Niemcy Polakom i Ukraińcom kojarzą się z porządkiem i punktualnością, ale niewielu wie, że przez stulecia ten naród mieszkał obok nas w Galicji i od nich też czegoś nauczyliśmy się. Opowiemy Wam, drodzy Czytelnicy, o Niemcach i ich znaczeniu w życiu Stanisławowa i naszych terenów.
Niemcy we Wschodniej Galicji pojawili się na zaproszenie książąt halickich. Wiadomo, że Daniel halicki i jego syn Lew zapraszali ich w celu rozwoju rzemiosła i handlu w miastach. W ten sposób pierwsi niemieccy osadnicy znaleźli się na terenach Księstwa Halicko-Włodzimierskiego – od Lwowa po Chełm, Przemyśl i Sambor. Po przyłączeniu Wschodniej Galicji do Korony Polskiej Niemcy przyjeżdżali na te tereny na zaproszenie królów polskich oraz samodzielnie, przy czym samodzielnie coraz częściej. W czasie obu fal osadnictwa Niemcy nie tworzyli własnych osiedli – osiedlali się w już istniejących miejscowościach.
Trzecia fala osadnictwa niemieckiego miała miejsce w okresie panowania imperium Austro-Węgier, w czasach „kolonizacji” józefińskiej. Wówczas do Galicji kierowano niemieckich urzędników, rzemieślników, handlarzy. Natomiast do wsi – niemieckich chłopów, którym państwo dawało ziemię. Najwięcej osiedlało się ich w okolicach Lwowa, Drohobycza, Lubaczowa, Sambora, Stryja i innych miejscowości. Większość z nich osiadała w specjalnie tworzonych dla nich koloniach.
Była to świadoma polityka rządu, mająca na celu podniesienie poziomu rolnictwa i hodowli bydła w tej jednej z najuboższych prowincji Habsburgów. Koloniści, rzecz jasna, stawali się oparciem dla władz w Wiedniu. Austriacy pragnęli mieć w Galicji oparcie w silnym rolniku i stąd program ten czerpał z dotacji budżetu państwa. Osiedleńcy otrzymywali pieniądze i żywność na drogę, a po przybyciu na miejsce – bezpłatny lub dogodny kredyt na ziemię, trzody, materiały budowlane. Starano się wybierać dla nich najlepsze ziemie. Nadawano im również, na odmianę od miejscowej ludności, różne ulgi.
Przybywając do Galicji, Niemcy przynieśli tu swoje tradycje, religię i światopogląd. Organizowali oddzielne niemieckie wioski z własnymi szkołami, domami modlitwy, kirchami. Mieli nawet swoją pocztę i posterunki policji. Przywieźli tu ze sobą wiele nowego i dotyczyło to nie tylko uprawy roli, hodowli czy architektury, ale i życia duchowego. Wielu z nich było protestantami, temat ten zasługuje jednak na oddzielne badania.
Nie był tu wyjątkiem Stanisławów, do którego również przybyli migranci. Pierwsza wzmianka o Niemcach w naszym mieście pochodzi z okresu austriackiego, z 1784 r. Stanem na rok 1819 w Stanisławowie mieszkało już 29 rodzin niemieckich. Byli wśród nich zarówno katolicy, jak i protestanci, którzy w 1806 r. założyli tu swoją gminę religijną. W latach 1860. Niemcy coraz bardziej zaczęli osiadać w Stanisławowie. Wiązało się to z budową kolei Lwów-Czerniowce, przy której pracowało wielu wykwalifikowanych pracowników. Specjaliści-kolejarze osiedli w dzielnicy ograniczonej obecnymi ulicami Bandery, Wysoczana, Szuchewycza i Niezależności, aż do ul. Kijowskiej.
Nie wszyscy byli ludźmi zamożnymi, co sprzyjało ich stopniowej polonizacji, bowiem przez brak środków zmuszeni byli oddawać dzieci na wychowanie do klasztorów katolickich.
Na nowe życie społeczności niemieckiej w Stanisławowie olbrzymi wpływ miał Theodor Zöckler (1867–1949), niemiecki kapłan ewangelicki i filantrop, który 48 lat życia poświęcił swej działalności. Dlatego radzę wszystkim miłośnikom historii naszego miasta przeczytać wspaniałą książkę o nim pt. „Musicie żyć!” w przekładzie z niemieckiego Galiny Petrosaniak, która niedawno ukazała się w wydawnictwie „Lilea-NW”.
Theodor przyszedł na świat w rodzinie profesora uniwersyteckiego. Zdobywszy dobre wykształcenie na wydziale teologii Uniwersytetu w Lipsku, przyjechał do Stanisławowa w celu szerzenia wiary chrześcijańskiej wśród Żydów. Jednak młodemu i pełnemu entuzjazmu kaznodziei pewien ochrzczony Żyd (który wkrótce został jego przyjacielem) powiedział: „Zajmij się najpierw przedstawicielami swego narodu na Wschodzie, gdyż nie mając należytej opieki duchowej, marnieją. Czy uważasz, że mój naród naprawdę może uwierzyć w Chrystusa, w Ewangelię, nie widząc, jak chrześcijanie-ewangeliści na tych terenach prowadzą prawdziwie chrześcijańskie życie? Oni świadczą przeciwko życiowej mocy Ewangelii, o której nauczasz… Więc idź tam, daj tam początek nowemu życiu, jeżeli ci się uda, a wówczas zobaczysz, czy uda ci się uczynić coś dla synów Izraela”.
Ta rozmowa wpłynęła na młodego niemieckiego teologa, który postanowił zająć się rodakami. Decyduje się pozostać w Stanisławowie i wkrótce sprowadza tu swą młodą żonę Lilli, która została ważnym wsparciem dla niego i jego działalności.
W 1904 r. społeczność niemiecka zaczęła wydawać po niemiecku swoją gazetę „Karta społeczności ewangelickiej”, która ukazywała różne aspekty życia Niemców Stanisławowa. Gazeta przetrwała aż do przyjścia „pierwszych sowietów” w 1939 r.
W 1896 r. Theodor Zöckler wraz z żoną otwierają obok kirchy niemiecki sierociniec „Betlejem”. Następnie w 1898 r. gmina niemiecka pod jego przewodnictwem zbudowała szkołę, w której gmachu mieści się dziś liceum nr 11 przy ul. Lepkiego.
Wśród społecznej działalności Zöcklera należy wspomnieć budynek „Sarepta”, gdzie doglądano niemowlęta, bursę dla gimnazjalistek „Elim”, przytułek dla starców „Sunem”, dom młodych wikarych „Paulinum”. Wszystkie one otrzymały nazwę „zakłady stanisławowskie” i były dobrze znane wśród ludności. Zakłady te nie otrzymywały żadnej pomocy od państwa i były wyłącznie dobroczynne. Datki spływały z całej Europy i Ameryki. Przygotowanie pożywienia, szycie odzieży dla dzieci czy przybory szkolne pochłaniały znaczne sumy.
Obok aktywnej działalności Theodor Zöckler musiał znosić cierpienie fizyczne. W wieku 37 lat ogłuchł, co stało się wielkim utrudnieniem dla jego dalszego życia. Leczenie w Wiedniu nie przyniosło rezultatu, dlatego z czasem zaczął korzystać z aparatu słuchowego, który można zauważyć na niektórych jego zdjęciach.
W jego zakładach wychowywano, leczono i nauczano nie tylko niemieckie, ale i polskie, ukraińskie i żydowskie dzieci. Ponieważ Zöckler cieszył się ogromnym autorytetem, został w 1924 r. wybrany na przewodniczącego Związku kościołów wyznania augsbursko-ewangelickiego i helweckiego. W następnym roku w Stanisławowie i Kołomyi wyodrębnił się Ukraiński Kościół Ewangelicko-Reformowany, którego zadaniem było szerzenie chrześcijaństwa ewangelickiego w Galicji (z akcentem na kalwinizm). Biskupem nowego zgromadzenia ewangelickiego został wybrany właśnie Theodor Zöckler. Wiadomo, że do Ukraińców wygłaszał kazania w ich języku. Był to ważny i potrzebny gest szacunku Niemca do ukraińskich wiernych. Udało mu się nawiązać kontakty z Ukraińcami-ewangelikami w USA i Kanadzie.
W grudniu 1939 r. rodzina Zöcklerów wraz ze swą ewangelicką parafią zmuszona została do wyjazdu na Zachód. Pastor odrzucał nazizm. Zmarł w 1949 r. w mieście Stade w Niemczech.
Ewangelicką kirchę, która stała w pobliżu dzisiejszego hotelu „Nadija”, w 1971 roku wysadzono w powietrze. Mniej więcej w tym miejscu usytuowano później pomnik Lenina, a następnie, już w czasie niezależności Ukrainy – pomnik Iwana Franki.
Niemiecka społeczność starego Stanisławowa przemierzyła swój szlak od założenia, wzrostu, rozkwitu aż po upadek. Tym nie mniej, dzięki przewodnictwu pastora Theodora Zöcklera, zrobiła ona wiele dobrego i może służyć jako przykład do naśladowania. W naszym regionie istnieje Organizacja Społeczna „Stowarzyszenie Niemców obw. iwanofrankiwskiego”, która ściśle współpracuje z Radą Niemców Ukrainy i „Międzynarodowym Stowarzyszenie Niemców Ukrainy – Widergeburt (Odrodzenie)”.
Petro Hawryłyszyn
Tekst ukazał się w nr 19 (431), 17 – 30 października 2023
Source: Nowy Kurier Galicyjski