O Kasprze Pawlikowskim z Medyki

Po długiej i ciężkiej chorobie 29 marca tego roku w Krakowie zmarł Kasper Pawlikowski. Pochodził z niezmiernie zasłużonej dla kultury Lwowa rodziny Pawlikowskich.

Urodził się w 1927 roku w rodzinnym majątku w Medyce na terenie Ziemi Przemyskiej, w pobliżu Lwowa. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości uczęszczał do szkoły powszechnej św. Marii Magdaleny we Lwowie. Matką jego była Lela, córka Maryli Wolskiej, lwowskiej poetki. To właśnie w domu Maryli Wolskiej, na Zaświeciu, spotykała się grupa poetów „Płanetnicy”. Ojciec – Michał Pawlikowski – oprócz tego, że zarządzał rodzinnym majątkiem, z zamiłowaniem oddawał się historii sztuki. Był pisarzem, miedzy innymi współautorem dzieła o Arturze Grottgerze pt. „Arthur i Wanda”, wydanej we Lwowie w 1928 roku. Michał Pawlikowski od 1908 r. pełnił funkcję dyrektora Towarzystwa Wydawniczego we Lwowie, jak również redagował słynną dziś „Bibliotekę Medycką”, w ramach której ukazywały się książki w pięknej szacie graficznej z kręgu lwowskich i medyckich pisarzy. Wielki wpływ na wychowanie Kaspra miał również jego dziadek – Jan Gwalbert Pawlikowski.



Po wybuchu II wojny światowej rodzina Pawlikowskich spędziła kilka miesięcy w okupowanym przez sowietów Lwowie. W marcu 1940 roku Lela Pawlikowska wraz z dziećmi uciekają ze Lwowa i osiedlają sie pod Krakowem. Następnie rodzina wyemigrowała do Rzymu. Tam Kasper ukończył gimnazjum. Podjął nieudaną, o mało nie zakończoną tragicznie próbę przekroczenia linii frontu i dostania się na pozycje aliantów. Ostatecznie po wyzwoleniu Rzymu wstąpił w dniu swoich szesnastych urodzin do 2 Korpusu Armii gen. Władysława Andersa. Po zakończeniu wojny wyjechał z wojskiem polskim do Wielkiej Brytanii. W roku 1953 roku wyemigrował do Kanady i pozostał tam na długie lata. Dopiero po upadku komunizmu w Polsce wrócił do kraju w 2007 roku, ożenił się i rozpoczął jakby na nowo życie. Przyjeżdżał do rodzinnej Medyki, do Przemyśla i Lwowa.

Pod koniec życia napisał wspaniałą książkę „Z Medyki. Wspomnienia Kaspra Pawlikowskiego”, w której umieścił w centrum opowieści osoby z kręgu rodzinnego Pawlikowskich należące do kilku generacji i splótł te opowieści z wątkami własnej biografii. W dużej mierze jest to książka też o Lwowie, bo we wspomnieniach o swych wielkich poprzednikach rodu ukazuje ich pracę dla miasta „Semper Fidelis”. Książka, która ukazała się w Polsce w zasłużonym wydawnictwie „Znak”, była prezentowana na wielu spotkaniach autorskich i została bardzo przychylnie przyjęta przez czytelników, jak i krytykę. Kasper Pawlikowski był też utalentowanym rzeźbiarzem, tworzył w drewnie. Do rozlicznych i wspaniałych dziel swych znakomitych poprzedników rodu, jakże zasłużonego dla Lwowa, dopisał jeszcze jedną, jakże piękną kartę.

Kasper Pawlikowski w ostatnich latach przyjeżdżał kilka razy do Lwowa. Zawsze odwiedzał miejsca bliskie jego sercu. Podczas jednej z wizyt wraz z rodziną wziął udział w spotkaniu na poddaszu „Własna strzecha” przy ulicy Rylejewa, które odbyło dzień po katastrofie Smoleńskiej – 11 kwietnia 2010 roku. Na spotkaniu obecna była m.in. Pani marszałek Alicja Grześkowiak, prof. Wacław Szybalski, Polacy ze Lwowa oraz goście z Polski.




Spytałam jak wspomina Kaspra Pawlikowskiego pisarz i muzealnik, animator wielu działań kulturalnych Mariusz Olbromski, jego przyjaciel. Oto wypowiedź, która ukaże się też w jednym z najbliższych numerów „Nowego Kuriera Galicyjskiego”:

„Z Kasprem Pawlikowskim i jego żoną Anną poznaliśmy się kilkanaście lat temu, a znajomość ta przerodziła się w przyjaźń. Kasper zjednywał sobie ludzi mądrością, połączoną z humorem, jakże typowym dla osób, które wzrastały we Lwowie, tak jak on. Jego polszczyzna, po pobycie przez dziesiątki lat na emigracji, była poprawna, ale inna, bardziej jakby dostojna, dla mnie ciekawa. Była jakby echem, albo inaczej to ujmując, świadectwem eleganckiej polszczyzny przedwojennej arystokracji. Kasper miał duży urok osobisty, był wysoki, przystojny, zawsze starannie ubrany, ale z tą wysmakowaną elegancją, która nie jest krzykliwa. Żonę, którą kochał z wzajemnością, traktował z kurtuazją, przeplataną zawsze szczyptą humoru. Ze względu na wiedzę i mądrość w domu dla dzieci był rzeczywistym, a nie tylko fasadowym autorytetem. Rozmowa z nim w czasie naszych spotkań była dla mnie prawdziwą przyjemnością, bo miał umysł błyskotliwy, a wiedzę głęboką i różnorodną. Połączyła nas pasja kulturotwórcza, kolekcjonerska, szczególnie interesowała nas literatura, kultura Ziemi Przemyskiej i pobliskiego Lwowa. Dla mnie oczywiście najciekawsze były opowieści o dziejach świetnego rodu Pawlikowskich, tych wielu pokoleniach, które tworzyły wielkie, doniosłe fakty w dziejach Medyki i Lwowa i zapisały się w historii miasta pod Wysokim Zamkiem złotymi zgłoskami. Ale także w dziejach Podhala, polskiego taternictwa i ochrony przyrody, również w dziejach Krakowa. W tamtych latach Kasper z żoną przyjeżdżali do Przemyśla, skąd razem wyruszaliśmy, między innymi do pobliskiej Medyki, gdzie snuliśmy plany utworzenia Muzeum Pawlikowskich, jako oddziału Muzeum Narodowego, którego wówczas byłem dyrektorem. To małe muzeum miało powstać w jednym z budynków, w tak zwanej „rządcówce”, jednym z ocalałych obiektów po pięknym pałacu, w którym Kasper się urodził. Z samego pięknego budynku pałacu nic nie zostało. Chodziliśmy tam kilkakrotnie po wspaniałym ongiś parku nad cichym starorzeczem Sanu. Pozostało w nim jeszcze sporo prastarych i pięknych okazów rzadkich gatunków drzew. Kasper podczas tych wędrówek snuł wspomnienia – jak pałac wyglądał przed wojną, jak różnorodne było życie, które się w nim toczyło. Myślę, że te medyckie wędrówki, na których szlaku znalazł się także cmentarz, a także szkoła, mogły być, między innymi, inspiracją do spisania późniejszych relacji „Z Medyki. Wspomnienia rodzinne Kaspra Pawlikowskiego”, wydanych przez Wydawnictwo Znak. Dla mnie te wędrówki stały się impulsem do napisania po latach wiersza „Medyka przywołana”, który opublikowałem ostatnio w swojej książce poetyckiej „Na szlaku dialogu”. Tomik poetycki ukazał się w ubiegłym roku w Warszawie. Oczywiście, utwór dedykowałem Kasprowi.

Trzeba też wspomnieć, że w tamtym okresie, w 100-lecie istnienia, Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej otrzymało z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotację na zakup części kolekcji Kaspra Pawlikowskiego – 42 rysunki Artura Grottgera i Marcelego Maszkowskiego. Dzieła te, głównie rysunki, zostały zaprezentowane na wystawie „Blisko serca”, otwierającej 16 grudnia 2008 roku działalność nowego, nowoczesnego gmachu Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, pierwszego zbudowanego po II wojnie światowej w Polsce. Dzisiaj ta kolekcja rysunków, szczególnie Artura Grottgera, jak wiadomo wielkiego mistrza lwowskiego, jest prawdziwą ozdobą przemyskich zborów muzealnych. Wiele z tych rysunków, jak na przykład „Głowa Chrystusa”, to arcydzieła. Warto wspomnieć, że do roku 1939 teki rysunków Artura Grottgera i Marcelego Maszkowskiego stanowiły ważną część kolekcji Pawlikowskich w podprzemyskiej Medyce. Wniosła je w posagu w dom Pawlikowskich Aniela (Lela) z Wolskich, żona Michała, ostatniego właściciela Medyki, matka Kaspra. Zbiór rysunków, dzięki zapobiegliwości Pawlikowskich, szczęśliwie przetrwał ostatnią wojnę, stał się własnością Kaspra Pawlikowskiego, a po zakupie – przemyskiego muzeum.

W tamtych latach powstawały prace naukowe poświęcone Medyce i rodzinie Pawlikowskich. Dr Marta Trojanowska napisała pierwszą biografię artystyczną zmarłej na obczyźnie Anieli z Wolskich Pawlikowskiej, świetnej malarki. W zbiorach Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej są też wyjątkowo piękne portrety olejne pędzla Wojciecha Kossaka przedstawiające Michała i Anielę Pawlikowskich.


Przez wiele lat te portrety wisiały w moim gabinecie i kierowały codziennie dobre myśli ku temu rodowi. Podkreślić także chciałbym, że Kasper we wspomnianym okresie na moją prośbę obdarował Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej eksponatem zupełnie wyjątkowym. Była to maszyna do pisania jego Cioci Dziodzi, siostry matki Kaspra, czyli Beaty Obertyńskiej, poetki i wybitnej pisarki. Maszyna miała w rodzinie nazwę „Karmelka”. Pisarka otrzymała ją tuż po zwolnieniu z syberyjskiego łagru i wstąpieniu do Wojska Polskiego z rąk samego generała Władysława Andersa. Przewędrowała ona wraz z wojskiem i pisarką cały szlak bojowy 2 Korpusu i po wojnie trafiła do Londynu. To na niej Obertyńska napisała jeden z najważniejszych dokumentów epoki, a mianowicie książkę „Z domu niewoli” – wstrząsający dokument losu narodu polskiego po wybuchu II wojny światowej, zesłaniach na Syberię. Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej ma w swych zbiorach ponad 250 tysięcy cennych eksponatów, ale ta „Karmelka”, jeśli chodzi o muzealia dotyczące okresu II wojny światowej, jest jednym z najcenniejszych. W tamtym okresie zorganizowaliśmy też prezentację wspomnianej książki.

Warto dodać, że Kasper był też utalentowanym rzeźbiarzem, tworzył w drewnie, jego nowatorskie prace miały niezwykły kształt. W 2008 roku z okazji 200-lecia twórczej obecności Pawlikowskich w Medyce została zorganizowana w Przemyślu sesja naukowa o roli kulturotwórczej tego rodu.

Otwarcie wystawy rzeźb Kaspra Pawlikowskiego, od prawej – Kasper Pawlikowski, Anna Pawlikowska (przecina wstęgę), Dorota Pawlikowska, Mariusz Olbromski, z archiwum Anny Pawlikowskiej

Właśnie też wtedy w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej zostały zaprezentowane wspomniane rzeźby Kaspra, a dodatkowym walorem wernisażu była jego wspaniała gawęda. Kiedy w 2009 roku organizowałem w przemyskim muzeum wielką wystawę z okazji Roku Słowackiego, zadzwoniłem do Kaspra pytając go, czy nie ma może jakichś książek, bądź pamiątek związanych z twórcą „Kordiana”. Żartowałem: „bo Pawlikowscy wszystko mają”. Minął jakiś czas i ku memu zupełnemu zdumieniu Kasper niespodziewanie przywiózł mi oryginały rękopisów fragmentów „Króla Ducha”, a także rysunki Juliusza Słowackiego z jego podróży na Wschód. Jak się domyślałem, archiwalia te pochodziły ze zbiorów dziadka Jana Gwalberta Pawlikowskiego, który wśród wielu zasług dla kultury i ochrony przyrody miał też wielkie dla literatury, bo był badaczem i wydawcą „Króla Ducha” Słowackiego. Przekazane przez Kaspra eksponaty w tej dziedzinie to zupełnie „białe kruki”, muzealia najcenniejsze, jakie mogą być. Później wróciły one do Krakowa i zostały przekazane do Biblioteki Jagiellońskiej. Byłem też jakby świadkiem narodzin wspomnianej już jego książki, bo podczas kilku moich odwiedzin w jego krakowskim mieszkaniu Kasper czytał mi kolejne fragmenty powstającego dzieła. Później, po jej publikacji, zaprezentował ją między innymi na jednym ze spotkań w 2018 roku w Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku pod Warszawą, którego byłem wówczas dyrektorem. Spotkań autorskich było w Stawisku wiele, prowadziłem je co tydzień, często z najwybitniejszymi artystami i intelektualistami z całego kraju. Ale to spotkanie z Kasprem było jednym z najlepszych. Po prezentacji książki przez Kaspra i jego żonę, była długa i ożywiona rozmowa z publicznością. Warto dodać, że książka ta jest pamiętnikarską sagą rodzinną, dalszą jakby opowieścią familijną. Bo trzeba wymienić też wcześniejsze opowieści rodzinne, jak choćby „Wspomnienia” Maryli Wolskiej i Beaty Obertyńskiej, a także Michała Pawlikowskiego „Medyka – Kraków – Zakopane”. Pamiętam także, iż w rozmowach ze mną Kasper często wspominał ze szczególnym wzruszeniem Lwów i jego w tym mieście szczęśliwe dzieciństwo. Wszak był potomkiem tego rodu, który w dziejach Lwowa zapisał się w wielu dziedzinach kultury złotymi zgłoskami. Właśnie o tym też jest wspomniana jego książka, którą warto mieć w swojej bibliotece. Podróże Kaspra pod koniec życia do Lwowa wraz z rodziną były powrotem do szczęśliwych lat dzieciństwa. Wędrówki po ulicach miasta, na Cmentarz Łyczakowski, do grobów rodzinnych, do bibliotek, muzeów, były też peregrynacją po śladach wielkich przodków. Fotografie, które po raz pierwszy dzięki uprzejmości Jego żony Anny możemy zaprezentować na portalu „Nowego Kuriera Galicyjskiego”, są tego cennym dowodem.

Cmentarz Łyczakowski, od lewej Anna, Kasper, Jan Jakub Pawlikowscy, z archiwum Anny Pawlikowskiej

Śp. Kasper Pawlikowski spocznie w rodzinnym grobowcu Pawlikowskich na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Cześć Jego pamięci!

Opracowała Anna Gordijewska

Source: Nowy Kurier Galicyjski