– Nie było to niespodzianką, dlatego że nie jest to pierwszy ostrzał rakietowy Lwowa – mówi mieszkaniec Lwowa Lubomyr Petrenko. – Ale ten atak był bardziej potężny i teraz bardziej rozumiemy, że celem jest infrastruktura kolejowa, ponieważ teraz idzie potężna pomoc z Zachodu, od krajów – członków NATO, od Stanów Zjednoczonych, które teraz będą dostarczać nam nowszą broń. Rozumiemy, że Rosja próbuje odreagować i dlatego odpowiada w taki sposób. Nie uratuje jej to, bo mamy możliwości by temu zapobiec. Myślę, że nasza obrona powietrzna też będzie wsparta przez zachodnie wzorce systemów przeciwrakietowych. Są na razie luki, w które Rosja może wcisnąć swe rakiety, ale myślę, że to już niedługo się zmieni.
Z tego co usłyszałem od swoich znajomych i wyczytałem na Facebooku, rozumiem, że w zasadzie ludzie są zszokowani, ale już odreagowują na tę wojnę. Cóż robić, trzeba być do tego przygotowanym. Nie trzeba lekceważyć i lenić się biegać do schronu, kiedy włącza się alarm.
– Byłem w ten czas w domu – mówi Roman Skoczylas. – Zrozumiałem, że coś się stało, wyłączył się telewizor, a przed tym był alarm. We Lwowie coraz bardziej staje się niebezpiecznie. Chce się by jak najszybciej wojna się skończyła, ale jak będzie – tego nikt nie może wiedzieć. Tylko ten potwór może wiedzieć. Wielu ludzi i ja też się modlimy. Mamy nadzieję w Bogu i w tych państwach, które nam pomagają. Jestem bardzo wdzięczny wszytkim.
– Podczas alarmu przeszedłem do schronu – mówi Ostap. – Alarm powietrzny trwał ponad dwie godziny. W pierwszej było cicho, a potem światło zaczęło migać. Usłyszałem trzy wybuchy. Z wiadomości umieszczonych w internecie dowiedziałem się, że trafiło w podstacje elektryczne. Nie mogę pojąć, czego Putin chce osiągnąć w ten sposób? Uważam, że on faktycznie już wojnę przegrał.
– Przyjechałyśmy do Lwowa z obwodu mikołajowskiego, dlatego że zrobiło się tam strasznie – mówią Switłana i Iryna. – Toczą się aktywne walki w okolicach Mikołajowa. Wczoraj rozmawiałyśmy z pozostałymi tam krewnymi. Nad naszym domem zestrzelono dron i resztki spadły na dach. We Lwowie w porównaniu z Mikołajowem jest o wiele spokojniej, ale doświadczyłyśmy i tu ostrzału rakietowego i widziałyśmy dym unoszący się nad miastem. Pozostajemy na razie w Ukrainie, to jest nasze państwo, nie mamy dokąd uciekać. Tu urodziłyśmy się i ty chcemy żyć. Mój mąż był na wojnie, jest ranny. Teść i wujek też są na wojnie teraz. Dokąd mamy uciekać?
– Byłem w centrum Lwowa, nieopodal od tego miejsca i dość głośne były te uderzenia – mówi Taras Stećkiw. – Od razu zgasło światło. Potem się pojawiło i znowu zgasło. Ponieważ jest to już nie pierwszy raz, zrozumieliśmy, że nastąpił atak rakietowy. Kiedy wyszedłem z centrum wolontariackiego i szedłem w stronę Cmentarza Łyczakowskiego, zobaczyłem kłęby dymu od strony kolei, gdzie trafiła rakieta.
Myśleliśmy, że może to się stać, dlatego że wiele wojskowych i humanitarnych ładunków z Polski idą przez Lwów i Wołyń. Jest to trzeci ostrzał naszego miasta. Nie powiem, że przyzwyczailiśmy się do tego, bo do ostrzałów trudno się przyzwyczaić. Ale odbieramy to już spokojniej. Rozumiemy już, co trzeba robić w takich sytuacjach. Nie panikujemy.
Nie wierzę, że Rosjanie pamiętają o tym, że 3 maja to Święto Konstytucji w Polsce, ale zdaje mi się, że jest to element zemsty. Zemsty też Ukrainie zachodniej. Jest to też swego rodzaju pogróżki Polakom, by zaprzestali pomocy Ukrainie. Ostrzały Lwowa zawsze następowały przy okazji jakiegoś wydarzenia – Biden w Rzeszowie, teraz ogłoszone zostało dostarczanie broni do Ukrainy, która idzie przez nasze tereny. Myślę, że jakiś symbolizm dla Putina w tym jest, to jest swego rodzaju uprzedzenie. Tylko moim zdaniem, to mało kogo wystraszy.
Konstanty Czawaga
Source: Nowy Kurier Galicyjski