Czołgowa góra
Absolutnym rekordzistą interesujących historii jest pagórek w parku Szewczenki. Wiemy, że jest to sztucznie usypany pagórek, a o tym, kto go usypał, jest mnóstwo wersji. Wymienia się w nich więźniów więzienia „Dąbrowa” i ich żony, ochroniarzy więziennych i grupę satanistów. Niedawno dołączyli do nich czołgiści.
Późnym wieczorem 31 marca 1944 roku dwadzieścia maszyn próbowało zająć miasto. Niemiecki garnizon nie stracił głowy i w zaciekłych walkach ulicznych zniszczył prawie wszystkie maszyny czerwonych. Jeden z czołgów spalono przy ul. Gołuchowskiego (ob. Czornowoła), obok parku. Maszynę odciągnięto z ulicy na pobocze i stała tam aż do lipca, aż miasto zostało ostatecznie zwolnione przez wojska sowieckie.
Gdy zwycięzcy ujrzeli spalony czołg z czerwoną gwiazdą na pancerzu, postanowili godnie go pochować. Nad bojową maszyną usypano kurhan, który do dziś możemy oglądać w parku.
Proszę jednak nie chwytać w tej chwili za detektor metalu. Jest to z pewnością piękna historia, ale pagórek został usypany jeszcze w czasach austriackich.
Czołg dziadka
Tę historię przeczytałem na forum, poświęconym starym pocztówkom Stanisławowa SkyscraperCity.com. Jeden z czytelników tego forum rozmawiał ze starszym mężczyzną w marszrutce, który przypomniał sobie zdarzenie ze swego dzieciństwa.
31 marca 1944 roku do Stanisławowa wdarły się 22 czołgi sowieckie T-34. Niemiecko-węgierski garnizon początkowo stracił głowę, ale szybko zorganizował się i zaczął metodycznie niszczyć kolejne maszyny czerwonych. Całą noc trwała ta tragiczna walka, a na rano na ulicach miasta stały spalone sowieckie czołgi. Jeden z nich był lekko uszkodzony – zerwało gąsienicę. Niemcy szybko go naprawili i po kilku sznapsach zaczęli hasać nim po mieście. Nie obliczyli możliwości swoich i technicznych nieznanej maszyny i na jednym z zakrętów na pełnym gazie wpadli w dom, w którym mieszkał wspomniany na początku starszy mężczyzna. Od uderzenia czołgu w dom z rozbitych łożysk posypały się wielkie stalowe kule. Jeszcze długo po wojnie bawił się nimi w dzieciństwie wspomniany dziadek i jego koledzy.
Pancerny tygrys
W poprzedniej legendzie wspomniałem o wykorzystanym przez Niemców naprawionym czołgu T-34 i o wyczynach z nim Niemców w mieście. Po publikacji tego fragmentu zadzwonił do mnie Jarosław Struż i uzupełnił tę historię.
Jego dziadek wspominał, jak Niemcy przyciągnęli dwa sowieckie czołgi nad Bystrzycę Sołotwinską i urządzili sobie strzelnicę, ćwicząc strzelanie ze wspomnianych już przeze mnie granatników – pancerfaustów. Obok stał samochód strażacki, którzy gasił płonące wraki czołgów. Po ugaszeniu płonącego czołgu szkolenia nadal trwały.
W latach 60. XX w. podczas powodzi podmyło olbrzymi fragment brzegu Bystrzycy. W tym dole znaleziono ogromną ilość pancerfaustów. Niewybuchy zabrała milicja, a resztę pionierzy odnieśli na punkt skupu metalu.
Taniec na placu
W Internecie można zobaczyć interesujące zdjęcie z okresu okupacji. Znana jest nawet w przybliżeniu data jego wykonania – 17–20 kwietnia 1944 roku. Widzimy na nim obecny plac Majdan, który wówczas nazywał się Adolf Hitler Platz. Aby lepiej zorientować czytelnika podam, że w gmachu po prawej jest dziś popularna księgarnia „Ukraińska książka”. W centrum zastygł ciężki niemiecki czołg Tygrys. Widać, że jest uszkodzony – obok leży jedno z kół, podtrzymujących gąsienicę, dalej leżą inne części. Obok czołgu stoi kilka osób, przypominających brygadę remontową.
Co ten Tygrys robi w centrum miasta? Wiadomo, że 31 marca sowieckie czołgi wdarły się do miasta i po zaciętej walce zaledwie cztery z nich opuściły miasto. Prawdopodobnie ta cudowna niemiecka broń została w walce uszkodzona, a teraz jest naprawiana? Możliwe.
Krajoznawca Bogdan Ozarko opowiedział, że słyszał od starych mieszkańców Stanisławowa, że podczas wojny Niemcy urządzili w pasażu Gartenbergów zakład naprawczy, gdzie remontowane były uszkodzone maszyny z Afrika Korps Rommla. Wersja dziwna, bo po cóż ciągnąc złom z Północnej Afryki przez całą Europę do Stanisławowa?
Ale starsi mieszkańcy miasta często się mylą. Najbardziej prawdopodobne, że w czasach wojny w pasażu faktycznie był zakład naprawczy, ale nie „afrykański”. Pomieszczenie nadawało się do tego idealnie – olbrzymia hala, dwa przestronne wejścia, możliwość zamontowania podnośnika. Co się tyczy uszkodzonego Tygrysa, to niekoniecznie uczestniczył w tej bitwie o miasto. Czerwoni wprawdzie wycofali się, lecz niedaleko stąd. Tej zaś wiosny na Przykarpaciu toczyły się ciężkie boje, więc pracy niemieccy mechanicy mieli wystarczająco.
Zaczarowana budowla
Jedną z największych i najpiękniejszych budowli Stanisławowa z okresu austriackiego jest gmach Dyrekcji kolei (ob. mieści się tu Akademia Medyczna), zaprojektowany przez Baudischa. W ciągu swej ponad stuletniej historii los gmachu dwukrotnie wisiał dosłownie na włosku.
W 1916 roku, gdy Stanisławów znalazł się na linii frontu, obok gmachu stała rosyjska artyleria i ostrzeliwała austriackie pozycje na Zagwoździańskich wzgórzach. Centrum miasta stało się wówczas całkowitą ruiną. Najbardziej ucierpiała ul. Karpińskiego (ob. początek ul. Halickiej). Na zdjęciu widoczne są te zniszczenia, ale gmach Dyrekcji kolei stoi nienaruszony. Nawet okna są tam całe.
Kolejne szczęście dopisało podczas II wojny światowej. W czasie okupacji w tym gmachu mieścił się jakiś solidny urząd. W przededniu szturmu na miasto w lipcu 1944 roku Rosjanie wysłali samolot z zadaniem zniszczenia gmachu. Zrzucił on bomby, ale nie trafił. Jedna z nich spadła za budynkiem, tam, gdzie dziś jest skwer A. Mickiewicza, a druga trafiła w piętrowy dom od frontu budynku. Kiedyś w tym miejscu był skwer, potem wybudowano restaurację „Jubileuszową”, obecnie stoi tam „PlusBank”.
Ma się wrażenie, że wyższe siły mają ten gmach pod swoją opieką i chronią dzieło Baudischa. I dzięki Bogu!
Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 4 (392), 1 – 15 marca 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski