Lwowski okres kardynała Mariana Franciszka Jaworskiego
Ratowanie ruchomych zabytków sztuki sakralnej
Wyjeżdżający z archidiecezji lwowskiej kapłani i wierni świeccy zabierali ze sobą obok rzeczy osobistych również najcenniejsze dzieła sztuki sakralnej, gdyż były one znakiem przywiązania do ziemi ojczystej i nadzieją na rychły powrót. Szczególne miejsce zajmowały cudowne i łaskami słynące obrazy Matki Bożej. W ten sposób uratowano setki obrazów i precjozów (kosztowności – red.) kościelnych, które obecnie znajdują się w wielu kościołach na terenie Polski. Pozostawione na miejscu świętości stały się najczęściej łupem złodziei lub ewentualnie zasiliły muzealne i cerkiewne zbiory. Większość jednak uległa bezpowrotnemu zniszczeniu.
Ratowania spuścizny historycznej podjął się również wyjeżdżający ze Lwowa arcybiskup-wygnaniec Eugeniusz Baziak. Postanowił zatem zabrać archiwum archidiecezjalne, relikwiarz bł. Jakuba Strzemię, figurę Pana Jezusa Frasobliwego i cudowny obraz Matki Bożej Łaskawej z katedry lwowskiej. W ten sposób została ocalona część zbiorów archiwalnych, której nie spalono na rozkaz abpa Bolesława Twardowskiego, po pierwszym wkroczeniu do Lwowa armii sowieckiej. Arcybiskup ze słusznej obawy przed aresztowaniami księży nakazał wówczas spalić teczki personalne kapłanów. Przez trzy dni palono personalia żyjących i zmarłych kapłanów.
W katedrze po zdjęciu z ołtarza oryginalnego obrazu Matki Bożej Łaskawej na prośbę miejscowego proboszcza ks. Karola Jastrzębskiego lwowska malarka-amatorka Maria Pokiziak w ciągu jednej nocy miała namalować kopię obrazu, który przyozdobiono srebrną sukienką. Tadeusz Kukiz podawał, że pierwszy wizerunek NMP Łaskawej został namalowany na karcie papieru. Dopiero „w jakiś czas potem sporządziła kopię na desce, którą przyozdobiono nową sukienką, wykonaną już po wojnie przez lwowskiego złotnika, Polaka; potem, nie wiadomo kiedy, złożono ją w katedralnym skarbcu”. Obraz ten pozostawał w głównym ołtarzu do 1997 roku, kiedy to został przekazany lwowskiemu seminarium w Brzuchowicach, a obecnie znajduje się w Muzeum Archidiecezjalnym we Lwowie. Natomiast w katedrze lwowskiej umieszczono jedną z dwóch kopii, autorstwa Józefa Nykla.
Obraz ten znajduje się w katedrze lwowskiej po dzień dzisiejszy i to on był w 2001 roku koronowany przez papieża Jana Pawła II we Lwowie. Nadto Ojciec Święty ofiarował dla obrazu Złotą Różę. W ten sposób mimo toczących się ciągle sporów wokół oryginalności obrazu należy stwierdzić, że poprzez koronację papieską – kopia wizerunku Matki Bożej Domagaliczowskiej zyskała kanonicznie tożsamy wymiar z jej oryginałem.
Relikwiarz bł. Jakuba Strzemię oraz oryginał obrazu Matki Bożej Łaskawej wraz z archiwum zostały przewiezione do Polski. Archiwum pierwotnie znalazło się w Krakowie, Tarnowie i Kalwarii Zebrzydowskiej. Potem przeniesiono je do Lublina. Wreszcie w 1995 toku arcybiskup Marian Jaworski zdeponował archiwum w Krakowie przy ul. Kanoniczej 13, gdzie znajdowało się do 2019 roku.
Relikwiarz bł. Jakuba Strzemię i obraz Matki Bożej Łaskawej abp Baziak pierwotnie złożył na przechowanie w Tarnowie. Znalazły się tu również naczynia liturgiczne i rozebrane na części tabernakulum katedralne. Następnie od 1974 roku relikwie i obraz przewieziono do Lubaczowa. Wreszcie w 1996 roku również decyzją arcybiskupa Mariana Jaworskiego dla zachowania tych bezcennych dzieł sztuki: srebrną trumienkę z relikwiami bł. Jakuba Strzemię oraz obraz Matki Bożej Łaskawej złożono na przechowanie w skarbcu katedry na Wawelu w Krakowie. W 2009 roku relikwie bł. Jakuba Strzemię w srebrnej trumience przewieziono do Lwowa.
Likwidacja lwowskich kościołów i seminarium duchownego
Wraz z poddaniem inwigilacji abpa Baziaka, na terenie Lwowa zamykano poszczególne świątynie. Jak już wcześniej zaznaczano, w 1945 roku zamknięto kościół św. Marii Magdaleny, który ponownie przywrócono do kultu na wyraźną prośbę ks. Truszkowskiego.
W kwietniu 1946 roku zamknięto dwa kościoły: kościół i klasztor franciszkanów oraz kościół i klasztor bernardynów. W maju zamknięto kolejnych pięć: św. Elżbiety oraz kościoły i klasztory benedyktynek, karmelitów trzewiczkowych, dominikanów, św. Kazimierza i Zakład Miłosierdzia sióstr szarytek. W czerwcu zmuszono do wyjazdu siostry sakramentki i zamknięto kościoły św. Anny, św. Zofii oraz Matki Bożej Ostrobramskiej.
Z zachowanych kronik klasztornych i wspomnień zachowało się szereg relacji o ostatnich nabożeństwach i wyjazdach duchowieństwa diecezjalnego, zakonnego i osób konsekrowanych. Tak po ostatniej mszy św. w kościele św. Zofii ks. Stanisław Kałężny CM wyniósł na strych kościoła tabernakulum, chrzcielnicę i inne drobne przedmioty, licząc na szybki powrót do Lwowa. Skąpą informację o wyjeździe karmelitów podawała „Kronika klasztorna OO. Karmelitów we Lwowie”, gdzie zapisano: „Dnia 13 maja odprawione zostało ostatnie nabożeństwo – i konwent został formalnie zlikwidowany. Ten sam los spotkał wszystkie kościoły i klasztory lwowskie”. Z rozczarowaniem decyzję o likwidacji przyjęły siostry Klaryski od Wieczystej Adoracji: „Na początku W. Postu polecił nam nasz Najprzewielebniejszy Ksiądz Arcybiskup przygotować likwidację klasztoru i poczynić formalności do wyjazdu na Zachód. Nie wypadało uczynić nic innego jak skłonić posłusznie głowę i zabrać się do wykonania Woli Bożej”. Ostatnia msza św. została odprawiona 13 maja 1946 roku. Na dworcu przed wyjazdem 14 maja ludzie częstowali odjeżdżające siostry ciepłym posiłkiem.
Kronika lwowskich rzymskokatolickich benedyktynek obok faktów o przygotowaniu do wyjazdu, podawała również wiele szczegółów z tego okresu. Stąd wiadomo, że w 1946 roku w kościołach zakazano używania elektryczności. Za przekroczenie tego zakazu nakładano mandaty. Jezuitom z tej racji nałożono mandat w wysokości 35000 rubli. U benedyktynek 25 lutego po kontroli odcięto zasilanie elektryczne. Do wyjazdu przeprowadzono szereg kontroli państwowych, wydając coraz to nowe zakazy, czego nie wolno siostrom zabierać. Ostatnia msza w kościele została odprawiona 14 maja i wreszcie czterema wagonami siostry 15 maja 1946 roku opuściły Lwów.
Atmosferę, jaka towarzyszyła przy zamykaniu kościołów i klasztorów we Lwowie oddaje „Kronika Domu Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo we Lwowie”. Znalazł się tam opis (podajemy zgodnie z oryginalnym zapisem) wyrzucenia sióstr szarytek z domu św. Kazimierza, które nastąpiło 13 sierpnia 1945 roku. „Siostry dzielnie się broniły przed bolszewikami – pisał autor kroniki – zajmującymi dom św. Kazimierza. Pozamykały wszystkie drzwi, a z okien I piętra biły w garnki, wołając o ratunek na cały głos. Bolszewicy tymczasem, obstawiły dom wojskiem. Siekierami rozrąbali wnijście do domu. Wszedłszy do domu, rozrębować musieli drzwi do poszczególnych mieszkań. Młodsze siostry nahajkami wypędzali z domu, a starsze wyrzucili na trawnik przed dom”. Wreszcie zgodnie z opisem po zakończeniu ostatniego nabożeństwa w niedobudowanym kościele św. Wincentego a Paulo we Lwowie w październiku 1945 roku „ks. superior wziął hostię z monstrancji, włożył do puszki i skierował swe kroki do wyjścia z kościoła. Lud płacząc śpiewał: Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas, Jezu nie opuszczaj nas, całując szaty kapłańskie”.
Tydzień przed zlikwidowaniem lwowskiego kościoła pw. Bożego Ciała i klasztoru dominikanów do wiernych w ramach ogłoszeń parafialnych skierowano następujący apel: „Ponieważ na żądanie władz należy się spodziewać zamknięcia naszego kościoła, dlatego bardzo prosimy wiernych o gorącą modlitwę o pomoc Bożą dla nas w tej świętej sprawie”. Kościół ostatecznie zamknięto 14 maja 1946 roku. W tym dniu została odprawiona ostatnia msza św. o godzinie 9:30. Ostatni apel skierowany do wiernych na skutek decyzji o zlikwidowaniu kościoła brzmiał: „Prosimy wiernych o zachowanie dyscypliny. Płacze tu nic nie pomogą. Mamy się tu tylko modlić dalej o zmiłowanie Boże”. Niebawem kościół dominikanów i klasztor został zamieniony na magazyn cementu, a od 1972 roku muzeum ateizmu.
Również po 1945 roku został ostatecznie przesądzony los lwowskiego seminarium duchownego. Jeszcze w sierpniu 1945 roku został z pałacu arcybiskupiego wydalony abp Eugeniusz Baziak, który zamieszkał w klasztorze u franciszkanów. Od 1 sierpnia 1945 roku zainaugurowano nowy rok akademicki, a już „na trzeci dzień pobytu w seminarium zauważyliśmy jakieś odwiedziny u naszych przełożonych”, po których seminarium zostało wydalone z dawnych pomieszczeń. Dla alumnów pozostawiono do czasu zaledwie 13 pomieszczeń, a cały budynek przekazano pod akademik medycyny. Rozpoczęło się wielkie przygotowanie do exodusu seminarium. Zaczęto również poszukiwać dla niego nowego miejsca. W kościele seminaryjnym pw. Matki Bożej Gromnicznej 21 września 1945 roku odbyły się ostatnie święcenia kapłańskie udzielone 8 diakonom przez abpa Eugeniusza Baziaka. Ostatnimi kapłanami, którzy otrzymali święcenia we Lwowie byli: ks. Tadeusz Bieńkowski, ks. Zygmunt Bronisławski, ks. Stanisław Cały, ks. Feliks Oko, ks. Kazimierz Orzechowski, ks. Henryk Pyrih, ks. Ludwik Sieradzki i ks. Józef Urbanik. Warto przy tym dodać, że na pierwszym roku ówczesnego seminarium był alumn Marian Jaworski.
Kronikarz seminaryjny zapisał pod datą 13 października 1945 roku następujące słowa: „Od rana wożenie autami na dworzec. Po południu dano wagony. Ułożenie trwało do późnej nocy. Trochę awantur w sprawie zajęcia wszystkich 6 czy 7 wagonów przeznaczonych dla seminarium, no ale w wieczór wszystko i wszyscy siedzą w krytych wagonach. Niedziela (14 października) była ostatnim dniem na lwowskim gruncie. (…). Pociąg ruszył w poniedziałek raniutko tj. 15 października”. Po pięciu dniach podróży lwowskie seminarium przybyło do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie w murach bernardyńskiego klasztoru do 1950 roku trwała formacja kleryków archidiecezji lwowskiej, po czym 26 września 1950 roku przez władze PRL zostało rozwiązane. Rektorem seminarium w tym czasie był ks. Jan Nowicki (1894–1973), mianowany po odejściu na biskupstwo w Tarnowie ks. Jana Stepy (1892–1959). Ogólnie w tym czasie w Kalwarii Zebrzydowskiej święcenia kapłańskie otrzymało 22 kandydatów. Pozostali kandydaci kończyli studia w różnych seminariach na terenie Polski.
„Lwowski cud”
Bez wątpienia plan o zlikwidowaniu polskiego elementu we Lwowie pod koniec 1946 roku został zrealizowany. Ostatni transport wygnańców odjechał ze Lwowa w lipcu 1946 roku. Na miejscu pozostało zaledwie kilkanaście tysięcy Polaków. W następnych latach wprawdzie liczba wzrosła dzięki powracającym z łagrów oraz przyjeżdżającym do Lwowa za pracą Polakom. Z wielkiej liczby duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego we Lwowie pozostało zaledwie sześciu duchownych, z czego trzech w podeszłym wieku oraz cztery czynne kościoły.
Ta liczba czynnych kościołów oczywiście nie zadowalała miejscowych mieszkańców. Toteż od października 1946 roku wierni rozpoczęli starania o odzyskanie dwóch zamkniętych już kościołów. Te starania zapewne wszczęto po tym jak we Lwowie ponownie otwarto kościół św. Marii Magdaleny. Zabiegano o otwarcie kościoła Matki Bożej Ostrobramskiej oraz św. Elżbiety. W pierwszym przypadku prośbę odrzucono, motywując, że w odległości 1 kilometra znajduje się czynny kościół św. Antoniego. Inaczej potraktowano petycję o otwarcie kościoła św. Elżbiety. Zauważono, że w jego okolicy mieszkało ok. 550 rodzin, toteż w pierwszym etapie zezwolono na otwarcie tego kościoła, następnie zmieniono decyzję na zezwolenie o rejestrację kościoła pw. św. Franciszka przy ul. Szewczenki 66.
W konsekwencji władze, które jednak dążyły do całkowitej likwidacji Kościoła, odrzuciły prośbę o rejestrację tych dwóch kościołów. Komuniści w sprawozdaniach zauważyli, że „pozostali we Lwowie katolicy, szczególnie starsze pokolenie, negatywnie wypowiada się o duchowieństwie, które wyjechało do Polski, a kościoły zamknięto. W większości kościołów już nieczynnych codziennie obserwuje się, jak staruszki z bukietami kwiatów podchodzą do drzwi kościołów i odmawiają modlitwy, a następnie zostawiają kwiaty i odchodzą”.
Dla możliwego ratowania spuścizny duchowej mieszkańcy uciekali się nieraz do bardzo wymyślnych metod. Jedną z takich było rozpowszechnienie w 1946 roku informacji o tzw. lwowskim cudzie. Prowokacja ta musiała mieć powszechny charakter, gdyż pisano o niej w wielu sprawozdaniach komunistycznych urzędników. Tak w jednym z nich pisano: „We Lwowie w dniach 13–16 maja br. w różnych częściach miasta, gdzie gromadzi się znaczna grupa narodu – na rynkach, przystankach tramwajowych, na szybach okien domów na 2 i 3 piętrach wrogie elementy inscenizowały prowokację pojawienia się cuda z wizerunkiem Matki Bożej.
Polacy oraz znacząca część miejscowej ukraińskiej ludności, w szczególności starcy, zatrzymywali się i niewielkimi grupami i stali całymi godzinami obok cudownego wizerunku. Niektórzy z nich szeptem lub na głos odmawiali modlitwy. Najbardziej fanatyczni klękali i z podniesionymi rękami wzywali Matko Boża, ratuj! Niektórzy nawet płakali”. Służbiści obliczyli, że od 13 do 16 maja takie cuda widziano w 15 miejscach miasta.
W dalszej części tegoż sprawozdania powołano się na relację proboszcza kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie ks. Józefa Kłosa, który w rozmowie z Edwardem Tomaszewskim i Julią Tarnawską miał powiedzieć, że w ten sposób „chcemy zmusić uwierzyć w Boga sowiecką zgraję, aby oni uwierzyli w cud i przyjęli to jako przestrogę dla bezbożników”.
Podawano również że w kościele dominikanów przed oficjalnym opuszczeniem przez zakonników miał „zapłakać obraz Matki Bożej i przy próbach spakowania go w odpowiednich skrzyniach, zakonnicy nie mogli go podnieść”. Ponoć o tym fakcie mieli mówić dominikanie w czasie ostatniego nabożeństwa.
W kręgu czterech świątyń
Pod koniec 1946 roku jak już wspomniano, we Lwowie funkcjonowało zaledwie cztery świątynie: Matki Bożej Śnieżnej, św. Marii Magdaleny, św. Antoniego i katedra pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pracowało tu sześciu kapłanów, a po trzech latach pozostało ich zaledwie trzech.
Kościół Matki Bożej Śnieżnej
Proboszczem parafii Matki Bożej Śnieżnej od 1917 roku był leciwy już ks. Jan Piwiński (1872–1949). Córka znanego profesora i rektora Politechniki Lwowskiej Gabriela Sokolnickiego, Zofia Sokolnicka-Izdebska opowiadała, że gdy proboszcza „zmuszano do wyjazdu, cisnął kałamarzem i oświadczył władzom kategorycznie, że zostaje”.
W 1946 roku z Gródka Podolskiego powrócił do Lwowa młody kapłan archidiecezji lwowskiej ks. Jan Olszański (1919–2003), który otrzymał rejestrację na wikariusza tej parafii. Jednocześnie udzielał się przy lwowskiej katedrze, pracując zarówno wśród Polaków obrządku łacińskiego jak i korzystających z kościołów po lwowskim pseudosoborze w 1946 roku Ukraińców grekokatolików. Pomagał w duszpasterstwie tamtejszym kapłanom, zastępując ich w katechizacji, prowadząc naukę religii w katedralnej kaplicy św. Józefa. „Pod koniec drugiego roku pobytu ks. Olszańskiego we Lwowie, władze sowieckie zażądały od niego opuszczenia miasta. Sugerowały, iż powinien wyjechać na tereny Ukrainy Wschodniej, gdzie czekali na kapłana katolicy obrządku łacińskiego. Ta logiczna i przekonywująca skądinąd argumentacja miała skłonić młodego kapłana do porzucenia Lwowa, który zamierzano pozbawić dynamicznych pasterzy, oczekując zarazem na śmierć pozostałych przy życiu starszych księży. Wówczas zamknięcie katolickich świątyń nie nastręczałoby najmniejszych trudności. Z drugiej strony, wyjazd w nieznane wcale nie dawał nadziei na kontynuowanie w nowych warunkach misji duszpasterskiej, bowiem to czynniki administracji państwowej wydawały pozwolenie na objęcie przez kapłana każdej parafii katolickiej” – pisał ks. Józef Wołczański. Ostatecznie ks. Olszański wyjechał ze Lwowa w 1948 roku.
Na wiosnę 1947 roku do kościoła Matki Bożej Śnieżnej przybył o. Kazimierz Lendzion CSsR. „Zamieszkał na plebanii, przy ks. Piwińskim. Ten przyjął o. Lendziona bardzo życzliwie i w kościele zaczęło się wszystko bardzo regularnie odprawiać”.
Fakt przybycia do Lwowa redemptorysty-wygnańca z Mościsk ks. Lendziona zniwelował plany o natychmiastowym zamknięciu kościoła po śmierci ks. Jana Piwińskiego, która nastąpiła 20 kwietnia 1949 roku. Choć liturgię pogrzebową celebrowano bez szerszego rozgłosu, przybyła spora grupa wiernych, aby pożegnać proboszcza z kościoła Matki Bożej Śnieżnej na Cmentarz Janowski. Była to ostatnia uroczystość w historii kościoła Matki Bożej Śnieżnej, gdyż już 12 kwietnia 1951 roku kościół został zamknięty. Jako powód podawano katastrofalny stan techniczny budynku, „gdyż stoi na wzniesieniu przy obsuwającej się skarpie, że już pokazują się na nim rysy (nie było żadnych) itp.”. W rzeczywistości był to jeden z przejawów dążenia do pełnej ateizacji miasta.
Ojcu Lendzionowi 21 grudnia 1949 roku wydano zakaz sprawowania funkcji duszpasterskich w tejże parafii, usuwając go przy tym z plebanii. Usunięty po raz kolejny z placówki, o. Lendzion korzystał najprawdopodobniej z gościnności życzliwych ludzi. Dopiero na początku 1950 roku otrzymał zezwolenie od władz państwowych na zatrudnienie przy parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Samborze.
Marian Skowyra
Tekst ukazał się w nr 4 (392), 1 – 15 marca 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski