Kurier Galicyjski pisał już o tym, że w Gródku Podolskim z inicjatywy organizacji społecznej „Polska młodzież Ziemi Gródeckiej”, Towarzystwa „Polonia”, katolickiej społeczności miasta i miejscowych krajoznawców miały miejsce badania archeologiczne. Prace planowano na początek czerwca, ale z powodu biurokratycznej zwłoki z zezwoleniami udało się rozpocząć je dopiero w sierpniu. Każdy z badaczy ma w tych pracach swój interes. Przede wszystkim interesuje ich fragment potężnego muru wbudowanego w wały. Według starych przekazów są to fundamenty dzwonnicy ze zniszczonego przez sowietów kościoła św. Anny z 1732 roku.
Początkowo nie było mowy o badaniach archeologicznych. Aktywiści chcieli jedynie uporządkować teren wokół ruin zabytku.
– Biorąc pod uwagę, że resztki dzwonnicy ze zniszczonego kościoła św. Anny są najdawniejszą relikwią katolicką w naszym mieście, nasza organizacja chciała uporządkować teren wokół zabytku, ustawić tam znak pamiątkowy i wybudować placyk widokowy – mówi Roman Juszczyszyn, prezes „Polskiej młodzieży Ziemi Gródeckiej”. – W ten sposób chcieliśmy uczcić miejsce, gdzie kiedyś stała świątynia i były pochówki na cmentarzu leżącym przy kościele.
Resztki cmentarza jedynie o kilka lat przeżyły zniszczoną w 1936 roku świątynię. Gdy na początku lat 70. budowano obok nowy betonowy most przez Smotrycz, postanowiono podwyższyć stromy brzeg. W tym celu pobierano ziemię z placu przy zamczysku. Spychano nie tylko pozostałe nagrobki, ale również kości zmarłych legły w tym nasypie. Część z nich, wówczas odkrytych, leżała na powierzchni. Autor dobrze pamięta, jak teren usiany był ludzkimi kośćmi i czaszkami.
– O pozwolenie na prace zwróciliśmy się do Rady miasta – kontynuuje swoją opowieść pan Juszczyszyn. – Wówczas okazało się, że bez prac archeologicznych nie możemy prowadzić żadnych prac ziemnych. Niestety funduszy na takie prace nie mieliśmy, więc ponownie zwróciliśmy się do władz miasta.
Historycy i krajoznawcy z Gródka również chcieli zbadać ten mur, ale dla innej przyczyny. Wbudowany w wały mur mógł być fragmentem fortyfikacji naszego miasta i nie mieć żadnego stosunku do fundamentów dzwonnicy. Biorąc pod uwagę, że ludzi pamiętających dzwonnicę w mieście nie pozostało, opieraliśmy się na przekazach: „Babcia/dziadek opowiadali…”. Mogliśmy tu dopuścić się pomyłki. Między innymi budowę świątyni przypisuje się Janowi Zamoyskiemu. Jest nawet legenda o cudownym ocaleniu jego rodziny, na którego cześć został wybudowany kościół. W rzeczywistości kościół powstał ze składek parafian i ks. Jana Moledzińskiego.
Co do starego muru – istniała wersja pośrednia: była to najpierw konstrukcja obronna, przystosowana później do dzwonnicy. Biorąc pod uwagę, że kościół budowano ze starych murów zamku – ta wersja nie jest pozbawiona słuszności.
Krajoznawcy wiązali wielkie nadzieje z badaniami prawobrzeżnej części miasta. Tam było centrum starego Gródka i resztki umocnień. Oczekiwano, że badania archeologiczne wskażą prawdziwy wiek Gródka Podolskiego i wyjaśnią mroczne karty jego historii. Jak do tej pory, najstarszym przekazem o naszym mieście jest kronika, gdzie miasto datuje się XV wiekiem, zaś notatki z XIV wieku stosują się do innej miejscowości o tej samej nazwie.
Władze miasta okazały przychylność polskiej społeczności i Kościołowi katolickiemu oraz nieobojętnym mieszkańcom Gródka i znalazły fundusze na prace archeologiczne.
– Podejmując decyzję o sfinansowaniu badań archeologicznych – mówi przewodnicząca Gródeckiej administracji Neoniła Andrijczuk, – wychodziliśmy z założenia, że nie tylko chlebem żywi się człowiek – teraźniejszość musi opierać się na uświadomionej spuściźnie przodków. Nie możemy mówić o miłości do ojczystej ziemi, absolutnie nie znając jej historii. Mieliśmy również nadzieję, że po odkryciach archeologicznych uda nam się zrealizować pewne oświatowe, wychowawcze i turystyczne projekty. Musimy znać swoją historię, aby poruszać się do przodu.
Społeczność katolicka też dołączyła do technicznego zabezpieczenia badań. Między innymi proboszcz kościoła św. Stanisława Biskupa i Męczennika ks. Wiktor Łutkowski rozwiązał problem pobytu uczestników ekspedycji – zaproponował im miejsca w Domu Pielgrzyma przy parafii.
Św. Anna i wcześni Scytowie
Badania prowadziła ekspedycja z Kamieńca Podolskiego z Centrum badań „Ochronna służba archeologiczna Ukrainy” Instytutu Archeologii Akademii Nauk Ukrainy pod kierownictwem Pawła Neczytajły. Już pierwsze dni prac archeologów wykazały, że tajemniczy mur jest faktycznie elementem dzwonnicy, a nie częścią fortyfikacji miejskich. Nie obeszło się tu bez mistyki, na którą zwrócił uwagę kierownik Wydziału Kultury, Narodowości i Turystyki Rady miasta Oleg Fedorow:
– Prace miały zacząć się w czerwcu – mówi pan Oleg. – Jednak z powodu braku odpowiednich zezwoleń Ministerstwa Kultury wystartowaliśmy dopiero pod koniec sierpnia, co skutkowało symbolicznym zbiegiem okoliczności – sytuacja z dzwonnicą wyjaśniła się w przededniu konsekracji świątyni 25 sierpnia 1732 roku.
Jak wyjaśniono, w chwili budowy dzwonnicy poziom terenu pod jej fundamentami był o wiele niższy od dzisiejszego, sama zaś dzwonnica wyższa. Została zniszczona w latach 70. XX w., gdy brano stąd ziemię na nasyp pod most. Budowla od strony miasta wyglądała bardziej efektownie – był tu wysoki nasyp, obłożony ciosanymi blokami kamienia, a na nim wznosiła się dzwonnica. Wszystko to wyglądało wspaniale – dzwonnica górowała nad miejską zabudową. Ostateczne wyjaśnienie przeznaczenia tajemniczego dotąd muru stało się miłą niespodzianką dla społeczności katolickiej Gródka.
– To wspaniale, że archeolodzy pomogli nam wyjaśnić przeznaczenie tego muru – mówi ks. proboszcz Wiktor Łutkowski. – W ten sposób nasza parafia otrzymała kolejne potwierdzenie sakralnego przeznaczenia tego zabytku, jednego z najstarszych murowanych obiektów w naszym mieście. Jak uważa ks. Wiktor, teraz należałoby pomyśleć o zabezpieczeniu i konserwacji zabytku. Warto też pomyśleć o pamiątkowej tablicy, jako wspomnieniu o zniszczonej przez komunistów dzwonnicy.
Prawdopodobnie za odkrycie tajemnicy muru św. Anna postanowiła odwdzięczyć się archeologom interesującymi znaleziskami. W wykopie u podnóża muru archeolodzy natrafili na resztki spalonego domostwa z połowy XVII wieku. Prawdopodobnie dom spłonął w czasie działań wojennych, gdy kozacy Chmielnickiego szturmowali stojący obok zamek. Wówczas kozacy wycięli w pień wszystkich obrońców zamku, jak pisał kronikarz: „Nie oszczędzając ni szlachcica, ni pospolitego”. Świadectwem tych wydarzeń była też znaleziona ołowiana kula, charakterystyczna dla wspomnianego okresu. Archeolodzy natrafili również na dużą ilość fragmentów naczyń i ornamentowanych kafli.
Poziom XVII wieku przyniósł wiele interesujących znalezisk, ale rewelacji nie było – były one typowe dla tego okresu. Jedynym interesującym znaleziskiem był fragment kościanej szachowej figurki, co jest niezwykle rzadkie i niespodziewane.
Prawdziwą niespodzianką „od św. Anny” było odkrycie wcześniej nieznanego osiedla z okresu wędrówki Scytów – VII w. p.n.e. To już była prawdziwa archeologiczna sensacja (przynajmniej na terenach obw. chmielnickiego). Niestety wykop miał niewielkie rozmiary, pomimo to odnaleziono fragmenty grubościennej ceramiki, patelni i ceramicznego ciężarka do sieci rybackiej, przy której pomocy Scytowie łowili w Smotryczu ryby.
Niestety, dalej było już gorzej. Planowano wielki wykop zlokalizować w centrum umocnień, o 100 m od kościoła. Stąd brano ziemię na umocnienie stoku, ale archeolodzy mieli nadzieję, że oddalony teren oparł się sowieckim spychaczom i że zachowała się tu znaczna część warstwy kulturowej. Niestety kontrolne wykopy okazały się puste – budowlańcy rzetelnie podeszli do swego zadania i całkowicie zniszczyli tę warstwę. Faktycznie wczesna historia Gródka trafiła pod budowę drogi. Obecnie trudno nawet snuć przypuszczenia, jaka to była fortyfikacja, na której terenie stał kościół – czy był to zamek, czy jedynie umocnienia przylegały do kościoła. Można tylko przypuszczać, że umocnienia na brzegu Smotrycza były drewniano-ziemne. Gdy w latach 70. budowano drogę, wykopano szereg ustawionych na sztorc dębowych bali.
To był krach dalszych działań ekspedycji. Na terenach należących do miasta warstwa kulturowa została zniszczona. Jedyne miejsce, gdzie mogła ocaleć, to były tereny prywatnych ogródków. Należy poszukać nowej lokacji, bo poprzednie zlokalizowane zostały w czasie badań w 2020 roku.
Pomoc św. Antoniego
Już w pierwszych dniach pracy ekspedycji Dmytrowi Tymczukowi udało się zlokalizować miejsce murowanego zamku. Wcześniej określano je na zasadzie „gdzieś tu” z dokładnością plus-minus stu metrów.
Na samym wierzchołku wzgórza, znajdującym się nad „dolnymi” umocnieniami, na skraju urwiska odnalazł on fragment muru mającego wyraźnie fortyfikacyjny charakter. Płaski szczyt tego wzgórza był najbardziej logicznym miejscem budowy zamku, bo z trzech stron broniony był stromymi zboczami wzgórza. Niestety, ten teren zajmują prywatne zabudowania i dowolne badania są utrudnione. Nie zakładano również wykopu przy samym murze – na stromym zboczu nawet ustać jest dość trudno. Wreszcie odnaleziono niezajęty fragment terenu porośniętego krzakami. Archeolodzy mieli wielkie nadzieje w tym miejscu. Jednak żadnych widocznych fragmentów muru nie odnaleziono, chociaż wykopano wiele ułamków naczyń i kafli, co świadczy o tym, że miejsce to było zamieszkałe – odnalezione fragmenty będą źródłem dla dalszych badań.
Autorowi tego tekstu, jako jednemu z inicjatorów tych prac, jest podwójnie przykro: długo przekonywaliśmy władze o konieczności prac archeologicznych, a teraz nici z tego. Oglądając nieudany wykop autor skierował swe myśli ku św. Antoniemu, jako temu, kto pomaga odnaleźć rzeczy zgubione. Jego cudowny obraz przez pewien czas znajdował się w kościele św. Anny w pobliżu miejsca wykopów.
Tymczasem kierownik ekspedycji postanowił zrobić ostatni wykop. Historyk miał nadzieję trafić na śmietnisko – miejsce koło murów, gdzie wyrzucano odpadki i śmieci. Taki śmietnik jest znaleziskiem najbardziej poszukiwanym przez archeologów. Rarytasów, godnych kolekcji muzealnych, tam nie ma, ale dają one pojęcie o stylu i codziennym życiu mieszkańców.
Wykop założono trochę poniżej szczytu wzgórza. Możliwe, że św. Antoni usłyszał moje modlitwy, bo prawie od razu zostało odnalezione iście zamkowe znalezisko – fragment cegły tzw. „palcówki”, bardzo popularnej w XV-XVII wiekach. Przy jej formowaniu z jednej strony prowadzono ręką, co pozostawiało ślady palców w wyglądzie bruzd. Mury z takich cegieł były mocne przy zagrożeniu zsuwem, dlatego takie cegły wykorzystywano jedynie do wznoszenia fortyfikacji. Znalezisko potwierdziło – zamek był gdzieś tu. Św. Antoni pewnie usłyszał moje modlitwy, bowiem wykop z czasem trafił na mur obronny, którego już nie mieliśmy nadziei odnaleźć. Dla ekspedycji odnaleźć murowany zamek, zniszczony jeszcze w XVIII wieku, gdy z rozkazu Jana Zamojskiego mury obronne ostatecznie rozebrano – było szczytem marzeń. Nie mieliśmy nadziei na taki sukces.
– Na Ukrainie murowane zamki, które uważano za całkowicie zniszczone, znajdowane są niezwykle rzadko – mówi prezes Stowarzyszenia Archeologów Ukrainy Jakiw Herszkowycz. – W tym przypadku odkrycie w Gródku jest jednym z najbardziej interesujących w tym sezonie.
Dalej archeolodzy przystąpili do badania odnalezionego muru. Przekopano 8 m wykopu i ustalono, że grubość muru dochodziła do 3 m! Odkryto tu również wiele interesujących znalezisk. O bojowej sławie tego miejsca świadczy grot strzały oraz bełta kuszy (orientacyjnie XV–XVI w.) i ołowiane kule, charakterystyczne dla XVII wieku.
– Ze względu na odnalezioną ceramikę można przypuszczać, że pierwotne umocnienie powstało tu około XIV wieku w czasie panowania książąt Koriatowiczów. Prawdopodobnie było ono ziemno-drewniane z pewnymi fragmentami murowanymi – mówi kierownik ekspedycji Pawło Neczytajło. – Co się tyczy murowanego zamku, to na razie o jego wieku mówić jest za wcześnie. Potrzebne są dodatkowe badania i analizy specjalistów od budownictwa obronnego. Na razie możemy ostrożnie przypuszczać, że odkryty przez nas mur pochodzi z około XVI wieku.
Z interesujących znalezisk warto wspomnieć fragment bardzo pięknej emaliowanej ceramiki, pochodzącej z tureckiego miasta Iznika. Świadczy to o tym, że w okresie istnienia kamienieckiego ejaletu (prowincji) na zamku w Gródku stacjonował osmański garnizon. O tym nie mieliśmy wcześniej żadnej informacji.
Jeśli chodzi o wiek Gródka Podolskiego, to ze względu na odnalezioną ceramikę na razie można go odnieść do XIV wieku. Jednak badanie prowadzono jedynie w dwóch lokacjach i data ta może nie być ostateczną, sam zaś Gródek okazać się może miastem o wiele starszym.
A na koniec bardzo interesujący i symboliczny szczegół. Na znanym z XVIII wieku historycznym herbie miasta przedstawiono dwa złote pagórki i srebrny mur pomiędzy nimi. Od tej chwili heraldyczny wygląd herbu nie zmieniał się i mur na herbie pozostawał jedyną widoczną fortyfikacją w mieście. Dzięki badaniom archeologicznym herb nabył nowego i aktualnego sensu.
Dmytro Poluchowycz
Tekst ukazał się w nr 17 (381), 17–30 września 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski