia Szulga. – Powstał w 1880 roku. Do tego czasu mieszkańcy Glinian nigdy nie tkali. Odtąd stało się to sztuką znaną na cały świat. Gdy Filemon Reszytyło założył tę pracownię, nazywała się ona „Tkackie Towarzystwo w Glinianach” i do 1914 roku kilimy rozchodziły się stąd na cały świat. Były pokazywane na wielu wystawach i uzyskiwały najwyższe oceny. W 1910 roku powstała w Glinianach jeszcze jedna pracownia – Polskie Stowarzyszenie Kilim w Glinianach, którą kierował Mychajło Ratuszyński. Po I wojnie światowej, kiedy kilimów już tu nie tkano, w 1921 roku z inicjatywy Mychajła Chamuły wznowiono w Glinianach wyrób kilimów. Pierwsze 50 sztuk nie zdołano jednak sprzedać. Szła nowa era. Powstał nowy stył art deco, było zapotrzebowanie na nowe idee, nowe rysunki. Wtedy Chamuła zwrócił się do takich wybitnych artystów ukraińskich jak Myron Lewicki, Pawło Kowżun, Wasyl Dziadyniuk, udał się również do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i Warszawie. Stąd w Glinianach tkano potem kilimy według projektów Zofii Stryjeńskiej, Józefa Czajkowskiego oraz innych wybitnych artystów polskich i do 1939 roku zdobywały one oceny najwyższe. Kiedy przyszli sowieci, wszystko się zmieniło. Artystów już nie zapraszano do projektowania. W sowieckiej Ukrainie i na rynku ukraińskim sprzedawano wysokiej jakości kilimy, dywany i inne wyroby tekstylne. Gliniański kilim nie mógł już sprostać konkurencji. W 1996 roku przyszedł do mnie dyrektor fabryki Wasyl Karaś: „Poratuj Gliniany!”. Kiedyś po studiach we Lwowskiej Akademii Sztuk Pięknych pracowałam w tej fabryce. Zaprosiłam swoje koleżanki. Zaczęłyśmy tkać, używając roślinnych barwników. Kilim w fabryce można było wtedy nabyć za 120–180 hrywien. Kiedy otwarto wystawę w Narodowym Muzeum im. Szeptyckiego we Lwowie, kilimy nasze sprzedawano już po 2–3 tysięcy hrywien. I to było fatalną rzeczą, która nie pozwoliła odrodzić gliniańskiego kilimu. Wówczas pojechaliśmy w Karpaty, do wioski Jaworów koło Kosowa, gdzie prawie w każdym domu są warsztaty tkackie. Zaprojektowaliśmy dla nich współczesne wzory kilimów i liżników. Ale pochodzę z Glinian. Przed pięciu laty, kiedy powstało tutaj Muzeum Tkactwa i Kilimów Gliniańskich, zaproszono mnie z ekspozycją. Przekazałam swoje zbiory. A potem Przemysław Cepak z Polski, który sprzedaje tam kilimy zaproponował, abym utkała kilka wzorów. Finansowo pomogła moja córka Maria Flejczuk, która jest profesorem Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie oraz Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej.







W Glinianach i okolicy od roku ponownie zaczęli ludzie tkać, tym razem w domach prywatnych.

– Marzeniem mojej matki Zenowii Szulgi było odrodzenie kilimu gliniańskiego – powiedziała Maria Flejczuk, dyrektor firmy „Zena-Gliniany-Art-Studio”. –Podstawą nie miały być tylko stare kilimy. Oczywiście, uwzględniamy je, ale matka zawsze chciała zapoczątkować nowoczesne kilimy, żeby były używane. Tak się złożyło, że zaczęliśmy współpracować z firmą „Splot”, której kierownikiem jest Przemysław Cepak. Zaproponował współpracę, by produkować nowoczesne kilimy, ale także według starych wzorów. I to ruszyło. Teraz propagujemy kilimy nie tylko jako sztukę użytkową, ale również jako sztukę elitarną. Chcemy, żeby to było bardzo modne, nowoczesne. Obecnie produkcja rozwinęła się i w Polsce, i na Ukrainie. Stosujemy projekty nowoczesnych artystów. Bardzo słynnych ukraińskich, polskich. Bierzemy też pod uwagę stare projekty artystów żydowskich, ukraińskich i polskich. Takie wybitne nazwiska jak Stryjeńska, Cioń i inne. Mamy nadzieję, że przyszłość okaże się pomyślna. Ta współpraca kulturalna daje możliwość bliskich kontaktów pomiędzy ludźmi, między państwami. Nie ma w tym żadnej polityki, tylko kultura. Ale z drugiej strony jest to wielka polityka, dlatego że rozwijamy wspólne dzieło i staramy się aby zamiłowanie do sztuki tkackiej owocowało współpracą pomiędzy naszymi stronami.

Prof. Zenowia Szulga zaprosiła nas do wsi Zastawne, gdzie zaangażowała do tkactwa dwie koleżanki z młodości. Maria Bałycz wspomina, jak w 1971 roku przyjechała do Glinian do pracy w fabryce kilimów. Przepracowała tam prawie dwadzieścia lat, aż do zamknięcia fabryki. Jest emerytką i od ubiegłego roku znów zajmuje się tkactwem.

– Utkaliśmy kilim „Ziarno”, dwa takie utkaliśmy – wyjaśniła. – Polacy przyjechali i kupili. Następnie „Drzewo Życia”. Robimy je z miłością. Śpiewamy, wkładamy całą naszą duszę i pieśń w te kilimy,. Radzieckie wzory były łatwe w porównaniu ze starymi czy nawet współczesnymi. Zarówno maszynę jak i wełnę, wzory – wszystko przywozi pani Zenia. Chce, żeby Gliniany znów tkały kilimy jak przed wojną.




Wspólnie z Kateryną Hładun, też emerytką w ciągu trzech tygodni mogą utkać duży kilim.

– Kiedy ukończyłam szkołę, miałam 15 lat i poszłam pracować do fabryki kilimów do Glinian – opowiada kobieta. – Pracowałam tam 14 lat, byłam brygadzistką. Robiliśmy różne kilimy. Nie robiłam kilimów od czterdziestu lat. Sześć miesięcy temu znów zaczęłam tkać. Robimy już ósmy kilim.

Razem z 70-letnią Zenowią Szulgą, która prowadzi samochód, odwiedzamy też Muzeum Tkactwa i Kilimów Gliniańskich. Odbywają się tutaj warsztaty dla wszystkich chętnych. Można spotkać również turystów z Polski.

– Miłość do kilimów, która sprowadziła tutaj mnie i mojego męża, wzięła się z Mazur, ponieważ kupując tam stare meble w starym mieszkaniu znaleźliśmy kilim, który zachwycił nas swym pięknem –mówi Agata Pietrowska z Warszawy. – Zaczęliśmy wtedy studiować historię kilimów, skąd wziął się w Ełku. I wtedy poznaliśmy historię Glinian. To było mniej więcej pół roku temu i było dla nas absolutnie oczywiste, że się w końcu tutaj znajdziemy, żeby właśnie tę historię poznać. Wrażenia są wspaniałe, ponieważ jest to dla nas przede wszystkim niezwykle oryginalna i wspaniała sztuka. A ponadto jest niezwykle trudna. Nie zajmowaliśmy się tym nigdy, więc kiedy poznaliśmy metody tkania i zobaczyliśmy na własne oczy, nawet spróbowaliśmy, to okazało się że to bardzo trudna sztuka. Tym bardziej więc godna podziwu. Jesteśmy zachwyceni i tym co zostało zgromadzone, i szacunkiem do tej pracy ludzkich rąk, i niesamowitą wyobraźnią barw, wzorów. No i wspaniałym przyjęciem. Przyjechaliśmy tu marszrutką ze Lwowa i jesteśmy urzeczeni tym, jak zostaliśmy tu przyjęci i ile się dowiedzieliśmy, ile nam poświęcono czasu i uwagi. Jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni. Uważam, że mieliśmy wspaniałą podróż do Glinian. Bardzo wszystkim polecamy!

Konstanty Czawaga

Tekst ukazał się w nr 4 (392), 1 – 15 marca 2022

Source: Nowy Kurier Galicyjski