Kościół rzymskokatolicki na terenie obwodu tarnopolskiego w latach 1945–1991. Część 3

W kręgu kardynała Mariana Franciszka Jaworskiego

Działalność żeńskich zgromadzeń zakonnych

Obwód tarnopolski w odróżnieniu od czerniowieckiego i stanisławowskiego wyróżniał się podziemną działalnością żeńskich zgromadzeń zakonnych. Oficjalnie w statystykach aparatu komunistycznego relacjonowano, że ostatnimi zakonnicami były szarytki z Czortkowa, które wyjechały 16 czerwca 1946 roku.

Kościół w Czortkowie na starej widokówce

W okresie komunistycznym na terenie obwodu tarnopolskiego pracowało 9 sióstr zakonnych ze zgromadzenia sióstr służebniczek starowiejskich oraz Franciszkanek Rodziny Maryi z pięciu dawnych domów zakonnych. Cztery siostry ze zgromadzenia służebniczek starowiejskich pozostało w Horodnicy koło Czortkowa. Były to s. Teodora Eugenia Kokolska (1866 – 17.11.1949), s. Elżbieta Stanisława Plewek (1883 – 11.08. 1952), s. Aniela Herula i s. Józefa Kierek. Na miejscowym cmentarzu zachowały się groby dwóch sióstr, zmarłych w Horodnicy. Po zakończeniu II wojny światowej pracowały w miejscowym szpitalu. Siostra Justyna Józefa Mostowy (1894–1968), ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przed wojną pracowała w Jezupolu. Następnie po 1945 roku z powodu wysiedlenia znalazła się w Czortkowie. Zgodnie z informacjami zawartymi w archiwum Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi miała prowadzić tułacze życie, choć nie jest wykluczone, że mogła także jako osoba świecka na pewien okres znaleźć zatrudnienie w czortkowskiej klinice. O tych siostrach w 1948 roku w sprawozdaniu o stanie Kościoła katolickiego P. Wilchowyj tak pisał: „Kontrola w mieście Czortkowie tarnopolskiego obwodu wykryła działalność dawnych zakonnic, w obecnym czasie pracujących w czortkowskim miejskim szpitalu i klinice. To one były inicjatorkami odrodzenia wspólnoty religijnej wierzących, one więc podpisały skargę z prośbą otworzyć kościół w Czortkowie. Ten kościół był zamknięty decyzją samych wierzących rzymskokatolickiego kościoła jeszcze w 1946 roku, przed ich przejazdem do Polski”.

Siostra Mostowy pozostała w Czortkowie, gdzie prowadziła samotny tryb życia, w trudnych warunkach materialnych „o lichym zdrowiu”. Zarząd zgromadzenia od 1961 roku rozpoczął poszukiwania pozostałej w Związku Radzieckim siostry zakonnej. Udało się nawiązać kontakt przez znajomych dopiero w 1962 roku. Przez pewien czas wysyłano do Czortkowa paczki żywnościowe i ubrania. W ostatnim liście, datowanym od 18 kwietnia 1966 roku pisała do przełożonych, że jest jej dobrze. Siostra Justyna Józefa Mostowy zmarła w Czortkowie 11 stycznia 1968 roku.

Decyzją zatem władz w 1948 roku s. Anielę Herulę i s. Józefę Kierek wyrzucono z Czortkowa. Musiały zamieszkać w pobliskich Jezierzyskach. Była to decyzja władz, zmierzająca do całkowitej sekularyzacji osób konsekrowanych. Obydwie siostry w Jezierzyskach pozostawały do 14 grudnia 1956 roku. Opuściły Tarnopolszczyznę w ramach kolejnej fali repatriacyjnej.

Podobny los spotkał dwie siostry zakonne, pozostałe po wojnie w Germakówce. One również decyzją władz zostały usunięte z domu zakonnego, po czym zamieszkały w Stanisławowie, gdzie prowadziły nielegalne duszpasterstwo wśród miejscowych katolików. Do wyjazdu do Stanisławowa siostry mieszkały w domach u zaprzyjaźnionych parafian i pracowały przy obsłudze kościoła oraz opiekowały się chorymi.

W ramach repatriacji 21 września 1956 roku z Borszczowa wyjechała również s. Irena Roga ze zgromadzenia sióstr służebniczek starowiejskich. Według zachowanych w archiwum zgromadzenia wiadomości „mieszkańcy Borszczowa z żalem żegnali s. Irenę Rogę, której obecność była przeciwwagą dla wybuchowego temperamentu miejscowego duszpasterza. Jej wyjazd był trudny nie tylko dla borszczowian, ale także dla wierzących zza Zbrucza, dla których prowadziła katechezy i przygotowywała do przyjęcia sakramentów”.

Zatem po śmierci siostry Józefy Mostowy w 1968 roku na terenie obwodu tarnopolskiego przynajmniej do 1988 roku niemal całkowicie zamarło życie zakonne.

Choć należy zauważyć, że w 1966 roku zdarzyła się dość nietypowa sytuacja na tym obszarze. Ze zgromadzenia sióstr służebniczek starowiejskich do Pidhorodnego przybyła s. Dominika Biała, aby zaopiekować się tu chorą matką. Po jej śmierci pozostała w rodzinnej miejscowości i prowadziła małe gospodarstwo rolne. Przez ten czas utrzymywała kontakt ze zgromadzeniem. Wróciła do Polski dopiero w 2008 roku i zamieszkała w domu generalnym w Starej Wsi, gdzie zmarła w 2011 roku.

Pozbawienie rejestracji państwowej ks. Bronisława Mireckiego

Największym jednak osiągnięciem tarnopolskiego pełnomocnika dr. Religii i Kultów p. Czasowa było pozbawienie 11 lutego 1958 roku rejestracji ks. Bronisława Mireckiego na okres 15 lat. Powodem, dla którego odebrano prawo oficjalnego wykonywania obowiązków kapłańskich było sprawowanie nabożeństw w zamkniętych już kościołach oraz organizowanie wspólnot religijnych. Wiadomo, że w latach 50. ks. Mirecki obok oficjalnego zatrudnienia w Podwołoczyskach i Hałuszczyńcach odwiedzał również nielegalne i zamknięte wspólnoty w Połupanówce, Starym Skałacie i Dorofijówce.

Nie znaczy to, że służbiści nie byli poinformowani o istnieniu tych wspólnot. Pełnomocnik Czyrwa bywał niejednokrotnie w Dorofijówce i podobnie jak wcześniej w Złotym Potoku, czy nawet w Krzemieńcu po otrzymaniu łapówki ustnie zezwalał na okazyjne nabożeństwa w tych kościołach. O tym wspominała również jedna z parafianek w Hałuszczyńcach: „W r. 1957 ks. Mirecki miał kłopoty z władzą. Przyłapano go na tym, że odprawiał mszę św. w Połupanówce, w kościele, który nie był zarejestrowany. Wierni starali się o rejestrację u miejscowego naczelnika od spraw wyznaniowych, ale on powiedział im, że oficjalnie nie da zezwolenia, ale nie będzie przeszkadzał w sprawowaniu kultu. Dał do zrozumienia, że nie chce narażać się władzom wyższym, a tak byłoby z pewnością, gdyby napisał w sprawozdaniu, że na jego terenie został otwarty jeszcze jeden kościół, a obwodzie tarnopolskim działały pod opieką ks. Bronisława Mireckiego przez 12 lat.

Ks. Bronisław Mirecki, fot. z archiwum autora

Wraz z pozbawieniem świadectwa ks. Mireckiego zamknięto kościół w Podwołoczyskach, a w 1969 roku po oficjalnym rozwiązaniu wspólnoty kościół zdetonowano, planując na jego miejscu wznieść dom towarowy.

Wreszcie pod koniec kariery w Tarnopolu Czasow postulował zamknięcie kościoła w Łosiaczu i Krzemieńcu. W tym ostatnim proponowano przenieść nabożeństwa do kaplicy cmentarnej, a świątynię zamienić na cele świeckie. Kościół w Krzemieńcu, jak stwierdzała długoletnia tamtejsza katechetka Irena Sandecka, uratował pomnik Juliusza Słowackiego, umieszczony w tym kościele, którego nie udało się zdemontować i przenieść do muzeum.

Pozbawiony państwowej rejestracji ks. Bronisław Mirecki zdecydował się na konspiracyjne duszpasterstwo na terenach archidiecezji lwowskiej i Podolu m.in. w Kamieńcu Podolskim, Hreczanach k. Chmielnickiego, Derażni, Latyczowie, Gródku Podolskim, Połonnem, Manikowcach, Hołozubińcach. Jak wielu wówczas kapłanów, dojeżdżał również do Kijowa, gdzie w kaplicy na Swiatoszynie prowadził duszpasterstwo. Odwiedzał katolików na Bukowinie, w Kazachstanie, na Krymie i w Moskwie. Zatrzymywany przez funkcjonariuszy KGB był straszony zsyłką, a nawet śmiercią za prowadzenie nielegalnego duszpasterstwa. „Nie bacząc na nic, jeździł po okolicznych wsiach i miasteczkach, czasami obsługiwał jednocześnie 15 parafii na Podolu i pograniczu Wołynia. Jeździł dniem i nocą, furmanką i saniami”.

Niezłomni stróże wiary

O złożonych sytuacjach, jakie zaszły w latach 60. XX wieku na terenach Sowieckiej Ukrainy pisał Włodzimierz Osadczy w następujący sposób: „Znaczna część praktyk religijnych znalazła się poza prawem, gdyż potrzeby wiernych przekraczały urzędowo dozwolone możliwości. Odczuwano dotkliwy brak kapłanów. Starsza generacja stopniowo wymierała bądź też ulegała represjom. Aż do końca lat sześćdziesiątych na Ukrainie nie było możliwości kształcenia katolickich duchownych. Duchowni często nie orientowali się, kto sprawuje opiekę nad poszczególnymi parafiami. Żaden spośród księży nie wiedział na przykład, że w parafii Borszczów od roku nie była odprawiana Msza święta, gdyż uważano, że po śmierci ks. Jakuba Macyszyna (zm. 1973 r.) dojeżdża tam ks. Bronisław Mirecki. W tej sytuacji sama świadomość, że gdzieś przebywa ksiądz katolicki, chociaż im nieznany i nigdy nie widziany, budziła u wiernych otuchę i nadzieję”.

Taką nadzieją dla wiernych, a postrachem dla służb był ks. Mirecki. Z pism pełnomocnika z 1957 roku zachowały się na jego temat następujące zapisy: „Jest powód myśleć, że ks. Mirecki Bronisław Dominikowicz, 1901 roku urodzenia, obsługuje religijną wspólnotę w Podwołoczyskach tarnopolskiego obwodu, utrzymuje kontakty z Watykanem przez zakonnika Moszkowicza, mieszkającego we Lwowie (kościół św. Antoniego) i dawną szlachciankę Ledóchowską (mieszka we Lwowie). Ledóchowska jest spokrewniona z generałem zakonu jezuitów w Watykanie. Widocznie ks. Mirecki nie przypadkowo bywa w Odessie (czas od czasu udaje się tam samolotem). Należy zauważyć, że w Odessie nieustannie zwracają się z prośbą o otwarcie drugiego kościoła lub otwarcie dużego kościoła, który z ich słów dobrze jest znany za granicą w tym szczególnie we Włoszech”.

Wreszcie niejako w tym kontekście konkludowano na temat całego Kościoła katolickiego na Ukrainie: „Odwiedzanie kościołów 6–7 razy jest mniej liczne jeśli nie ma księdza. Modlą się głównie starcy. Jednak jeśli tylko pojawi się ksiądz, w kościele pojawia się młodzież, równocześnie odwiedzanie nabożeństwa wzrasta kilkakrotnie. Kościół katolicki silny poprzez własne duchowieństwo. Nie byłoby księży, wspólnoty nie byłyby aktywne. Trzeba zwiększyć antyreligijną pracę, szczególnie wśród katolików”. W innym raporcie dodano: „Mirecki jako duchowny jest wielkim fanatykiem, posiada autorytet i wpływy wśród wiernych. Lojalności wobec władzy sowieckiej nie wykazuje. Żadnej pracy patriotycznej – jeśli chodzi o wykonywanie obowiązków wobec państwa – wśród wiernych nie prowadzi. Stale obsługuje w domach wiernych spoza swojej parafii”.

Ks. Bronisława Mireckiego zarejestrowano dopiero po śmierci ks. Jakuba Macyszyna z Krzemieńca w 1973 roku. Do tej pory ks. Mirecki mieszkał skromnie w drewnianym zawilgoconym domu w Podwołoczyskach, skąd udawał się w podróże duszpasterskie. Po rejestracji zamieszkał w Hałuszczyńcach i obsługiwał Hałuszczyńce, Borszczów oraz Krzemieniec.

Ks. Bronisław Mirecki, fot. z archiwum autora

Ostatnie lata życia ks. Bronisława Mireckiego

W Hałuszczyńcach 8 listopada 1983 roku ks. Mirecki obchodził złoty jubileusz kapłaństwa. Uroczystość zgromadziła 16 kapłanów oraz tysiące wiernych ze wszystkich miejscowości. Była to największa taka uroczystość od zakończenia II wojny światowej. W imieniu Jana Pawła II arcybiskup Eduardu Martinez Somalo nadesłał telegram do jubilata, zapewniając o duchowym uczestnictwie Ojca Świętego w tej uroczystości. Gratulacje ze Stolicy Apostolskiej nadesłał również kard. Władysław Rubin. Tuż przed śmiercią został mianowany kanonikiem.

Ks. Bronisław Mirecki zmarł na zapalenie płuc 13 sierpnia 1986 roku. Pogrzeb 16 sierpnia stał się ogromną, jak na tamte czasy, manifestacją wiary, w której uczestniczyło przeszło 3000 wiernych i 25 kapłanów z całej Ukrainy. Ks. Jan Olszański w homilii pogrzebowej zaznaczył, że „życie ks. Bronisława, to życie kapłana, męczennika-nędzarza, a zarazem misjonarza. Wiele lat trzymając się Podwołoczysk był narażony na szykany władz. Mieszkał w wilgotnej chacie, w której dawniej trzymano sól, gdzie odprawiał nabożeństwa”.

Pełne oddanie ks. Mireckiego dla Kościoła w trudnych czasach pozbawienia rejestracji ilustruje wspomnienie mieszkanki z Hałuszczyniec, która opisywała, że: „Pewnego razu ks. Mirecki spędził noc w stercie słomy, a było to w zimie, w ostatni dzień roku. Ksiądz odprawiał nabożeństwo w Podwołoczyskach, a stąd miał udać się do Połupanówki. Kiedy zajechały po niego sanie, z plebanii właśnie wychodziła lekarka, która zrobiła choremu księdzu zastrzyk i postawiła mu bańki. Ludzie nalegali, aby w takim stanie nigdzie nie jechał, ale on się uparł, że musi spełniać swój obowiązek. Kiedy siadał w sanie, na dworze kurzyło już mocno śniegiem i robiła się szarówka. Po kilku godzinach jazdy zobaczyli coś, co przypominało zabudowę. Okazało się jednak, że jest to sterta słomy pozostawiona w szarym polu. Co tu robić, gdy konie zmęczone i mokre, a drogi nie widać? Ksiądz z furmanem zaczęli wyrywać słomę i nakrywać nią konie, a potem sami zaszyli się w stogu. Tak przesiedzieli całą noc, ciągle rozmawiając, bo się bali, że zamarzną”.

W 1961 roku nastąpiła kolejna zmiana pełnomocnika do spraw kultów i religii, który podobnie jak i jego poprzednik rozpoczął karierę od zamykania działających świątyń. Tak w 1962 roku zastanawiano się nad zamknięciem kościoła w Borszczowie. Do zlikwidowania kościoła w Borszczowie motywowało również pismo skierowane do pełnomocnika od organizacji komsomolskiej, działającej przy Borszczowskim technikum motoryzacji z dnia 24 września 1963 roku, gdzie upraszano o przekazanie kościoła w Borszczowie na potrzeby sali gimnastycznej. Jednak pełnomocnik tarnopolski S. Kowalenko odmówił w prośbie, motywując, że brak jest podstaw dla likwidacji tamtejszej wspólnoty. W ten sposób kościół w Borszczowie został ocalony. Mimo to Kowalenko zachęcał przewodniczącego organizacji komsomołu Demczyka do „wytężonej pracy wśród wiernych polskiej narodowości w stosunku do odłączenia ich od religii i tylko wówczas może być załatwiona sprawa o wykorzystanie budowli kościoła na inne cele”.

Marian Skowyra

Tekst ukazał się w nr 14 (378), 30 lipca – 30 sierpnia 2021

Source: Nowy Kurier Galicyjski