Mieszkańcy Lwowa w niedzielę, 27 lutego po raz pierwszy nie byli nad ranem zrywani z łóżek przez syreny. Tego ranka mogli wyspać się spokojnie. Dzień wcześniej cztery razy były alarmy przeciwlotnicze we Lwowie.
Mieszkańcy Lwowa czuli się już zmęczeni tymi ciągłymi alarmami, które zazwyczaj trwają kilkadziesiąt minut. Cztery razy byli zobowiązani udać się do ukryć zabezpieczających.
– Jestem już zmęczona tym ciągłym schodzeniem do schronu. To męczy nie fizycznie, a psychicznie – powiedziała 30-letnia mieszkanka Sichowa, dzielnicy Lwowa. – Za jednym razem byłam w centrum miasta. Nie wiedziałam dokąd biec. W końcu jakaś pani wpuściła mnie do swojej kamienicy. Razem zeszłyśmy do piwnicy.
Zacząłem się zastanawiać, czy ciągłe alarmy nie spowodują znieczulicy i za którymś razem (nie daj Boże!) ludzie nie opuszczą mieszkań i miejsc pracy w trakcie faktycznego ostrzału.
W mieście pojawiły się dziwne znaki na kamienicach. Media i służby ukraińskie publikowały informacje, co robić w takich wypadkach. Należy zamalować takie znaki, które mogą być sygnałami dla dywersantów i opublikować w specjalnej aplikacji na telefon. Nieopodal redakcji „Nowego Kuriera Galicyjskiego” też pojawiły się takie znaki. Kolega redakcyjny Aleksander Kuśnierz poszedł je zamalować. Zresztą nie ma pewności, czemu one służą, może to znaki dla dywersantów, a może malują je by zabierać czas Obronie Terytorialnej i policji…
Patrole chodzą po ulicach, wśród nich jest widoczna Obrona Terytorialna. Znów coś wydarzyło się nieopodal redakcji. Grupa informacyjna w Telegramie pokazała zdjęcia aresztowania dywersanta… 50 m od naszej siedziby. Taka była sobota.
Niedziela wydaje się spokojna. Oczekujemy nocy. Czy obudzą nas syreny?
Wojciech Jankowski, Lwów, Dzień czwarty wojny, 27 lutego 2022 roku, godz. 12.00
Source: Nowy Kurier Galicyjski