W kręgu kardynała Mariana Franciszka Jaworskiego
W 2021 roku mija 30. rocznica odnowienia przez Jana Pawła II struktur Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie oraz mianowanie pierwszego po II wojnie światowej metropolity lwowskiego arcybiskupa Mariana Jaworskiego. Wkroczył on na tereny wyniszczone działaniami wojennymi oraz bezbożnym ateizmem, gdzie należało podjąć odbudowę struktur Kościoła. Z tej też racji istnieje potrzeba przypomnienia czasów, kiedy Kościół był zmuszony przetrwać w tych nielicznych ośrodkach parafialnych bez zarządu biskupa. W perspektywie tych wspomnień staje się bardziej zrozumiałym nawoływanie kardynała Mariana Jaworskiego do dziękczynienia za wszystko, co wydarzyło się na tych ziemiach po 1991 roku.
Teren obwodu oraz pierwsze lata po wojnie
„Żaden kontrolowany przez nas kult nie ma tak wyszkolonych i dobrze przygotowanych sług jak Kościół katolicki. Wszyscy księża mają specjalne wykształcenie. Wszyscy sprawni oratorzy. Doświadczenia pokazują, że tylko katolicka wspólnota zanika, gdzie ksiądz – rzadki gość, albo w ogóle nie bywa”. Takie słowa napisał 22 grudnia 1961 roku K. Połonnyk Przewodniczący Rady ds. kultów religijnych przy Radzie Ministrów w Kijowie. Tenże Połonnyk 29 listopada 1962 niejako w zachwycie dodawał: „Zmusić księdza do szczerości jest rzeczą niemal niemożliwą. To nie prawosławny ksiądz i nie pastor: z tymi o wiele łatwiej”. Jeszcze innym razem konkludował: „W księżach Kościół katolicki ma wspaniałych sług, nie żałujących ani sił, ani czasu dla wzmocnienia pozycji i rozszerzenia stref wpływu”.
Z tej też racji od 1945 roku rozpoczęto walkę z duchowieństwem rzymskokatolickim, którego działalność na terenie województwa stanisławowskiego po 1961 roku niemal całkowicie zanikła. Było to jedyne województwo archidiecezji lwowskiej, w którym w okresie komunistycznym nie przetrwał żaden kościół.
Teren województwa stanisławowskiego do 1939 roku był podzielony na 6 dekanatów (Dolina, Horodenka, Kąkolniki, Kołomyja, Stanisławów, Stryj). Centralnym miastem województwa był Stanisławów, który w 1962 roku przemianowano na Iwanofrankiwsk. Po 1939 roku od województwa stanisławowskiego odłączono powiaty stryjski i żydaczowski, stanowiące kościelny dekanat Stryj. Do 1939 roku w województwie stanisławowskim były następujące parafie z innych dekanatów: Delawa, Firlejów, Fraga, Knihynicze, Lipica Dolna oraz Podkamień k. Rohatyna. Z tej też racji, biorąc pod uwagę aspekt historyczny, w opracowaniu będzie używana nazwa Stanisławów (sprzed 1962 roku), a omawiany teren zostanie zamknięty w obecnych strukturach geograficznych i odrodzonej po 1991 roku archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego.
II wojna światowa na terenie województwa stanisławowskiego przyniosła ogrom zniszczeń zarówno w aspekcie zabytków sztuki sakralnej jak i strat wśród duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego. Okresu wojennego i komunistycznego nie przetrwały murowane świątynie w Haliczu, Kołomyi-Mariówce, Kosowie, Niżniowie, św. Józefie, Tłumaczu czy Tyśmienicy. Uległy zniszczeniu również zabytkowe kaplice w Jaremczu i Żabiem. Zniszczono niemal wszystkie drewniane świątynie parafialne i filialne na tym obszarze. Do dziś przetrwały tylko nieliczne.
Zanik Kościoła na tym obszarze rozpoczął się jeszcze w 1945 roku, kiedy tereny te opuściła większość duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego. W komunistycznych sprawozdaniach statystycznych, odnoszących się do województwa stanisławowskiego podawano, że wraz z wkroczeniem na ten obszar wojsk sowieckich pozostawały czynne 92 wspólnoty ze 131 kościołami. Liczba ta 6 lipca 1945 uległa zmniejszeniu do 53 kościołów. Natomiast 1 sierpnia 1946 roku czynnymi były zaledwie 4 świątynie.
Proces zeświecczenia terenów województwa stanisławowskiego przyśpieszano poprzez strach, wynikający z aresztowań inteligencji i duchowieństwa. Jako pierwszy z tutejszego duchowieństwa 8 marca 1945 roku został aresztowany administrator ex currendo parafii Wełdzirz – dekanat Dolina ks. Henryk Smoluk (1913-1974). W latach 1945-1948 przebywał na zesłaniu na Syberii, gdzie „wśród potwornie ciężkich warunków karczował lasy syberyjskie”.
W 1946 roku Stanisławów opuścili jezuici (25. 04.), a 2 maja 1946 roku z Kołomyi wyjechały siostry szarytki. Wcześniej wyjechały stąd siostry służebniczki starowiejskie.
Ostatnią zakonnicą ze zgromadzenia sióstr służebniczek starowiejskich, która opuściła Kołomyję i 26 marca 1946 roku przybyła do Starej Wsi była s. Ludwika Olbracht. Wiadomo o niej, że „wybrała się transportem jadącym ze wsi sąsiadujących z Kołomyją, jako tzw. medsiostra i musiała odstawić tych ludzi do Głogowa na Śląsk. Przy tej sposobności przywiozła dwie krowy sióstr urszulanek, które pozostawiła siostrom urszulankom koło Poznania, zaś naszą krowę i 1 szt. nierogacizny zawiozła siostrom do Chojen koło Łodzi”.
Po wyjeździe duchowieństwa władze komunistyczne wszelkimi sposobami starały się zlikwidować ostatek działalności katolickiej. Świątynie zamykano nieraz bez żadnego uzasadnienia. Tak 13 maja 1946 roku władze zarekwirowały klucze od świątyni w Śniatyniu. Natomiast proboszcza ks. Jana Puka (1906–1970) i katechetę ks. Tadeusza Wojciechowskiego (1917 – 1996) zmuszono do opuszczenia miasteczka. Wyjechali 30 maja 1946 roku. W podobny sposób w latach 1946-1947 zlikwidowano istniejące jeszcze świątynie w Wojniłowie, Petlikowcach Nowych oraz Bołszowcach.
Dość interesująca sytuacja powstała wokół filialnej świątyni pw. Przemienienia Pańskiego w Kończakach Starych, należącej terytorialnie do parafii w Horożance. Mimo że w okolicy zamknięto wszystkie kościoły, świątynia filialna oddalona od głównej drogi i niedostępna z racji braku drogi, pozostawała czynną do 1949 roku. Wierni gromadzili się w niej na modlitwę. Jednak z braku państwowej rejestracji i obecności w niej księdza kościół z czasem został przeznaczony na świeckie cele.
Na podstawie nielicznych jak dotąd polskich i ukraińskich opracowań naukowych oraz biorąc pod uwagę dokumenty służb państwowych ds. religii, wiadomo, że na dzień 1 kwietnia 1947 roku w województwie stanisławowskim było zarejestrowanych 4 świątynie i 3 kapłanów.
W sprawozdaniach pełnomocnika ds. kultów i religii z 1 stycznia 1947 roku wymienia się jedynie trzy czynne kościoły w Stanisławowie, Burztynie i Bukaczowcach. Czwarta świątynia w Bolechowie została zarejestrowana w lutym 1947 roku. Odbyło się to wskutek wielokrotnych próśb wiernych, adresowanych do różnych instancji. Z braku kapłanów odmówiono rejestracji wspólnot w Kutach i Ceniawie, które ostatecznie rozwiązano w 1948 roku.
Sytuacja ta trwała do 1 lipca 1948 roku, kiedy w sprawozdaniach o stanie Kościoła katolickiego informowano o istnieniu 4 świątyń i 2 kapłanów. Natomiast 1 stycznia 1950 roku pozostawał już tylko jeden kapłan, a po zarejestrowaniu kapłana z Łotwy na Stanisławowszczyźnie od 1 stycznia 1951 roku ponownie pracowało 2 księży obrządku rzymskokatolickiego.
Od 1952 roku zredukowano liczbę czynnych kościołów do 3 świątyń. I ta sytuacja pozostawała niezmienną do 1960 roku, kiedy Kościół rzymskokatolicki na tej ziemi oficjalnie przestał istnieć.
Do 1989 roku Stanisławowszczyzna była całkowicie pozbawiona opieki duszpasterskiej ze strony duchowieństwa łacińskiego, a wierni dla zaspokojenia własnych potrzeb religijnych byli zmuszeni udawać się do najbliższych czynnych kościołów oddalonych o ponad 100 kilometrów miast takich jak Czerniowce, Lwów czy Stryj.
Ks. Wojciech Olszowski jako duszpasterz w Stanisławowie
Zarejestrowanymi w 1947 roku przez władze komunistyczne wspólnotami katolickimi na terenie województwa stanisławowskiego były kościoły w Bolechowie, Bukaczowcach, Bursztynie oraz kolegiata w Stanisławowie.
Ukraiński historyk Andruchiw w opracowaniu na temat likwidacji wspólnot rzymskokatolickich w województwie stanisławowskim postulował, że w 1947 roku dla stanisławowskich katolików zarejestrowano najmniejszy kościół Ave Maria. Jednak na skutek licznych skarg wspólnocie przekazano stanisławowską kolegiatę, rejestrując przy niej ks. Wojciecha Olszowskiego. Natomiast kościół Ave Maria jeszcze tego roku zamieniono na magazyn. Zaś J. Petrus podawał, że kolegiata została zamknięta tuż po zakończeniu II wojny światowej, a czynnym pozostawał kościół Chrystusa Króla.
Prof. J. Petrus również przekonywał, że w latach czterdziestych i pięćdziesiątych pozostali w Stanisławowie Polacy podejmowali liczne starania o oddanie kolegiaty, i że petycje te zachowały się w Iwanofrankiwskim Archiwum Obwodowym. Tę wersję o działalności do 1961 roku kościoła Chrystusa Króla w Stanisławowie podawał również J. Ostrowski, autor obszernego opracowania na temat kościoła Chrystusa Króla w Stanisławowie. Jednak dokumenty, aparatu komunistycznego które ukazały się w okresie komunistycznym, jednoznacznie wskazują na funkcjonującą wówczas kolegiatę, która była ostatnim zamkniętym kościołem rzymskokatolickim na Stanisławowszczyźnie.
W omawianym okresie komunistycznym wspólnoty parafialne w Bolechowie i Bursztynie pozostawały bez stałej opieki kapłańskiej. Tylko w Bukaczowcach i Stanisławowie do czasu zlikwidowania wspólnot administrowali kapłani.
Najbardziej znanym duszpasterzem tego terenu był wspomniany wyżej ks. Wojciech Olszowski (1916–1972), przyszły biskup nominat oraz administrator apostolski Kijowa i Republiki Ukraińskiej. Ks. Olszowski po święceniach kapłańskich które otrzymał we Lwowie, w latach 1939–1943 pełnił funkcję wikariusza parafii Bolechów. Z tej właśnie parafii zachowało się świadectwo o nim s. Germany Pietruszki służebniczki starowiejskiej, która tak o nim pisała: „Wikariusz ks. Wojciech Olszowski ujął sobie młodzież i starszych od pierwszej chwili – bardzo był gorliwy i pobożny, wiele razy zastałam go leżącego krzyżem przed Najświętszym Sakramentem, chodził do dalszych wiosek, aby tam uczyć religii dzieci i starszych, opiekował się naszymi dziećmi w Zakładzie, cierpliwie pomagał w przyjmowaniu sakramentów św. i uczestniczeniu we mszy św. organizując spotkania w domach prywatnych i dewocjonaliów dostarczał. Mimo ostrej zimy i niemieckich łapanek jeździł za Tarnopol po żywność i przywoził wszystko cało do Bolechowa”. Po Bolechowie w latach 1943–1944 pracował jako wikariusz parafii Bukaczowce i Bursztyn, a po 1944 skierowany na wikariusza do Stryja i Stanisławowa. Zatem był związany ze wszystkimi zarejestrowanymi po 1945 roku kościołami na terenie województwa stanisławowskiego.
Jak podawał ks. Józef Wołczański – ks. Olszowski „nie skorzystał z ekspatriacji, pozostając w granicach ZSRR”. Najprawdopodobniej bezpośrednio po wyjeździe 3 czerwca 1946 roku ze Stanisławowa ostatniego proboszcza ks. Kazimierza Bilczewskiego (1885–1970), podjął opiekę nad tutejszą kilkusetosobową wspólnotą katolicką oraz zamieszkał w tym mieście.
Nie dziwi zatem fakt, że stał się szczególnym punktem zainteresowania miejscowych służb bezpieki. Z ówczesnych dokumentów służbistów wynikało, że śledzono każdy jego krok. W sprawozdaniu o działalności Kościoła rzymskokatolickiego z lipca 1948 roku tak pisano o Stanisławowie: „Z posiadanych materiałów widać, że religijne święto „Pascha” zgromadziło wiele narodu, zarówno Polaków jak i Ukraińców. Wraz z miejscową ludnością, mieszkającą w Stanisławowie, było dużo wierzących z powiatów województwa, nawet z innych miast, takich jak Nadwórna, Kołomyja, Śniatyń – oddalonych od Stanisławowa w odległości 60–100 kilometrów”.
Jeszcze w tym roku śledzono inne wydarzenie, jakie miało miejsce w Stanisławowie. Urzędnik tak relacjonował: „W Stanisławowie ks. Olszowski urządził w kościele tak zwane uroczyste nabożeństwo, które trwało 48 godzin. Na to święto postanowił ks. Olszowski zwrócić uwagę pielgrzymów nie tylko swojego, ale i sąsiednich województw. Dla przygotowania tego święta wszystko zostało postawione na nogi. Siostry bazylianki i Żywy Różaniec szeroko obwieściły wierzących w najbardziej oddalonych od Stanisławowa miejscach. Ks. Olszowski zaprosił swojego przyjaciela księdza ze Lwowa, a także ks. Ślipko, mieszkającego w Bukaczowcach stanisławowskiego województwa i we trójkę odprawili nabożeństwo, które przypominało biskupie nabożeństwo, zebrawszy na nim ponad 2000 wiernych katolików i unitów”. Mowa tu o Mszy uroczystej (Missa solemnis) w rycie rzymskim z udziałem diakona i subdiakona. Urzędnik w tym sprawozdaniu nie uwzględnił dwóch kapłanów posługujących w konfesjonałach.
Śledzono również wyjazdy duchownego. Wiadomo, że obsługiwał wiele wspólnot pozbawionych duszpasterzy. Z racji tego, że na każdy oficjalny wyjazd należało zabiegać o specjalne pozwolenie pełnomocnika, które wydawano okazyjnie nie częściej jak 3–4 razy do roku, księża decydowali się na nielegalne duszpasterskie wyjazdy. Takie wyjazdy również śledzono i czekano na właściwy moment, by wystawić odpowiednie oskarżenie o przekroczenie prawa radzieckiego. Również w tym przypadku nie zapomniano „księdzu Olszowskiemu, który obsługiwał kilka parafii, zabronić wyjazdów poza swoją parafię i po raz ostatni uprzedzić, że jeśli dopuści się nowego wykroczenia obowiązującego prawa o kulcie, będzie pozbawiony rejestracji”.
Śledzenie za ks. Olszowskim wynikało również z powodu jego namawiania wiernych z miast województwa stanisławowskiego do starań o odzyskanie i ponowną rejestrację zamkniętych świątyń. Takie podania do końca lat 40. były regularnie kierowane z Kołomyi, Otynii, Ceniawy, Nowego Martynowa i innych. „Pisma były pisane pod jego dyktando, po zakończeniu uroczystego nabożeństwa w Stanisławowie” – podawały sprawozdania pełnomocnika.
Wspomniane z 1948 roku czterdziestogodzinne nabożeństwo w Stanisławowie odbyło się z udziałem pięciu księży, gromadząc kilka tysięcy osób. O tych rekolekcjach oraz samym nabożeństwie szczegółowe relacje podał świadek tamtych wydarzeń o. Marcin Karaś, redemptorysta. Ks. Olszowski w tym roku przybył do Lwowa i oznajmił tamtejszym kapłanom, że urządza w Stanisławowie rekolekcje. „Miał je przeprowadzić jego kolega z katedry lwowskiej ks. Stanisław Płoszyński”. Księży redemptorystów, wygnanych z klasztoru w Mościskach o. Marcina Karasia CSsR i o. Kazimierza Lendziona CSsR prosił o pomoc w konfesjonale. Po uzyskaniu odpowiedniej zgody przełożonego klasztoru o. Aleksandra Kałużewskiego CSsR, redemptoryści pociągiem udali się do Stanisławowa.
Po przybyciu na miejsce „Ks. Olszowki ucieszył się bardzo na nasz widok i przyjął nas bardzo serdecznie. Frekwencja na rekolekcjach bardzo liczna. Brali w nich udział i Polacy i Ukraińcy. Spowiadaliśmy od rana do wieczora z małymi przerwami na posiłek. Rekolekcje odbywały się bez uzgodnienia z wyznaniowym. Więc wszystko odbywało się w pewnym nerwowym napięciu. Trzeciego dnia, wieczorem, wybuchło. Rekolekcjoniście ks. Płoszyńskiemu zdawało się, akurat gdy kończył kazanie, że jacyś podejrzani ludzie weszli do kościoła i z wielkim zainteresowaniem śledzili, co się w nim dzieje. Zszedł z ambony, dał zaraz o tym znać ks. Olszowskiemu, sam się gdzieś ukrył, a ks. Olszowski nam spowiadającym zalecił wyjść z konfesjonału i ulotnić się do mieszkania gospodyni opodal jego pokoju. Wnet się jednak wszystko wyjaśniło i nawet wróciliśmy jeszcze do kościoła, by kontynuować spowiedź”. Jak dalej podawał o. Karaś – w niedzielę ze Stanisławowa wyjechał ks. Płoszyński oraz o. Lendzion. Rekolekcje zostały dokończone przez o. Karasia, któremu w dowód wdzięczności ks. Olszowski wynajął „kukuruźnika”, dla komfortowego powrotu do Lwowa.
Wspomniane rekolekcje nie obeszły się bez echa w kręgach KGB, a wręcz miały decydujące znaczenie dla dalszego życia ks. Olszowskiego. W służbowym sprawozdaniu przewodniczącego Rady w sprawach religii z dnia 3 grudnia 1949 roku tak zapisano: „Ksiądz rzymskokatolickiego kościoła w Stanisławowie – Olszowski W.A. na przestrzeni 2 lat był przez nas śledzony i wyjawiono systematycznie ignorowanie prawa sowieckiego o kulcie. W 1948 roku Olszowski systematycznie odbywał samowolne wyjazdy do wspólnot religijnych stanisławowskiego województwa i sprawował nabożeństwa w kościołach. Bez zgody przewodniczącego zapraszał księży z innych województw URSR dla wspólnego sprawowania nabożeństw w stanisławowskim kościele. W jego inicjatywy w lipcu miesiącu 1948 roku w dzień święta Bożego Ciała było zorganizowane czterdziestogodzinne nabożeństwo z udziałem 5 księży, zaproszonych przez Olszowskiego, przy ogromnym napływie katolików prawie ze wszystkich powiatów województwa. Jednocześnie Olszowski prowadził działalność misjonarską wśród katolików, namawiając do składania petycji o otwarcie opuszczonych kościołów (miasto Kołomyja, Dolina, pow. Dolina i Ceniawa Kołomyjskiego pow. i innych)”.
Marian Skowyra
Tekst ukazał się w nr 9 (373), 18–31 maja 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski