Kościół rzymskokatolicki archidiecezji lwowskiej na terenie województwa lwowskiego za wyjątkiem lwowa w latach 1945-1991. Część 2

Lwowski okres kardynała Mariana Franciszka Jaworskiego

Działalność zgromadzeń żeńskich

Na omawianym obszarze podobnie jak w innych województwach archidiecezji lwowskiej, choć w okrojonej formie, działały siostry zakonne kilku zgromadzeń zakonnych. W Krasnem, gdzie przed wojną działała ochronka, na skutek próśb ukraińskiej miejscowej ludności pozostały dwie siostry ze Zgromadzenia sióstr służebniczek starowiejskich. Obydwie siostry pracowały tu do śmierci. Pierwszą z nich była s. Agnieszka Benedykta Bielawska (+17. 12. 1952), a drugą s. Barbara Germana Gosztyła (+marzec 1954).

Ślub Bronisławy Szeligi, fundatorki tajnej kaplicy mszalnej w Zimnej Wodzie k. Lwowa

Na terenie archidiecezji przed II wojną światową pracowały nie tylko zgromadzenia żeńskie posiadające oficjalne zatwierdzenie. Lwów był również doskonałą kolebką dla rodzących się nowych charyzmatów. W okresie józefińskim powstały tu siostry opatrznościanki, józefitki, franciszkanki adoracji Krzyża. Również przed wybuchem II wojny światowej we Lwowie powstało Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, które oficjalne zatwierdzenie otrzymało dopiero 6 stycznia 1959 roku w Opolu, przez bpa Franciszka Jopa. Oficjalnie za założyciela zgromadzenia jest uważany ks. Konstanty Marszałowicz, który w 1911 roku powołał we Lwowie Stowarzyszenie sióstr „Miłości Bożej”. Pierwszą siedzibą zgromadzenia był wynajęty we Lwowie przy ul. Kochanowskiego dom, gdzie członkinie zajmowały się szyciem.

W zamierzeniu ks. Marszałowicza nowe stowarzyszenie miało podjąć pracę misyjną, szczególnie na terenach Madagaskaru, gdzie wśród trędowatych pracował bł. Jan Beyzym. Siostry miały również zająć się opieką nad więźniami i zaniedbaną młodzieżą. Wybuch I wojny światowej oraz przedwczesna śmierć ks. Marszałowicza, która nastąpiła w Chyrowie 25 marca 1918 roku przerwała pracę nad ukształtowaniem Stowarzyszenia „Miłości Bożej”.

Drugi etap rozwoju przyszłego zgromadzenia nastąpił w latach 30. XX wieku, kiedy na polecenie biskupa sufragana archidiecezji lwowskiej Franciszka Lisowskiego, ks. Mateusz Sokołowski nadał Stowarzyszeniu nazwę „Służebnice Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny”. Tak uformowana grupa zamieszkała przy ul. Zyblikiewicza 2, niosąc pomoc charytatywną przy parafii św. Mikołaja. Uroczysta konsekracja członkiń nastąpiła w listopadzie 1939 roku. Wcześniej, w marcu siostry zakupiły dom w Zimnej Wodzie pod Lwowem, gdzie zorganizowały kuchnię dla 450 ubogich. W tym czasie obok Lwowa i Zimnej Wody siostry pracowały w Chyrowie i Krakowie.

Bronisława Szeliga, siostra Celiny, fundatorka kaplicy mszalnej w Zimnej Wodzie

Po zakończeniu II wojny światowej 6 sióstr tegoż zgromadzenia pozostało w Zimnej Wodzie, służąc nadal pomocą miejscowej ludności. Były to: s. Celina Szeliga, s. Karolina Rozmus (+30. 12. 1952), s. Aniela Rolanka, s. Zofia Janisio i s. Anna Turbówna. Wszystkie siostry pracowały w Zimnej Wodzie do śmierci i wszystkie za wyjątkiem s. Celiny Szeligi zostały pochowane na Cmentarzu Janowskim we Lwowie. Ich mogiły się nie zachowały. Zaś s. Celina Szeliga została pochowana na cmentarzu w Rudnie, a na jej grobie wzniesiono krzyż z wieży dawnego kościoła parafialnego w Zimnej Wodzie.

Na szczególną uwagę zasługuje postawa s. Celiny Szeligi i s. Karoliny Rozmus, które z całym oddaniem służyły tutejszej ludności. Formacji duchowej nowopowstałego zgromadzenia podjął się w tym czasie długoletni proboszcz lwowskiej katedry o. Rafał Kiernicki OFM Conv. To właśnie dzięki staraniom s. Celiny Szeligi w domu prywatnym jej siostry Bronisławy Szaninej z domu Szeliga przez cały okres komunistyczny działała kaplica mszalna, gdzie o. Rafał dla sióstr i ich bliskich sprawował przy zamkniętych drzwiach i oknach msze św. Przybywali tu również niezarejestrowani greckokatoliccy kapłani. Ta kaplica była wykorzystywana także po 1991 roku, do czasów wybudowania nowego kościoła parafialnego w Zimnej Wodzie.

 

s. Genowefa Wójcik

Siostra Genowefa Wójcik i jej „duszpasterstwo” w Nowosiółkach

Postacią wręcz legendarną na tym obszarze była s. Genowefa Wójcik, szarytka, która do śmierci pracowała wśród ludności wiejskiej w Nowosiółkach. Mieszkańcy nazywali ją „nowosiółeckim duszpasterzem”. Siostry szarytki w Nowosiółkach pracowały od 1819 roku, kiedy to właściciel wsi Jan Strzembosz z Dunajowic w 1810 roku postanowił własnym kosztem założyć szpital dla ubogich mieszkańców. W okresie międzywojennym wzniesiono we wsi również nieduży kościółek.

Gdy po skończonej wojnie siostry w 1945 roku opuszczały zakład w Nowosiółkach pozostała jedynie s. Genowefa Wójcik (1911-1974), która w następnych dniach miała również opuścić Nowosiółki. Siostra Genowefa pracowała w Nowosiółkach od 1937 roku i była doskonale znana miejscowej ludności. Siedziała już ponoć z tobołkami na furze, gdy otoczyła ją grupa Polaków, którzy z żalem mówili: „Księdza nie mamy i siostra chce nas opuścić? Cóż my sami robić będziemy? Któż nam i naszym dzieciom opowie o Bogu?” Wiedziona wówczas jakby wewnętrznym przeczuciem postanowiła pozostać na dotychczasowym miejscu, mówiąc: „Ja tego kościoła nie zostawię”.

Rozumiała biedę i opuszczenie tych ludzi, gdyż sama pochodziła z chłopskiej rodziny Wincentego i Agnieszki z d. Cieślowska. Urodziła się w 1911 roku w Wołczkowie koło Halicza, gdzie w 1919 roku rozpoczęła naukę w szkole powszechnej w Wołczkowie. Ukończyła jedynie cztery klasy, gdyż musiała nieść pomoc rodzicom w ich ciężkiej pracy na roli. Ich śmierć wcześnie ją osierociła.

Pozostając sierotą, postanowiła w wieku 11 lat zapisać się do Stowarzyszenia Dzieci Maryi w Mariampolu przy domu sióstr miłosierdzia. Ich też przykład pociągnął ją w 1931 roku do wstąpienia do klasztoru sióstr szarytek. Postulat odbywała we Lwowie, a 29 września 1932 roku rozpoczęła formację zakonną. Strój zakonny przyjęła 7 października 1933 roku i 2 października 1937 roku złożyła śluby zakonne.

Na pierwszą, a zarazem jedyną placówkę została skierowana do Nowosiółek, gdzie przeżyła czas wojenny i okres komunistyczny.

W tym losowym dniu repatriacji postanowiła zeskoczyć z furmanki, którą miała udać się na stację kolejową, wybierając poniewierkę pośród miejscowej ludności. Przez pewien czas mieszkała jeszcze w klasztorze, z którego po jakimś czasie ją również wyrzucono.

Ks. Jan Cieński, proboszcz w Złoczowie

Wówczas „zamieszkała w małej nędznej chacie. Ubierała się w strój kobiet z tamtych okolic. Urządziła małe gospodarstwo: kurki, jedna krowa; sadziła trochę ziemniaków, byle było czym się utrzymać. A pracy było dużo. Ludzie chcieli kościół bodaj jakimś dachem pokryć”. Wówczas kronikarz tych wydarzeń dodawał, że materiał był możliwy do zdobycia, ale należało to robić nocą. Siostra brała udział w nocnych wyprawach. Kościół naprawiono, urządzono ołtarz i sporadycznie do Nowosiółek przybywał ks. Jan Cieński ze Złoczowa, aby dla ludności sprawować mszę świętą. Warto dodać, że kościół wymagał naprawy po wysadzeniu w powietrze dawnego klasztoru sióstr szarytek, gdy doszczętnie spłonął dach. Po naprawieniu zniszczeń w kościele udało się około 1956 roku oficjalnie zarejestrować kościół i wspólnotę oraz zezwolono na sporadyczne przyjazdy duszpasterskie ks. Jana Cieńskiego. Takie pozwolenie dawało najczęściej księdzu Cieńskiemu raz lub dwa razy do roku odprawić w Nowosiółkach mszę św. Ostatecznie wobec jakoby małej ilości wiernych na miejscu oraz braku stałego księdza kościół w 1963 roku zamknięto i rzymskokatolicką wspólnotę urzędowo zdjęto z rejestracji.

Gdy kapłan nie mógł przyjechać do Nowosiółek, siostra „sama w niedzielę po odśpiewaniu z ludźmi Godzinek odczytywała głośno z mszalika całą mszę św.”  Na ołtarzu w czasie odczytywania mszy św. rozkładała szaty kapłańskie, niby do liturgii św. „Katechizmu uczyła, pasąc krowę, lub gdy szła z małą gromadką dzieciaków na jagody lub grzyby. Dzieci umiały zachować tajemnicę tych jagód i grzybów. Później kościółek zamknięto, więc pod jedną z jego ścian urządzano nabożeństwa niedzielne, majowe, różańcowe, któremu przewodniczyła s. Genowefa. Do tej misyjnej niebezpiecznej pracy Pan Jezus dodawał sił. Przywoziła Go sobie ze Złoczowa. Ukrywała w innej odległej chatynce na skraju Nowosiółek i tam Go przyjmowała. Listownie łączyła się ze Zgromadzeniem. Co roku prosiła wizytatorkę w sposób dla obcych niezrozumiały o łaskę renowacji ślubów świętych”.

Kościół szarytek w Nowosiółkach

Siostra Genowefa Wójcik w dniach od 23 marca do 22 czerwca 1968 roku przebywała w domu prowincjalnym w Krakowie i choć mogła pozostać w Polsce wróciła na swoją placówkę do Nowosiółek. Jeszcze raz była w Krakowie na początku lat 70. Na jej temat wspominano, że „jeżeli w Nowosiółkach tęskniła za zgromadzeniem, bo czuła się samotna jak wróbelek na dachu, to jeszcze bardziej tęskniła za swoimi ubogimi i do nich zawsze wracała”.

Zmarła w Nowosiółkach 1 grudnia 1974 roku w wieku 63 lat, po 42 latach posługi zakonnej. Jej pogrzeb, któremu 4 grudnia 1974 roku przewodniczył ks. Jan Cieński ze Złoczowa, był prawdziwą manifestacją wdzięczności miejscowej ludności dla pracy tej siostry. Przybyli nie tylko ludzie z Nowosiółek, ale również tłumnie z okolicznych wiosek, gdzie siostra docierała z pomocą. Została pochowana na miejscowym cmentarzu w kwaterze zmarłych sióstr szarytek – „wśród swoich”. Z czasem pamięć o siostrze Genowefie Wójcik uległa zatarciu. Jej mogiła nie jest nawiedzana i z każdym rokiem pamięć o tej zakonnicy się zaciera, choć niewątpliwie jej ofiara i poświęcenie dla biednych zasługują nie tylko na szersze naświetlenie, ale i możliwe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, o który siostry szarytki początkowo zabiegały.

Tablica na mogile s. Genowefy Wójcik

Po zamknięciu kościołów w Żydaczowie i Bóbrce, na terenie województwa lwowskiego przynależnego do archidiecezji lwowskiej, za wyjątkiem Lwowa pozostało czynnych zaledwie trzy parafie, które w takim stanie przetrwały do 1991 roku. Były to kościoły w Stryju, Szczercu i Złoczowie.

W Stryju i Szczercu

Jednym z nielicznych kościołów nieprzerwanie czynnych w okresie komunistycznym na terenie województwa lwowskiego była świątynia w Stryju, gdzie do czasów uwięzienia w 1949 roku duszpasterzował ks. Kazimierz Stopa (1916-1992). Również po zwolnieniu z zesłania przybył do Stryja. Powtórnie aresztowany i osadzony w Lackiem na Zachodniej Ukrainie.

Od 1950 roku do pomocy ks. Stopie został przydzielony o. Marcin Karaś CSsR, który tu pracował do aresztowania w 1952 roku. Obydwaj kapłani mieszkali u przewodniczącego Komitetu Kościelnego i wykładowcy języka łacińskiego i greckiego Franciszka Cyprysia, który wydzielił im dwa pokoje swojego mieszkania. Początki działalności o. Karasia w Stryju nie były łatwe, gdyż wierni byli przywiązani do ks. Stopy, a wszystkich innych traktowali z nieufnością. Redemptorysta był świadkiem aresztowania i procesu sądowego w 1950 roku chorego psychicznie ks. Kazimierza Stopy. Według niego, do kościoła przyniesiono od prezydium kartkę, że ksiądz ma się stawić w urzędzie. Następnego dnia ks. Stopa został tam zatrzymany i odwieziony do więzienia śledczego w Drohobyczu. Był skazany i więziony w Kazaniu w szpitalu psychiatrycznym do 1956 roku. Pokój po ks. Stopie według władz miał pozostać nienaruszony do czasów jego przybycia z zesłania.

W Stryju również 13 lipca 1952 roku został aresztowany o. Marcin Karaś. Już 10 lipca 1952 roku na stryjskim dworcu dwaj ministranci ostrzegli powracającego ze Lwowa o. Karasia, że „podejrzana para pod pretekstem przygotowań do ślubu wypytywała o niego”. Duchowny przeczuwając aresztowanie, dokonał koniecznych porządków w domu. Następnego dnia po mszy św. w drodze do domu został zatrzymany przez szefa drugiego wydziału i zastępcę naczelnika NKWD w Drohobyczu majora Sawiczewa. Po rewizji osobistej zaczęto przeszukiwać pokój księdza. W trakcie tych czynności nadeszli inni funkcjonariusze, w tym kobieta, udająca dzień wcześniej narzeczoną Sawiczewa, która posiadając wykształcenie klasyczne, zaczęła przeglądać książki pozostawione po księdzu Stopie, szukając negatywnych zapisów o Związku Radzieckim. Dopiero późnym wieczorem w kościele w kącie znaleziono stare kalendarze, w których pisano o zamykaniach kościołów w Rosji. To stało się podstawą do późniejszych oskarżeń.

Dzień aresztowania miał nastąpić 12 lipca 1952 roku. Jednak tego dnia, korzystając z nieuwagi funkcjonariuszy, udało się o. Karasiowi ukryć w kryjówce za ołtarzem. „Odprawiłem mszę św., wróciłem do zakrystii – pisał duchowny – a tu już czekała na mnie pewne osoba, by mnie przestrzec. Zauważyła, że przy kościele dwóch podejrzanych mężczyzn – jeden dobrze ubrany, drugi, raczej w ubraniu roboczym, którzy nerwowo chodzili, w czasie mszy św. nawet weszli do kościoła i zaraz wyszli i znów stali przed drzwiami, a teraz przeszli pod kamienicę naprzeciw kościoła i widać po ich zdenerwowaniu, że o coś im chodzi. Ja jej krótko powiedziałem o rewizji u mnie w mieszkaniu. To na pewno chcą ojca aresztować. Ludzie już z kościoła wyszli, niech się ojciec ukryje za ołtarzem, w prawej bocznej nawie. Tam jest dobra kryjówka i ks. Stopa, jak były aresztowania, tam się ukrywał”. Po pewnym czasie służbiści zaczęli poszukiwania księdza w zakrystii, a następnie w domu. O. Karaś opuścił kryjówkę i kościół w żeńskim przebraniu po paru godzinach, udając się na nocleg do bliskich mu parafian. „Tego samego dnia starszy lejtnant Kawin, jeden z funkcjonariuszy biorący udział w rewizji mieszkania Karasia, wydał postanowienie o jego aresztowaniu. Sowiecka bezpieka rozpoczęła akcję poszukiwania uciekiniera w habicie”.

Następnego jednak dnia 13 lipca 1952 roku został zatrzymany w domu sekretarki komitetu kościelnego p. Kubieny, po czym został przewieziony do NKWD. Tego dnia z racji niedzieli zapragnął odprawić mszę. Wówczas niejaka Kapko udała się do kościoła po potrzebne paramenty liturgiczne. W drodze powrotnej była śledzona przez funkcjonariuszy, czego nie zauważyła p. Kapko. Po ukończeniu mszy św. na strychu domu ukrywający się zbieg został zatrzymany.

Po procesie 4 października 1952 roku o. Marcin Karaś rozpoczął swą drogę na Syberię. Na Syberii odbywał karę również o. Lendzion. Po odbyciu wyroku, obydwaj, po wyrobieniu paszportów, udali się do Lwowa, dokąd przybyli 19 sierpnia 1956 roku. Tutaj kapłani się rozdzielili i udali się do swych parafii, gdzie przed blisko czterema laty zostali aresztowani. Po krótkim pobycie w Stryju o. Karaś otrzymał od funkcjonariuszy KGB tymczasową rejestrację na pracę duszpasterską w Samborze, a o. Kazimierz Lendzion CSsR, który wcześniej mieszkał w Samborze u emerytowanej nauczycielki Henryki Lewickiej przy ul. Kopernika 37, został skierowany w charakterze administratora do Stryja. W tym czasie obsługiwał również wiernych w Żydaczowie. Mieszkał w Stryju u rodziny Zielińskich. Przez cały okres pobytu w Stryju o. Lendzion był ciągle szantażowany na przemian z obietnicami wszelkiej pomocy za cenę nawiązania z KGB konfidencjonalnej współpracy, co jednak nie przyniosło żadnych efektów.

Po dwóch latach pobytu w Stryju władze pozbawiły go sowieckiego paszportu, wręczając mu tymczasowy dokument tożsamości bez określenia obywatelstwa kraju, co automatycznie pozbawiło go kontynuowania posługi w Związku Radzieckim. Rezygnując z beznadziejnych starań, podjął decyzję o wyjeździe do Polski. Granicę w Medyce przekroczył 30 grudnia 1958 roku. Jak podawał ks. J. Wołczański, w jego teczce osobowej brak dokumentu świadczącego o jego zrehabilitowaniu po 1991 roku.

Po wyjeździe o. Lendziona parafia w Stryju przez wiele lat nie miała stałego duszpasterza, sporadyczne nabożeństwa były tu sprawowane przez przyjezdnych kapłanów, w tym o. Ludwika Seweryna SJ ze Szczerca. W dni powszednie wierni samodzielnie gromadzili się na modlitwę, starając się o zarejestrowanie u nich jednego z księży. Jak już wspomniano, przez pewien czas przed o. Lendzionem posługiwał tu również ks. Garbacik ze Strzałkowic.

Dopiero lata 60-70. XX wieku dla wiernych Kościoła rzymskokatolickiego archidiecezji lwowskiej, jak i dla parafian w Stryju przyniosły pewną nadzieję na przetrwanie wiary na tym obszarze. Po długich staraniach władze zgodziły się na przyjazd młodych księży na teren lwowskiego województwa. Jak podawał A. Hlebowicz „był to ostatni moment, przy życiu pozostali tylko bardzo nieliczni kapłani”. W wielu parafiach katastroficznie brakowało księży. Zezwolono również kandydatom do kapłaństwa na rozpoczęcie studiów teologicznych w seminarium w Rydze. Pierwszymi absolwentami seminarium duchownego w Rydze, pochodzącymi z terenów tzw. Ukrainy Sowieckiej byli ks. Ludwik Kamilewski i ks. Marcjan Trofimiak.

Ks. Bernard Mickiewicz

Zaczęli również przybywać kapłani nie-Polacy, którzy zdecydowali się podjąć tu posługę duszpasterską. Takim kapłanem był ks. Bernard Mickiewicz (1930-2006), który po 11 latach pracy na Łotwie i trzykrotnym pozbawianiu prawa wykonywania czynności duszpasterskich, w 1971 roku uzyskał zatwierdzenie na pracę duszpasterską w Stryju. Był to czas pewnej odwilży, choć prześladowania katolików w ZSRR nie zanikły, o czym niebawem miał się przekonać wspomniany duchowny.

Ks. Mickiewicz został przyjęty przez parafian w Stryju z ogromnym entuzjazmem, gdyż od początku z zaangażowaniem podjął się dzieła ratowania katolickiej spuścizny w Stryju, Żydaczowie i Drohobyczu. Rozpoczął stałe duszpasterstwo młodzieży, a także wśród dawnych grekokatolików, wprowadzając język ukraiński do liturgii. „13 maja w dzień Matki Boskiej Fatimskiej, ludzie przełamali się i zaśpiewali po raz pierwszy litanię po ukraińsku. Fatima stała się potem powodem mojego oskarżenia przed władzami – wspominał po latach ks. Bernard Mickiewicz. Mocno atakowali mnie za książeczkę o Fatimie: Cuda naszych czasów. Posadzono mnie za oszczerstwo na ustrój radziecki, bo tam napisane było, że Rosja się nawróci. Fatima była tylko jednym z punktów mojego oskarżenia”. Zarzucano mu także sprawowanie liturgii w obrządku wschodnim dla dawnych grekokatolików, gdyż został aresztowany w 1973 roku po odprawieniu takiego nabożeństwa w Drohobyczu. Ostatecznie został skazany na 3 lata więzienia, które odbywał w Drohobyczu. Wcześniej, do rozprawy sądowej, przez 11 miesięcy przebywał w więzieniu śledczym we Lwowie.

Marian Skowyra

Tekst ukazał się w nr 24 (388), 27 grudnia 2021 – 17 stycznia 2022

Source: Nowy Kurier Galicyjski