W rejonie stryjskim obwodu lwowskiego rozpoczęto przygotowania do obchodów 345. rocznicy bitwy pod Żurawnem. W tym miasteczku nad Dniestrem urodził się Mikołaj Rej. Zachował się tam też szereg zabytków polskich. Przed czterdziestu laty na to dziedzictwo kulturowe zwrócił uwagę i zaczął je promować ukraiński historyk Włodzimierz Jagniszczak, który od dawna mieszka i pracuje w Kanadzie. Jest on prawdziwą kopalnią wiedzy o Żurawnie.
Poznaliśmy się na początku lat 80. ubiegłego wieku, kiedy on, młody absolwent Uniwersytetu Lwowskiego im. Iwana Franki poszukiwał dziennikarzy, którzy byliby zainteresowani Żurawnem. Powitało nas spokojne prowincjonalne miasteczko z pozostałościami przedwojennej zabudowy i półwiejskim stylem życia. Włodziu natychmiast zaczął otwierać dla nas lokalne atrakcje, które były w opuszczonym stanie: ratusz, pałac, arboretum, kolumna-pomnik ku czci bitwy pod Żurawnem. Następnie wraz z samochodem przeprawiliśmy się promem na drugą stronę Dniestru do Bakocina, do złóż słynnego alabastru, przypominającego marmur, z którego powstały liczne dzieła sztuki do świątyń i pałaców Europy. Jako pamiątka po tej wyprawie pozostała u mnie alabastrowa figurka gołębia, wyrzeźbiona przez przedwojennego lokalnego rzemieślnika, być może było to dzieło Włocha Bertiniego, który pracował w Żurawnie w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku.
W 1996 roku Włodzimierz Jagniszczak w celu popularyzacji wieloaspektowej historii Żurawna w środowisku ukraińskim przygotował osobny numer niezależnego magazynu kulturologicznego „Halicka Brama”. Zaś w sprawie renowacji polskich zabytków kulturowych oraz upamiętnienia Mikołaja Reja zwrócił się o pomoc do otwartego we Lwowie Konsulatu Polskiego.
– W uczelniach sowieckich nikt nie wspominał o takim ważnym wydarzeniu historycznym jak bitwa pod Żurawnem. Zaskoczyłem też wiele osób w Polsce tym, że Mikołaj Rej urodził się w Żurawnie – wspomina Jagniszczak. – Mikołajem Rejem interesowałem się od dzieciństwa. Mieszkałem przy ulicy Reja, której nazwa brzmiała jakoś nietypowo, nie po ukraińsku i nie po rosyjsku, obok ulic Lenina, Marksa… Ta nazwa cudem przetrwała od 1905 roku, kiedy obchodzono tam 400. rocznicę urodzin Mikołaja Reja. I przy tej ulicy był dom, w którym po przybyciu do Żurawna zatrzymał się ojciec Mikołaja Reja – Stanisław, który został pochowany w Żurawnie w 1529 roku. Wysyłano mnie też do żłobka przy ulicy Reja. Nie urodziłem się w Żurawnie, ale na Donbasie, w dawnym obwodzie stalinowskim, w rejonie jenakijewskim, we wsi Komyszatske. Moi rodzice mieli tam pracę, ale moja prababcia uznała, że to nie jest dobry region. Miałem dwa i pół miesiąca, kiedy mama przywiozła mnie do Żurawna. Ona pochodzi z sąsiedniej wioski Manasterzec. Mój ojciec pochodził z Łemkowszczyzny, z Sanoka. Jego matka zmarła, tata ożenił się ponownie z Polką i pozostał w powojennej Polsce, a on wraz z babcią zostali przesiedleni do Związku Radzieckiego. Poszukiwali dla siebie miejsca w Trembowli, Lwowie, aż znaleźli się w 1947 roku w Żurawnie, gdzie otrzymali mieszkanie przy ulicy Reja. Prababka wspominała, że gdy tylko tam dotarli, to następnego dnia NKWD spaliło kościół w parku w centrum miasteczka. Wcześniej, podczas tzw. repatriacji do PRL miejscowi Polacy zabrali ze sobą prawie wszystkie kosztowności z kościoła. Tak więc rzeźba Matki Bożej trafiła do wsi Zagajnik koło Legnicy. Strój kapłański wyhaftowany przez matkę Jadwigi Czartoryskiej (Helenę Skrzyńską-Czartoryską) oraz wizerunek i 12 stacji Drogi Krzyżowej przeniesiono do cerkwi greckokatolickiej. Te rzeczy tam przetrwały, pomimo tego, że w okresie sowieckim podlegała ona Patriarchatowi Moskiewskiemu. Do 1939 roku połowa ludności Żurawna była żydowska, w 30% ukraińska, reszta Polacy i 5% – koloniści niemieccy. Po II wojnie światowej zostało 16 rodzin polskich: Sroka, Raczikowa, Szczegel, Kurzel, Maidańscy, Świrzscy, Berezowscy, Kaflowscy, Maliki… Pozostało też wiele rodzin mieszanych, a teraz jest ich jeszcze więcej, bo wyjeżdżając do pracy do Polski Ukrainki wyszły za mąż za Polaków. Kiedy katolicy zaczęli modlić się w kaplicy Czartoryskich-Skrzyńskich na starym cmentarzu, zgłosiły się 34 rodziny.
W Żurawnie zachowały się legendy o skrzypcach Stradivariusa, które kiedyś znajdowały się w mieście. Może dlatego Jagniszczaki wysłali swego syna Włodzimierza na naukę gry na skrzypcach do szkoły muzycznej. Był pilnym uczniem i nawet nazywano go w Żurawnie Mozartem, jednak wolał wybrać historię.
– Już w dzieciństwie zauważyłem w naszej okolicy tak wiele interesujących zabytków, ale prawie nic o nich nie było wiadomo – kontynuuje Włodzimierz Jagniszczak. – Podczas studiów na Uniwersytecie im. Iwana Franki we Lwowie spędziłem dużo czasu w bibliotekach naukowych i archiwach. Chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o bitwie pod Żurawnem, o której przypominała mi tylko stara kolumna z krzyżem. Interesowały mnie postacie Mikołaja Reja oraz Czartoryskiego i Skrzyńskiego – właścicieli pałacu i arboretum. Dowiedziałem się gdzie się znajdują i jak wyglądają dzieła sztuki wykonane z alabastru żurawieńskiego. Pojawiła się też chęć odnalezienia potomków znanych polskich rodów, związanych historycznie z Żurawnem. Spotkałem się wtedy ze zrozumieniem ówczesnego konsula generalnego RP we Lwowie, doktora historii Henryka Litwina.
Na początku 1995 roku, w czasie podróży z Warszawy do Stanów Zjednoczonych Włodzimierz Jagniszczak przypadkowo znalazł się w jednym samolocie z Nicholasem A. Reyem, ówczesnym ambasadorem USA w RP i potomkiem Mikołaja Reja. Historyk lwowski nie przegapił tej chwili, aby nawiązać znajomość.
– 25 lat temu, 25 maja 1996 roku na moje zaproszenie Nicholas Andrew Rey z małżonką i siostrą, w asyście dwóch konsulów generalnych w Polsce przyjechali do Żurawna – wspomina ze wzruszeniem Włodzimierz Jagniszczak. – Wtedy zaproponowałem wznieść w Żurawnie tablicę ku czci Mikołaja Reja. Po tej wizycie gości ze Stanów, w różnych zakątkach świata rozpoczęto przygotowania do obchodów w 2005 roku 500-lecia urodzin Mikołaja Reja. W Żurawnie została otwarta tablica autorstwa Wasyla Jarycza, rzeźbiarza ze Lwowa.
Włodzimierz Jagniszczak w tym czasie zamieszkał w Kanadzie, gdzie m.in. zajął się badaniem historii edukacji polskiej w Edmontonie w latach 1906–2006. Nadal promuje temat bitwy pod Żurawnem, teraz już w anglojęzycznym środowisku naukowym. Również zza oceanu doradza swoim rodakom w Żurawnie, którzy troszczą się o zachowanie i renowację zabytków w tym miasteczku w celu przyciągania tam turystów.
Polscy konserwatorzy we współpracy z rzymskokatolicką parafią pw. Wniebowzięcia NMP w Żydaczowie pod nadzorem specjalisty z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych wykonali prace renowacyjne pomnika upamiętniającego bitwę pod Żurawnem stoczoną w 1676 roku. Renowacja została sfinansowana za pośrednictwem Fundacji „Pomoc Polakom ze Wschodu” ze środków Kancelarii Senatu RP w ramach projektu „Dziedzictwo kulturowe i historyczne”.
– Za komuny pan Proniw, Ukrainiec z Żurawna, chował tę kolumnę w stosie słomy, aby nie rzucała się w oczy – dodaje jeszcze jeden wątek ze swoich wspomnień Włodzimierz Jagniszczak. – Dookoła niej układał słomę. Wyjaśniał, że to zapasy na surową zimę, jednak jej nie brał, aby sowieci nie zobaczyli pomnika. A jego syn był nawet przewodniczącym rady wiejskiej w Żurawnie. Ironia losu. Pomimo zmian powojennych mieszkańcy Żurawna starali się zachować wszystkie pomniki z przeszłości. Jak mogli.
Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 10 (374), 31 maja – 14 czerwca 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski