Legendy starego Stanisławowa, Część 55

Żydowski bunkier

W czasie okupacji Niemcy zdecydowanie postanowili uwolnić Stanisławów od Żydów. Wszystkich spędzono do getta, po czym część rozstrzelano, a resztę wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu. 23 lutego 1943 roku Stanisławów został oficjalnie uznany za „Judenfrei” – czyli miasto wolne od Żydów. Jednak w rzeczywistości tak nie było.

Wiele rodzin żydowskich ukrywało się przed Niemcami. Urządzali sobie kryjówki w piwnicach, na strychach i w grobowcach. Ludzie ukrywali się przed śmiercią i miesiącami nie widzieli dziennego światła.

Jeden z takich schronów – jak je nazywano inaczej „bunkrów” – znajdował się na podwórku budynku pod nr 28 przy ob. ulicy Mazepy. Tam w piwnicy drewnianej przybudówki urządziła sobie kryjówkę rodzina rabina z Ottyni Izraela Chagera. Udało im się przetrwać likwidację getta. Lecz nie na długo. Ktoś z mieszkańców domu doniósł do gestapo, że nocami z przybudówki wychodzą dzieci. Wypuszczano je, aby zaczerpnęły trochę świeżego powietrza. Już w ciągu godziny szopę otoczyli Niemcy i wrzucili do piwnicy granaty.

Wprawdzie nie każda historia kończyła się tak tragicznie. Przed wojną, blisko skrzyżowania z ul. Stefana Batorego (ob. Króla Daniela) mieszkał sobie niejaki Stanisław Jacków. Był prostym robotnikiem – naprawiał bryczki, a przy tym nie stronił od kielicha i wtedy bił żonę – z powodu i bez. Podczas okupacji prowadził swój warsztat, do władzy miał stosunek poprawny i z podziemiem się nie wiązał. Gdy Niemcy uciekli, okazało się, że ukrywał u siebie w piwnicy 32 Żydów.

Żydowskie dzieci, zdjęcie z archiwum rabina Mojsze Lejba Kolesnika

Dzieci w workach

Po wyzwoleniu Stanisławowa w 1944 roku powołano specjalną komisję „badania okrucieństw faszystowskich okupantów”. W pierwszej kolejności okrucieństw tych zaznała ludność żydowska miasta. W protokołach przesłuchań świadkowie opisywali masowe rozstrzeliwania, katowanie i znęcanie się. Świadectwa Hersza Karpena, piekarza, strach było nawet czytać.

– Na terenie getta był Dom sierot, gdzie przebywało około 30 dzieci. Pewnego marcowego dnia 1943 roku pod dom zajechały niemieckie ciężarówki. Po wejściu do budynku Niemcy wrzucali dzieci do worków, które zawiązywano i rzucano na auta. Gdy ciężarówka była pełna, jechała nad rzekę koło młyna Gogola. Tam worki wrzucano do wody. Gdy dziecko utonęło, worek wyciągano, a ciało wrzucano do przygotowanego dołu. Na dzieci szkoda było Niemcom kul – wspominał Karpen.

No comment.

Miejscowa legenda opowiada, że w tym budynku pracowano nad V1

Tajne laboratorium

Na wałach przy ul. Chopina 1 stoi interesujący budynek. Wybudowano go przed ponad 100 laty i jest zabytkiem architektury lokalnego znaczenia. Wcześniej mieściła się w nim żeńska siedmioletnia szkoła, później – katedra wojskowa Instytutu Nafty i Gazu. Rzecz jednak nie w budynku. Bardziej interesujący jest kuty płot wokół budowli. Jego ornament przypomina trajektorię lotu rakiety balistycznej. Wiąże się z tym pewna miejscowa legenda, a właściwie – mit.

Podczas wojny w podziemiach kamienicy miało mieścić się tajne laboratorium, gdzie wrzały prace nad rakietami V1. Kierownikiem laboratorium miał być nie kto inny jak Werner von Braun – najbardziej sławny niemiecki konstruktor rakiet i ojciec amerykańskiego programu podboju kosmosu. Dlatego na płocie przedstawiono prawdopodobną trajektorię „broni odwetowej”. Co von Braun miałby robić w Stanisławowie? Jasne! W Karpatach są złoża rud uranu i Niemcy jako pierwsi badali radiologię gór.

W rzeczywistości – to wszystko są bzdury. Rakiety V produkowano w Niemczech w podziemnej fabryce w Mittelwerke. Von Braun w Stanisławowie nigdy nie był, w budynku zaś działał Urząd zatrudnienia. Ornament płotu jest typowy dla modernizmu i podobne można zobaczyć w wielu miastach.

Ale kto wie… Niemcy potrafili ukrywać swoje tajemnice.

Niemiecka artyleria przeciwlotnicza, zdjęcie ze źródeł internetowych

Najpewniej UFO

Stanisławów. Lato 1943. Upał. Koło dworca kolejowego nudzą się niemieccy artylerzyści przeciwlotniczy. Chłopaki właściwie nie mają nic do roboty – Wschodni front daleko, samoloty aliantów też tu nie dolatują. Raptem w niebie nad dworcem pojawia się jakiś obiekt nieprzypominający kształtem żadnego ze znanych typów samolotów.

To „coś” wyglądało jak kula ognia i zawisło dokładnie nad samym dworcem. Oszołomieni Niemcy ogłosili alarm. Wiedzieli, że w Karpatach działa wielki oddział partyzantów Kowpaka – może to jakiś nowy samolot wywiadowczy Rosjan?

Tymczasem nieznany obiekt zaczął poruszać się dokładnie wzdłuż torów w kierunki przejazdu kolejowego. Artylerzyści otworzyli ogień, ale trafić w cel im się nie udało. W tym czasie ognista kula przyśpieszyła i umknęła w kierunku Chryplina. Więcej jej nie widziano. Przestraszeni Niemcy utworzyli cały batalion do walki z tym zjawiskiem. Walczył on wprawdzie częściej z czołgami i piechotą, niż z samolotami przeciwnika.

Jest kilka wyjaśnień tego zjawiska. Jedni twierdzą, że było to UFO, tylko UFO i nic poza tym. Ktoś inny jednak upatruje w tym piorun kulisty.

Osobiście bardziej skłaniam się do wersji, że to Kowpak z Rudniewym przylecieli z Karpat na zwiady na lotni… z silnikiem odrzutowym.

Uszkodzony ratusz stanisławowski, rok 1944, zdjęcie z archiwum Muzeum „Bohaterów Dniepru”

Bo nie podobał się

Dziś nie wyobrażamy sobie Iwano-Frankiwska bez ratusza. Ale niewielu wie, że w okresie okupacji o mało nie pozbawiono nas tego symbolu miasta. Wicestarosta o dziwnym nazwisku Bo, słynący z niszczenia dzielnic żydowskich, nie wiadomo dlaczego nie polubił również ratusza. Może znaczenie miał tu fakt, że z lotu ptaka ratusz przypomina polski order „VIRTUTI MILITARI”, a może Bo poszukiwał starych monet czy zdjęć, ukrytych w murach budowli? Jakkolwiek było, ten arogancki Niemiec pod koniec 1943 roku nakazał ratusz wysadzić w powietrze.

Budowlę uratowały potężne mury, bo zawaliło się jedynie północno-zachodnie skrzydło, które po wojnie odbudowano.

Tak powstała anegdota:

– Kumie, dlaczego Niemcy wysadzili ratusz?

– Bo się nie spodobał!

Iwan Bondarew

Tekst ukazał się w nr 1 (389), 17 – 31 stycznia 2022

Source: Nowy Kurier Galicyjski