W kręgu kardynała Mariana Franciszka Jaworskiego
W 2021 roku mija 30. rocznica odnowienia przez Jana Pawła II struktur Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie oraz mianowanie pierwszego po II wojnie światowej metropolity lwowskiego arcybiskupa Mariana Jaworskiego. Wkroczył on na tereny wyniszczone działaniami wojennymi oraz bezbożnym ateizmem, gdzie należało podjąć odbudowę Kościoła.
Z tej też racji istnieje potrzeba przypomnienia czasów, kiedy Kościół był zmuszony przetrwać w tych nielicznych ośrodkach parafialnych bez zarządu biskupa. W perspektywie tych wspomnień staje się bardziej zrozumiałym nawoływanie kardynała Mariana Jaworskiego do dziękczynienia, za wszystko, co wydarzyło się na tych ziemiach po 1991 roku.
Tereny diecezji przemyskiej w obwodzie drohobyckim
Kościoły wschodniej części diecezji przemyskiej po zakończeniu II wojny światowej pozostały w ZSRR i w większości weszły w skład obwodu drohobyckiego, które 21 maja 1959 roku w ramach reorganizacji wcielono do obwodu lwowskiego.
Z dawnej diecezji przemyskiej po 1945 roku do ZSRR wcielono 77 parafii z 7 dekanatów: Dobromil, Sambor, Sądowa Wisznia, Jaworów, Mościska, Rudki oraz Drohobycz z przeszło 88 000 rzymskimi katolikami, którzy w następnych latach w znacznej liczbie wyjechali na Zachód. Po sowieckiej stronie znalazła się również parafia Niżankowice, przynależna do przedwojennego dekanatu przemyskiego pozamiejskiego. Były to w większości parafie znacząco różniące się od zachodnich terenów diecezji przemyskiej, gdyż tutejsze parafie cechowała stosunkowo duża rozległość parafii liczących po kilkanaście miejscowości z przewagą ludności obrządku wschodniego. Tak dla przykładu, do parafii Turka przynależało 35 wsi.
Mimo różnorakich prześladowań tereny dawnej diecezji przemyskiej, w odróżnieniu od innych województw w tym czasie, wyróżniały się zdecydowanie większym przywiązaniem do wiary ojców Wynikało to zapewne z racji pozostania na miejscu znacznej liczby kapłanów, którzy dopiero pod koniec lat 50. XX wieku – zmuszeni – opuszczali te ziemie.
Drugim niewątpliwie ważnym elementem zachowania żywotności wiary były istniejące tu nieprzerwanie duże skupiska Polaków, zwłaszcza w takich miejscowościach jak Łanowice, czy Strzelczyska, skąd praktycznie po 1945 roku nikt nie wyjechał do Polski. Dużo Polaków pozostało również w takich miastach jak Drohobycz, Mościska i Sambor. Przewagę liczebną stanowili Polacy w Krysowicach, Trzcieńcu czy też Pnikucie. Do końca lat 50. czyli do likwidacji wspólnot parafialnych Polacy również stanowili przewagę w wielu ośrodkach wiejskich, takich jak: Biskowice, Czukiew oraz w Strzałkowicach. Również w innych miejscowościach mościskiego i samborskiego dekanatu był liczny odsetek rdzennych katolików, walczących o zachowanie własnego kościoła.
Jednak i tu znaczne zniszczenia przyniosły działania II wojny światowej. Najbardziej na skutek wojny ucierpiały kościoły i klasztory w górzystych miejscowościach, skąd już pod koniec wojny kapłani wraz z wiernymi wyjeżdżali na ziemie zachodnie. W okresie komunistycznym część światyń takich jak Borynia czy Łomna uległy całkowitemu zniszczeniu. Poprzez niewłaściwe użytkowanie obiektów sakralnych przez nowych właścicieli niektóre świątynie doprowadzono do skrajnej ruiny. Tak w kościołach w Biskowicach i Turce runęły sklepienia, świątynie przez wiele lat pozostawały bez remontów i użytkowania. Niszczono kaplice i krzyże przydrożne. Jednak i tu zdarzały się przypadki obrony świętości przez ludność cywilną, nie zważającą na konsekwencje. Przykładem tego może być kamienna figura św. Jana Nepomucena w Samborze przy drodze prowadzącej w stronę Chyrowa, wzniesiona w 1901 roku. Już w czasie II wojny światowej głowa figury została uszkodzona przez pocisk, w następnych latach została jednak odnowiona. W okresie komunistycznym figurę, stojącą w pobliżu szkoły nr 3, wielokrotnie próbowano zniszczyć. W tym celu przenoszono ją na miejscowy cmentarz lub wrzucano do pobliskiego potoku. Dzięki determinacji mieszkańców figura „cudownie” w porze nocnej wracała na dawne miejsce. W ten sposób przetrwała cały okres komunizmu, a w 2007 roku dzięki staraniom Michała Ratusza znów została odnowiona.
Mimo prześladowań z terenami dawnej diecezji przemyskiej w okresie komunistycznym było związanych przeszło 30 kapłanów diecezjalnych i zakonnych, których działalność można podzielić na trzy zasadnicze kategorie:
– ci, którzy pozostali tu do śmierci,
– którzy wyjechali z różnych powodów
– kapłanów przybywających tu po 1960 roku z Łotwy oraz kapłanów archidiecezji lwowskiej, absolwentów seminarium duchownego w Rydze po 1964 roku.
Interesującą jest również historia działalności na tych ziemiach zakonów i zgromadzeń zarówno męskich jak i żeńskich. Nieocenione wreszcie znaczenie dla przetrwania wiary na tych zmieniach miały postawy osób świeckich, które wszelakimi sposobami zabiegały o zachowanie świątyń parafialnych oraz były liderami wspomnianych wspólnot religijnych.
Pierwsze lata powojenne
Zakończenie II wojny światowej ukazało tragizm spustoszenia również i na tych ziemiach. Wyludniające się wsie i miasteczka oraz puste świątynie pogłębiały pesymizm. Obrazem tego stanu rzeczy było świadectwo niejakiego Hałuna z Husakowa, który po morderstwie dokonanym na miejscowym proboszczu ks. Marcelim Zmorze (1884–1944) mawiał, że „Husaków wygląda teraz jak przeklęte miasto”. W Samborze 12 stycznia 1945 roku aresztowano wikariusza miejscowej parafii ks. Michała Drabika (1912–1991), którego na skutek niesprawidliwego wyroku skazano na zesłanie w łagrach stalinowskich. Wyrok odbywał w Workucie do 30 października 1954 roku. W 1956 roku powrócił do Polski. W Łanowicach 27 maja 1948 roku aresztowano proboszcza ks. Dominika Czeszyka (1892–1961). Przebywał w więzieniach w Drohobyczu, Stryju, Lwowie oraz w łagrach sowieckich do 1955 roku. Również w Samborze w 1945 roku zmarło dwóch kapłanów, zaangażowanych w duszpasterstwo tutejszej parafii: ks. Antoni Żołnierczyk (1889–28.II.1945) i ks. Piotr Turek (1875–16.VII.1945).
W lipcu 1947 roku na terenie województwa drohobyckiego województwa (łącznie z powiatem stryjskim i żydaczowskim) były zarejestrowane 32 wspólnoty parafialne i 22 księży. Była to zdecydowanie największa liczba czynnych obiektów sakralnych ocalałych po wojnie, licząc wszystkie województwa zachodniej Ukrainy Radzieckiej. W 1946 roku zlikwidowano szereg kościołów które przetrwały okres II wojny światowej. Przestały wówczas istnieć parafie w Borysławiu, Sąsiadowicach, Rudkach, Komarnie. Zamknięto też kościół w Drohobyczu po wyjeździe kapucynów. W 1947 roku do liczby zamkniętych świątyń dołączono Sądową Wisznię, Wojutycze, Podhorce i Tamanowice.
Wskutek działalności aparatu ateistycznego liczba czynnych świątyń i kapłanów ulegała zmniejszeniu. W sprawozdaniach z działalności Kościoła katolickiego 1 lipca 1948 roku liczba ta wynosiła 29 zarejestrowanych świątyń i 20 księży. To zmniejszenie czynnych świątyń i liczby kapłanów było związane ze śmiercią 7 kwietnia 1948 roku długoletniego proboszcza w Starej Soli ks. kan. Wojciecha Owoca (1863–1948). Ks. Wojciech Owoc mimo podeszłego wieku po zakończeniu II wojny światowej oprócz obsługi własnej parafii podjął się duszpasterstwa w opuszczonych kościołach w Laszkach Murowanych oraz Chyrowie. Wszystkie te świątynie po 1948 roku zostały zamknięte.
Likwidacja parafii w Drohobyczu
W 1946 roku z Drohobycza został wydalony ks. Stanisław Banaś (1888–1951), ale parafii w Drohobyczu nie udało się tak łatwo zlikwidować jak w przypadku Starej Soli. O księdzu Banasiu i parafii tak pisano w sprawozdaniu o stanie religijności z lipca 1946 roku sporządzonym przez pełnomocnika ds. religii: „W czasie repatriacji polskiej ludności z miasta Drohobycza do Polski (1946) ksiądz Banaś wyjeżdżając do Polski, przekazał budynek kościoła radzie miasta, mówiąc, że wszyscy wierzący wyjechali i dlatego on budowlę przekazuje właścicielowi miasta. W tym też roku Zarząd miejski Drohobycza otrzymał prośbę od biskupa rysyjskiej prawosławnej cerkwi o przekazanie kościoła prawosławnym. Postanowiono zadowolić prośbę rosyjskiej prawosławnej cerkwi w Drohobyczu”. W dalszej części sprawozdania informowano, że część dawnych unitów nie zgodziła się na korzystanie z pomieszczenia kościelnego.
Równocześnie pełnomocnik informował, że w Drohobyczu pojawiła się nielegalna wspólnota rzymskich katolików, którzy bez odpowiedniego pozwolenia samowolnie otworzyli kościół pw. św. Bartłomieja, który „teraz odwiedza znaczna grupa dawnych grekokatolików”. Zarząd miasta zdecydował przekazać kościół na potrzeby muzeum.
Wierni miasta Drohobycza gromadzili się w kościele na modlitwę bez udziału kapłana do połowy 1949 roku. Władze widząc upór parafian proponowały wspólnocie otwarcie jednej z mniejszych świątyń na obrzeżach miasta, jednak parafianie postanowili trwać przy swojej parafii. Apogeum konfliktu nastąpiło w uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła 26 czerwca 1949 roku, kiedy to w czasie jednego z nabożeństw do kościoła wkroczyła milicja. Wiernych wypędzono, a kościół zamknięto.
To wydarzenie w Drohobyczu dało władzom motywację do dalszych działań zmierzających do całkowitego unicestwienia Kościoła katolickiego. W tej też sytuacji rozpoczęto gromadzenie materiałów na temat księży oraz poszczególnych wspólnot wierzących.
Obok Drohobycza w latach 1948–1949 zlikwidowano wspólnoty w Husakowie, Mościskach (św. Katarzyna), Mościska (Zakościele), Krukienicach i Milczycach. Wreszcie w 1950 przestały funkcjonować parafie w Twierdzy i Radochońcach.
Poszczególni proboszczowie i ich parafie
W sprawozdaniach komunistycznych zauważono, że kapłani brali aktywny udział w tworzeniu tzw. komitetów kościelnych, które były nakazane przez urząd komunistyczny jako zarząd kierowniczy parafii. Tak w Trzcieńcu do składu komitetu kościelnego weszli: przedstawiciel sielskiej rady, który był też kościelnym, a także przedstawiciel kołhozu i członkowie Żywego Różańca.
Warto nadmienić, że we wszystkich województwach aparat komunistyczny odpowiedzialnością za żywotność parafii, obok kapłanów, obarczał wspólnoty Żywego Różańca z którymi wszelkimi sposobami próbowano walczyć. O proboszczu parafii w Trzcieńcu ks. Zygmuncie Dziedziaku (1892–1958) tak informowano wyższe władze komunistyczne: „W tej wiosce ks. Dziedziak mieszka 25 lat. On budował kościół i jakoby za własne pieniądze wybudował klub. Rządzi całym życiem wioski, w tym również i kołchozem, opierając się na członkach różańca”.
Księży oskarżano również o nawoływanie, by nie wstępować do kołchozów. Tak miało być w Strzałkowicach i Czukwi. W Czukwi ks. Jan Wajda (1894–1985) miał podobno ukryte od opodatkowania duże gospodarstwo rolne: 17,5 hektara ziemi, 6 krów, 2 świnie i 2 konie. Ponadto miał posiadać wiele sprzętu rolniczego. Do pomocy w gospodarstwie miał zatrudniać 4 osoby. Nawet w „takiej głuchej wsi” jak Biskowice jedna tylko na całą wieś rodzina zgłosiła się do pracy w kołchozie. Nie zapomniano zatem wspomnieć o biskowskim proboszczu ks. Franciszku Smoleniu (1897–1976), który „ma duże doświadczenie w organizowaniu religijnych wspólnot. Ma wyższe duchowne wykształcenie i potrafi dobierać i wychowywać własny personel. Mieszka w pięknym (dotychczas nieupaństwowionym) majątku, w składzie: kamienny dom, dwie stodoły i inne zabudowania. Ksiądz pod pretekstem odwiedzin chorych systematycznie nawiedza swoich parafian w domu, a i oni wiele czasu spędzają w kościele. Przy pomocy osób świeckich ksiądz prowadzi katechizację dla młodzieży w domu. Program przygotowania dzieci do pierwszej komunii obejmuje 42 godziny lekcji”. Na temat komitetu kościelnego zauważono, że kościelnym był I. Bezus (ur. 1904), członek sielskiej rady, a przewodniczącą Żywego Różańca (liczącego 340 osób) była Stanisława Dąbrowa (ur. 1928).
W sprawozdaniach opisywano również przebieg potkań modlitewnych Żywych Róż w domach prywatnych, gdzie modlono się i śpiewano pieśni. Również w kościołach członkowie róż regularnie przystępowali do sakramentów oraz wymieniano tajemnice różańcowe.
Całość dyrektyw przeciw nowej władzy wychodziła jak sądzono z zarządu, kierowanego przez dziekana samborskiego dekanatu ks. Michała Ziajkę (1884-1967), który „w swoim mieszkaniu do marca 1948 roku regularnie organizował spotkania księży”.
Osobne sprawozdanie do Kijowa pt. „O wpływach księdza Świdnickiego w Myślatyczach” przygotowano w 1949 roku. W tym też sprawozdaniu pełnomocnik A. Wilchowyj wspominał, że przez dłuższy czas obserwowano parafię w Myślatyczach i jej proboszcza ks. Michała Świdnickiego (1885-1956). „Ks. Świdnicki mieszka w wiosce ponad 25 lat – pisał pełnomocnik – i aktywnie uczestniczy w działalności społecznych organizacji wioski”. Wspomniano, że ksiądz obok pracy duszpasterskiej we wsi założył kasę pożyczkową i przez pewien czas pracował w niej jako przewodniczący, a następnie 10 lat był kasjerem tej kasy. Organizował skup mleka we wsi. Sam również prowadził duże gospodarstwo rolne. „Kierował również szkołą, prowadząc w niej lekcje religii”. Przy parafii działały też Stowarzyszenia, w tym Żywy Różaniec. „Obecnie ksiądz nie należy do żadnej organizacji, jednak bierze udział w pracy kołchozu. Mając duży autorytet we wsi choć „nie jest członkiem kołchozu, wykazuje znaczny wpływ na członków zarządu kołchozu”. Wilchowyj postulował, że „ksiądz zachodzi do domów tylko bogatych osób, do biednych nie wstępuje”. Zauważono dużą pobożność mieszkańców Myślatycz, bazującą się na dotrzymywaniu się tradycji i świętowaniu poszczególnych świąt religijnych w ciągu roku. W homiliach „ksiądz koncentruje się na wychowaniu dzieci przez rodziców, zachęca rodziców, by przyprowadzali swoje dzieci do kościoła, przygotowując je do pierwszej komunii świętej”.
Pod wpływem zebranych materiałów oraz wypracowanych zarzutów o łamanie jakoby prawa sowieckiego czy też kontrrewolucję w latach 1949–1950 roku na terenach dawnej diecezji przemyskiej przeprowadzono falę aresztowań duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego, a liczba czynnych kościołów w 1951 roku zmniejszyła się do 14, z 9 kapłanami pracującymi tu na początku 1951 roku.
Marian Skowyra
Tekst ukazał się w nr 17 (381), 17–30 września 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski