Karol Szymanowski

3 października minęła 140. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych kompozytorów XX wieku Karola Szymanowskiego. Zmarły 85 lat temu twórca, pianista, pedagog i pisarz jest określany mianem największego reformatora polskiej muzyki narodowej po Fryderyku Chopinie. Przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego złożyli kwiaty w miejscu ostatniego spoczynku kompozytora – w podziemiach krakowskiej Bazyliki św. Michała Archanioła i św. Stanisława biskupa i męczennika w Krypcie Zasłużonych na Skałce.W nawiązaniu do obu rocznic – urodzin i śmierci – przypadających w roku bieżącym, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach zaprezentuje specjalny koncert „Szymanowski – portret 140/85”, który odbędzie się 19 października 2022 roku.

Z Tymoszówki w świat daleki

Karol przyszedł na świat 3 października 1882 roku w Tymoszówce, majątku rodzinnym Szymanowskich. Spędził tam dzieciństwo i młodość. Wieś,usytuowana w połowie drogi pomiędzy Kijowem a Odessą, w samym sercu Dzikich Pól, jakby żywcem przeniesiona z powieści sienkiewiczowskich, spoczywała malowniczo niemalże u wylotu stepów Chersońszczyzny. Siostra kompozytora, Zofia, wspominała, że był to typowy kresowy dwór ziemiański. W salonie stały dwa fortepiany firmy Steinway & Sons, które w czasie rewolucji wrzucono do dworskiego stawu. Był to też dom wypełniony ciepłem rodzinnym i twórczością, niezwykle gościnny i gwarny. Rodzice wraz z gromadką własnych dzieci i licznymi kuzynami niestrudzenie czytali, pisali, rysowali i malowali, grali i śpiewali, urządzali przedstawienia. Zasobną bibliotekę uzupełniano o najnowsze książki i nuty. Cała piątka młodych Szymanowskich zwiąże w przyszłości swe losy ze sztuką. Feliks zostanie pianistą, Karol („Katot”) – kompozytorem, Zofia („Zioka”) – pisarką i tłumaczką, Stanisława – śpiewaczką. Najstarsza, Anna („Nula”), absolwentka wydziału malarstwa, z życiowej konieczności podejmie pracę archiwistki. W rodzinie wszyscy lubili śpiewać, zwłaszcza w letnie wieczory na ławce w ogrodzie. Stasia najchętniej śpiewała arie Moniuszki w duecie z bratem Felkiem, z czasem zaś „awansowała”, jak wspominała Zioka, na solistkę w rodzinnym chórze. Jesień i zimę Szymanowscy spędzali w pobliskim Jelizawetgradzie, gdzie dzieci uczęszczały do szkoły muzycznej, prowadzonej przez kuzyna, Gustawa Neuhausa (ojca sławnego pianisty Henryka Neuhausa).Według spisu ludności w 1897 rokuPolacy stanowili1,9 procent mieszkańców tego miasta, które jeszcze za życia kompozytora zmieniło nazwę na Zinowjewsk, potem na Kirowo, Kirowohrad, a sześć lat temu na Kropywnycki. W 1901 roku młody Karol, uzyskawszy świadectwo dojrzałości Szkoły Realnej Samorządu Ziemskiego, wyjechał do Warszawy. W latach 1901-1905 studiował u Marka Zawirskiego (harmonia) i Zygmunta Noskowskiego (kontrapunkt i kompozycja). W tym czasie poznał Pawła Kochańskiego, Artura Rubinsteina, Grzegorza Fitelberga, Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacego” i Stefana Żeromskiego. W 1905 roku, wraz z Grzegorzem Fitelbergiem, Ludomirem Różyckim i Apolinarym Szeluto założył Spółkę Nakładową Młodych Kompozytorów Polskich, działającą pod mecenatem Władysława Lubomirskiego i promującą twórczość polskich kompozytorów współczesnych. Wśród jego pierwszych kompozycji znalazły się m.in: „Preludia” op. 1, dwie sonaty fortepianowe, „Sonata d-moll” na skrzypce i fortepian, „Uwertura koncertowa”, dwie symfonie, opera „Hagith” oraz pieśni. Był to też czas intensywnych podróży: Berlin, Wiedeń, Paryż, Londyn, Włochy, północna Afryka.

Pomiędzy 1901 i 1914 rokiem Karol przyjeżdżał regularnie na lato i jesień do Tymoszówki. Często odwiedzał go tam pianista Artur Rubinstein. Oczekiwanym gościem był Jarosław Iwaszkiewicz, starszy kuzyn Karola. Dla Szymanowskiego było to wyjątkowo dogodne miejsce do pracy. W Tymoszówce powstała większość jego dzieł z pierwszego tzw. neoromantyczno-modernistycznego i drugiego tzw. orientalnego okresu twórczości. Ten ostatni przypadł na burzliwe lata wojenne. W przeczuciu nieuchronnie nadciągającej katastrofy, w atmosferze niebywałego napięcia, szukał azylu w komponowaniu. Zofia Szymanowska w swojej książce opowiada, iż latem 1917 roku brat jej zastygły w milczącym bólu w Tymoszówce pogrążył się w intensywnej twórczości. Wtedy powstała m.in. III Sonata, Kwartet i 12 Etiud fortepianowych. W październiku 1917 roku Szymanowscy na zawsze opuścili Tymoszówkę. Ziemie te, w okresie przedrozbiorowym należące do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, na mocy traktatu wersalskiego znalazły się poza odrodzoną w 1918 roku II Rzeczpospolitą. Zyskując nowe miejsce zakotwiczenia pod Giewontem, Szymanowski nie zapomniał stron rodzinnych. Jeszcze cztery lata przed śmiercią, w 1933 roku, schorowany kompozytor,wracając myślami do zapamiętanych z dzieciństwa krajobrazów, wyznawał: „Jakie to dziwne. Nieraz brak mi Ukrainy, jej słońca, jej dalekich przestrzeni, a przecież stokroć bliższa stała mi się góralszczyzna. Urodziłem się przecież na Ukrainie, tam spędziłem dzieciństwo, ale nie wywarła na mnie takiego wpływu, jak przelotnie poznane Zakopane”.

Po wojnie polsko-bolszewickiej Szymanowski przeniósł się do Warszawy, jednak ze względów zdrowotnych zaczął coraz częściej przebywać w Zakopanem.W 1927 roku powierzono mu funkcję dyrektora Konserwatorium Warszawskiego, którą sprawował (z przerwą na kurację w 1929 roku z powodu gruźlicy) do marca 1932 roku, gdy w geście protestu wobec ponownej degradacji uczelni do rangi szkoły artystyczno-zawodowej złożył dymisję.Od 1930 r. zamieszkał na stałe w willi „Atma”. Zakopane stało się jego drugim, po Tymoszówce, domem, a wpływy folkloru podhalańskiego wyznaczyły początek kolejnego etapu twórczości kompozytora (balet „Harnasie”, „Słopiewnie”, „Mazurki” op. 50 i 62, „II Koncert skrzypcowy”, „Stabat Mater”). W latach 1933-36 koncertował jako wykonawca własnych utworów we Francji, Belgii, Holandii, Anglii, Włoszech, Jugosławii, Bułgarii, Niemczech, Szwecji, Danii, Norwegii i Związku Radzieckim. W listopadzie 1935 roku Szymanowski wyjechał z „Atmy”, nie zdając sobie sprawy, że już tam nie wróci. W roku następnym przebywał kilkakrotnie w sanatorium w Grasse we Francji. W marcu 1937 roku przyjechał do sanatorium w Lozannie, gdzie zmarł 29 marca, 15 minut po północy.W ostatnich chwilach życia w klinice towarzyszyła mu siostra Stanisława. Trzymała go za rękę, czytała mu, mówiła do niego aż do ostatniego tchnienia, a potem jechała z Szwajcarii przez pół Europy, w wagonie przewożącym trumnę do Ojczyzny. Pogrzeb urządzono na koszt państwa. Zabalsamowane zwłoki kompozytora przewieziono do Warszawy, gdzie odbyła się część uroczystości żałobnych. Serce kompozytora miało spocząć obok serca Chopina w kościele św. Krzyża, ale niestety spłonęło ono podczas Powstania Warszawskiego. Trumnę przewieziono do Krakowa i tam 7 kwietnia 1937 roku złożono w Krypcie Zasłużonych na Skałce.

Karol Szymanowski został uhonorowany wieloma odznaczeniami: Orderem Orła Białego, Wielką Wstęgą Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim Orderu św. Sawy (Jugosławia), Orderem Komandorskim i Oficerskim Korony Włoskiej, Krzyżem Kawalerskim Orderu Legii Honorowej (Francja), Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Kulturalnej (Rumunia). Ponadto otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz członkostwa honorowe Česká Akademie Věd a Umění, Łotewskiego Konserwatorium Muzycznego w Rydze, Królewskiej Akademii Św. Cecylii w Rzymie, Królewskiej Akademii Muzycznej w Belgradzie, Międzynarodowego Towarzystwa Muzyki Współczesnej.

Lwowskie epizody, lwowskie impulsy

Karol Szymanowski wielokrotnie odwiedzał Lwów. Pomiędzy 1903 a 1933 rokiem tylko potwierdzonych dokumentalnie wizyt w mieście pod Wysokim Zamkiem doliczono się około dwudziestu. Powodem były koncerty, w których występował i jako kompozytor, i jako pianista oraz względy rodzinne. We Lwowie mieszkała młodsza siostra Karola, znana i ceniona śpiewaczka Stanisława Korwin Szymanowska, którą często odwiedzał. Wychowanka słynnej lwowskiej szkoły śpiewu Zofii Kozłowskiej zadebiutowała 23 października 1906 roku na scenie Opery Lwowskiej w „Opowieściach Hoffmanna” Offenbacha. W roku 1909 we Lwowie, w prywatnej kaplicy arcybiskupa Józefa Teodorowicza, Stanisława wzięła ślub z przemysłowcem naftowym Stefanem Bartoszewiczem. Po zamążpójściu nie zaniechała kariery, poświęcając się również pracy pedagogicznej.W Teatrze Miejskimłącznie występowała przez cztery sezony artystyczne.Była znakomitą interpretatorką i popularyzatorką pieśni brata, pra-wykonawczynią większości jego dzieł wokalnych. Już po śmierci kompozytora, w 1938 roku, tuż przed swoim przedwczesnym zgonem opublikowała cenne wskazówki „Jak należy śpiewać utwory Karola Szymanowskiego”. Dla niej, prócz perfekcjonizmu warsztatowego, było oczywiste, że „Szymanowskiego nie wolno śpiewać bez wzruszenia”. To właśnie Stanisławie, która z całej rodziny była mu najbliższa, zadedykował Szymanowski kilka utworów: pieśń „Daleko został cały świat” z cyklu 6 pieśni op. 2, „Vier Gesänge” op. 41, a przede wszystkim „Słopiewnie” op. 46. Stasia wykonała partię Roksany w premierowej inscenizacji „Króla Rogera” w warszawskim Teatrze Wielkim w 1926 roku.

We Lwowie rodziły się pomysły na nowe utwory Szymanowskiego: od kuriozalnej w twórczości kompozytora operetki „Loteria na mężów czyli Narzeczony nr 69„(wystawienie jej miało podreperować nadszarpnięte finanse artysty) aż po „Harnasie”, jedno z najbardziej lubianych w Polsce jego dzieł. Inspiracji do napisania baletu miał dostarczyć mu gorący zwolennik i propagator jego twórczości, lwowski muzykolog prof. Adolf Chybiński. Pomysł miał zakiełkowaćw marcu 1920 roku podczas spotkania w willi kompozytora Adama Sołtysa przy ul. Racławickiej 5 (obecnie Samczuka). Chybiński, od lat zafascynowany muzycznym folklorem góralskim, owego pamiętnego wieczoru przegrywał Szymanowskiemu na fortepianie kolejne warianty jednej z „nut sabałowych”. Oryginalne brzmienia musiały wówczas zapaśćgłęboko i na długo w pamięci kompozytora, skoro Chybiński wspominał, że w partyturze baletu, skomponowanego kilka lat później ,rozpoznał ową graną w willi koło Stryjskiego Parku melodię. Tak oto „tamten Lwów i tamci ludzie” dokonali udanego mariażu wyobraźni wybitnego kompozytora z muzyką góralską, która stała się wyznacznikiem tak poszukiwanego przezeń oryginalnego stylu narodowego. Kolejne arcydzieło – „Stabat Mater” ор. 53 – powstało w związku z tragedią, która dotknęła rodzinę Szymanowskich we Lwowie w 1925 roku. Śmiertelnemu wypadkowi uległa wówczas Alusia Bartoszewiczówna, kilkunastoletnia siostrzenica kompozytora. Na dziewczynki, bawiące się w ogrodzie, runęła kamienna figura. Do zdarzenia doszło w czasie rekreacji na terenie gimnazjum sióstr Sacré Coeur przy Pl. św. Jura, do którego uczęszczała córka Stanisławy Korwin Szymanowskiej. Załatwianiem formalności pogrzebowych zajął się Karol, przebywający w tym czasie we Lwowie. Zwierzył się Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, że był to najtrudniejszy okres w jego życiu. Stanisława z powodu doznanego wstrząsu straciła dziecko, które nosiła pod sercem. Karol Szymanowski cykl pieśni do słów Kazimiery Iłłakowiczówny „Rymy dziecięce”, dedykował „Pamięci Alusi”. Pamiętał również o siostrze, pogrążonej w bólu i żałobie po śmierci dzieci. Kiedy zginęła Alusia, Szymanowski pracował nad utworem zamówionym przez przemysłowca Bronisława Krystalla, który chciał uczcić pamięć zmarłej młodo żony. Kompozytor zmienił plany i zamiast Mszy żałobnej – Requiem (ściślej – „Chłopskiego requiem”) napisał „Stabat Mater” – „Stała Matka Bolejąca” do pięknego przekładu autorstwa pochodzącego z Oszmian wileńskiego poety Czesława Jankowskiego. Świadomie wybrał polski, a nie oryginalny łaciński tekst średniowiecznej sekwencji, gdyż jak wyznawał: „Śpiewane gdzieś w wiejskim kościółku Święty Boże czy ulubione moje Gorzkie żale, których każde słowo jest poetycko żywym organizmem dla mnie, stokroć silniej zawsze poruszały we mnie instynkt religijny, niż najkunsztowniejsza msza łacińska”. Słowa VI części „Stabat Mater” brzmią: „Chrystus niech mi będzie grodem, Krzyż niech będzie mym przewodem. Łaską pokrop, życie daj! Kiedy ciało me się skruszy, Oczyszczonej w ogniu duszy Glorię zgotuj, niebo, raj”. O umuzycznieniu tego fragmentu Szymanowski powiedział: „Tak, to najpiękniejsza melodia, jaką udało mi się kiedykolwiek w życiu napisać”. Utwór, gotowy w 1926 roku, trzy lata czekał na prawykonanie. Odbyło się ono w warszawskiej filharmonii 11 stycznia 1929 roku. Stanisława zaśpiewała partię sopranu, a dyrygował Grzegorz Fitelberg. Transmisji radiowej tego koncertu przysłuchiwał się wzruszony Karol, przebywający wówczas w Austrii na kuracji w sanatorium w Edlach. Rok po warszawskim prawykonaniu utwór zabrzmiał we Lwowie.

We Lwowie twórczość Szymanowskiego zyskała grono zarówno zagorzałych zwolenników, jak też zdecydowanych przeciwników. Temperatura dyskusji na łamach lwowskiej prasy dowodzi, że „najbardziej muzykalne miasto” nie pozostawało letnie, a tym bardziej obojętne wobec muzyki artysty. Ten zaś, stopniowo i konsekwentnie zjednywał uznanie i aplauz lwowskiego środowiska muzycznego względem swojego nowatorskiego dorobku kompozytorskiego. Konserwatywny Lwów, którego uosobieniem był najbardziej wpływowy wówczas krytyk muzyczny Stanisław Niewiadomski, potrafił jednak dostrzec i docenić talent Szymanowskiego będącego jeszcze u progu kariery artystycznej. W 1910 roku w konkursie kompozytorskim, rozpisanym z okazji lwowskich – a mających w rzeczywistości ogólnonarodowy charakter – obchodów 100-lecia urodzin Chopina i odbywającego się w ich ramach I Zjazdu Muzyków Polskich jury konkursowe z Niewiadomskim w składzie uhonorowało 28-letniego kompozytora pierwszą nagrodą za „Sonatę c-moll” na fortepian op. 8. Skomponowany podczas warszawskich studiów u Zygmunta Noskowskiego utwór zadedykował Szymanowski swemu przyjacielowi, malarzowi i dramaturgowi Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi. Dwadzieścia lat później, wyrazem uznania dla dokonań kompozytora na niwie muzyki polskiej, już u schyłku życia, było nadanie w roku 1930 jego imienia działającemu od 1902 roku Lwowskiemu Instytutowi Muzycznemu. Odtąd ta renomowana, druga tego typu po Konserwatorium Polskiego (dawniej Galicyjskiego) Towarzystwa Muzycznego uczelnia nosiła miano Lwowskie Konserwatorium Muzyczne im. Karola Szymanowskiego.

Lwów odwiedzał Szymanowski przy okazji swoich koncertów kompozytorskich. Pierwszy z nich odbył się 25 marca 1912 roku przy współudziale Artura Rubinsteina i Stanisławy Korwin Szymanowskiej. Program obejmował utwory fortepianowe i pieśni (po raz pierwszy w historii wykonane zostały wówczas „Barwne pieśni” op. 22). Osiem lat później, 17 marca 1920 roku w sali Polskiego Towarzystwa Muzycznego (obecnie sala Filharmonii) miał miejsce kolejny koncert kompozytorski, w którym Szymanowski wystąpił również w roli pianisty, a prócz śpiewu Stanisławy Korwin Szymanowskiej,wykonującej pieśni brata, lwowscy melomani mogli wysłuchać utworów skrzypcowych kompozytora w mistrzowskiej interpretacjizaprzyjaźnionego z nim skrzypka Pawła Kochańskiego. 17 stycznia 1922 roku we Lwowie doszło do prawykonania przez Stanisławę Korwin Szymanowską skomponowanych do słów Jarosława Iwaszkiewicza „Pieśni muezzina szalonego” op. 42 i dwóch pieśni z cyklu „Słopiewnie” op. 46 (bis) do słów Juliana Tuwima. Prawdziwym triumfem był koncert kompozytorski, który poprowadził dyr. Adam Sołtys 3 lutego 1928 roku. Na program złożyły się orkiestrowa wersja drugiego zeszytu „Pieśni miłosnych Hafiza” op. 26 i III Symfonia „Pieśń o nocy” op. 27. Była to pierwsza kompletna światowa prezentacja tej symfonii, którą Szymanowski skomponował jeszcze w latach 1914–16 roku w Tymoszówce i zadedykował Matce.

Spacerując uliczkami Lwowa szukajmy tak licznych śladów obecności kompozytora w naszym mieście. Udajmy się na Nowy Świat, gdzie w okazałej willi pod nr 94 przy dawnej ulicy Potockiego (obecnie Czuprynki) często zatrzymywał się Szymanowski goszcząc we Lwowie.Wracając z mieniącego się kolorami jesieni Parku Stryjskiego stańmy na chwilę przy willi Mieczysława i Adama Sołtysów, w której zrodził się pomysł baletu „Harnasie”. Przejdźmy koło obecnego gmachu Filharmonii, gdzie w Sali, ozdobionej tak bliskimi artyście motywami zakopiańskimi brzmiały utwory kompozytora, również w wykonaniu autorskim. Nieopodal, przy dawnej ulicy Batorego 32 (obecnie Kniazia Romana) odwiedźmy dom, w którym mieszkała i w którym zapewne nie raz toczyła z bratem ożywione muzyczne dysputy Stanisława Korwin Szymanowska. Wszak pisała, że „Karol był dla mnie czymś więcej niż ukochanym bratem, on był światłem mojego całego życia, on był jak cieplarnia, w której rozwinęły się moje uczucia, moje poglądy, moja sztuka wokalna, mój gust muzyczny”. Dalej, w tych dniach zadumy, idźmy na Cmentarz Łyczakowski, gdzie w grobowcu rodzinnym Bartoszewiczów wraz z tragicznie zmarłą córką Alusią spoczywa zmarła niespełna dwa lata po swoim bracie Stanisława. Po drodze zaś ogarnijmy wdzięcznym spojrzeniem gmach Konserwatorium Muzycznego im. K. Szymanowskiego przy dawnej ul. Piłsudskiego (obecnie Franki). To w tej lwowskiej kuźni talentów nauczało i wykształcenie odebrało tylu cenionych wykonawców i badaczy muzyki Karola Szymanowskiego. Artysta, którego zawirowania dziejowe pozbawiły domu, który musiał zmierzyć się z utratą na zawsze swojej małej ojczyzny i ten spopielony dom zdołał w sobie i w swojej muzyce na nowo, od podstaw, w nowych realiach odbudować, powinien dziś być nam szczególnie bliski.

Joanna Pacan-Świetlicka

Tekst ukazał się w nr 19 (407), 18 – 31 października 2022

Source: Nowy Kurier Galicyjski