Historia i legendy najpiękniejszej renesansowej bramy miejskiej

„…Bogu Jedynemu, Królowi i Ojczyźnie”

Na Ukrainie do naszych dni przetrwało niewiele starych bram miejskich. Najwięcej zachowało się w Kamieńcu Podolskim. Jednak najbardziej ozdobną jest brama w niewielkiej miejscowości Satanów w obw. chmielnickim.

Bramy miejskie od dawna były uważane za główny symbol każdego szanującego się miasta, były jego świetnością i dumą. Bramy szanowano, otaczano opieką, dekorowano. Stosunek mieszkańców do bramy miejskiej określał ich stosunek do samego miasta. Przypomnijmy chociażby Złote Bramy w Konstantynopolu czy Kijowie, herb miasta Lwowa zdobi brama miejska. Oprócz funkcji obronnej te budowle były swego rodzaju triumfalnymi arkami, przez które wracali do domu zwycięzcy lub wkraczali do miasta zaszczytni goście.

Brama w Satanowie, rysunek Napoleona Ordy, z archiwum autora

Brama w Satanowie sprawiedliwie zasługuje na miano najpiękniejszej miejskiej bramy na Ukrainie. Miała swoją nazwę – Kamieniecka – od niej wiódł gościniec do Kamieńca Podolskiego. Jej umiejscowienie wybrano nie przypadkowo. Przed nią do Zbrucza wpada rzeczka Szondrowa, cieknąca głębokim wąwozem. Dla potencjalnych zdobywców była to dodatkowa przeszkoda. Wystawiona jeszcze w XV wieku Brama Kamieniecka jest jedną z najstarszych budowli Satanowa. W XVI wieku została przebudowana, a pod koniec XVII szturmujący miasto janczarzy porządnie ją uszkodzili. W trzecim numerze „Podolskich Wiadomości Diecezjalnych” za rok 1862 wspomniane są te wydarzenia. Ksiądz Michał Orłowski zanotował między innymi:

22 kwietnia 1676 roku, w czasie panowania nad Podolem Porty Otomańskiej, Turcy spalili Satanów. Wówczas jego mieszkańcy chronili się gdzie kto mógł: w murach bram miejskich, w cerkwiach Zwiastowania, Zmartwychwstania i św. Jerzego, w żydowskiej szkole lub też synagodze. Legenda głosi, że Turcy, dowiedziawszy się o mieszkańcach, którzy schronili się w bramie miejskiej, obłożyli ją wokół drewnem i podpalili, chcąc rozgrzać ściany i przez to zmusić oblężonych do poddania się. Ale obrońcy bramy, polewając Turków ukropem przymusili ich do odstąpienia. Ściany pozostały do dziś wewnątrz osmolone. Rozwścieczeni Turcy spalili miasto. Według przekazów świadków i ks. Kalińskiego (o tym niezwykłym kapłanie już opowiadałem w Kurierze Galicyjskim wcześniej – aut.) wymordowano wówczas w Satanowie do czterech tysięcy mieszkańców.

Satanów, fot. Dmytro Poluchowycz

Większość szczegółów tego wydarzenia nie za bardzo odpowiada rzeczywistości. Jednak to, że ludzie chronili się przez Turkami w cerkwi św. Jerzego wywołuje zdziwienie. Ta świątynia stoi daleko za murami obronnymi w przysiółku Juryńce i chronić się tam przed regularną armią osmańską było bezsensem. Należy tu podkreślić, że w przypadku jakiegokolwiek najazdu do obrony miasta stawała cała jego ludność, niezależnie od wiary czy narodowości. Między innymi na starym żydowskim cmentarzu można zobaczyć nagrobek z napisem o tym, że spoczywa tu obrońca bramy miejskiej w czasie walk z „tugarymami” – tak w starych żydowskich zapisach określani są Turcy i Tatarzy.

Tablica upamiętniająca dawnych obrońców Satanowa poświecona przez kapłanów różnych konfesji, z archiwum autora

O tragicznych walkach z Turkami i innymi nieproszonymi najeźdźcami, którzy z zadziwiająca regularnością wpadali do Satanowa, wspomina skromny pomnik – ustawiony obok bramy miejskiej głaz z tablicą ozdobioną średniowiecznym herbem miasta i barokowym ornamentem. Na tablicy widnieje napis: „Pamięci wszystkich obrońców Satanowa, którzy polegli na jego murach”. Napis wykonano po ukraińsku, polsku i hebrajsku. Głaz został wystawiony latem 2011 roku przez przedstawicieli trzech społeczności miasta, którzy ramię w ramię bronili swoich domostw przed tatarskimi hordami i tureckimi janczarami. Razem bronili, a gdy nie udało się powstrzymać wroga – razem ginęli i legli w podolskiej ziemi we wspólnych mogiłach, bez różnicy – katolik, prawosławny czy wiary mojżeszowej.

Wracając jednak do wojen z Turkami, warto co nie co uściślić. Przytoczona w przekazach liczba 4 tys. ofiar mordu janczarów jest znacznie przesadzona. Ówcześni kronikarze i późniejsze przekazy miały w zwyczaju „dorzucić” po parę tysięcy ofiar ku większemu efektowi wydarzenia. O jakich wielotysięcznych ofiarach można mówić, gdy po krwawych latach chmielnicczyzny, gdzie żadna ze stron nie grzeszyła humanizmem, w Satanowie pozostało około tysiąca mieszkańców? Między innymi w „Rejestrze dymów w miastach i wioskach woj. Podolskiego, świadczonych w 1661 roku pod przysięgą z okazji ściągania podatku podymnego” w Satanowie naliczano jedynie 84 (!) dymy – czyli gospodarstwa domowe. Biorąc pod uwagę ówczesne realia na moment „rzezi tureckiej” wątpliwe, aby tych „dymów” stało się więcej. Najpewniej – było jeszcze mniej. Jeżeli więc nawet dopuścić tę liczbę, to w każdym domu, jak śledzi w beczce, powinno było się tulić po około 50 mieszkańców.

Liczbę 4 tys. ofiar podaje w wątpliwość też fakt, że w okresie panowania osmańskiego Satanów był centrum nachii (okręgu). Raczej bezludna miejscowość nie stałaby się administracyjnym centrum. Według spisu, przeprowadzonego przez Turków w 1681 roku, Satanów naliczał 100 domostw i 696 mieszkańców: wśród nich – 12 kawalerów (nieżonatych młodzieńców) i 16 Żydów. Czyli mniej więcej tyle, jak przed „rzezią”. Lecz pomimo tych dowodów, fantastyczna cyfra 4 tys. ofiar uważana jest za „kanoniczną”, chociaż została zapisana przez ks. Kalińskiego w dwa stulecia po opisanych wydarzeniach.

Warto również dodać, że przed krwawymi wydarzeniami XVII wieku Satanów był jednym z największych miast woj. podolskiego i ilością mieszkańców ustępował jedynie Kamieńcowi na Podolu. W 1629 roku w mieście naliczano 912 „dymów”.

Pozostałości bramy satanowskiej, herb Leliwa Sieniawskich, z archiwum autora

W 1699 roku zgodnie z Pokojem Karłowickim sułtan zwrócił Podole Rzeczypospolitej. W dwadzieścia lat później Adam Mikołaj Sieniawski (rodzina władała Satanowem od I połowy XVII do I ćwierci XVIII w.) odbudował mury miejskie i zamek. Fasadę Bramy Kamienieckiej ozdobiono płaskorzeźbą typowo wojskową: armaty, sztandary, kule armatnie i inne militaria. Na tym tle umieszczono „Leliwę” – rodowy herb magnata. Pod herbem umieszczono tablicę upamiętniającą fundatora, z łacińskim napisem:

D.O.M. (Deo Optіmo Maxіmo – Bogu Najlepszemu, Największemu) Adam Mikołaj z Granowa Sieniawski, właściciel Szkłowa i Miszy, kasztelan krakowski, najwyższy wódz wojsk koronnych, dla bezpieczeństwa publicznego tę fortalicję odnowił R.P. 1722, mając zamiar murami bronić ojczyzny, co ją tyle razy bronił piersią. Myśl wyższa fundatora zadbała o budowę tej bramy, aby Porcie Otomańskiej przegrodzić drogę do Polski, aby korzystać z równą siłą przeciwko napadom barbarzyńców, złemu Tatarowi przeciwstawił Satanów, przeciwko czemu i wrota piekielne nie zdołają, nadto gdy [tę fortecę], zamknięto przeciw wrogom; jedynemu tylko Bogu, Królowi i Ojczyźnie klucze swe oddawać będą – RP 1724

Pozostałości bramy satanowskiej, tablica, z archiwum autora

Nie wiadomo, kto jest autorem tego tekstu, ale warto zdjąć przed nim z uszanowaniem kapelusz. Jak mocno i honorowo powiedziane – „…jedynemu tylko Bogu, Królowi i Ojczyźnie klucze swe oddawać będą…”! Nie jest wykluczone, że pisał to sam dziedzic Satanowa – hetman wielki koronny, który nie jedynie dobrze szablą władał, ale i wychodząc ze spuścizny epistolarnej, nieźle pióro dzierżał.

Ze wszystkich swoich posiadłości to właśnie w Satanowie Adam Mikołaj Sieniawski pozostawił po sobie największy spadek materialny, a i ślad w historii też czy nie jest najważniejszy. Brał udział w wyprawie wiedeńskiej Sobieskiego i to nie w roli drugoplanowej. Odsiecz Wiedeńska, gdzie wspólnie walczyły wojska polskie, austriackie, niemieckie i kozackie, ostatecznie pokonała osmańską ekspansję w głąb Europy. Otóż fragment o „obronie Ojczyzny piersią” nie jest tylko czczą przechwałką.

W latach wojny północnej (1701-1721) Adam Mikołaj walczył w armii Augusta II Mocnego przeciwko Karolowi XII. W 1706 roku po porażce i okupacji przez Szwedów znacznych terenów Rzeczypospolitej August II abdykował. Przy wyborze nowego króla Adam Mikołaj był jednym z pretendentów do tronu, ale zwyciężył Stanisław Leszczyński. Sieniawski prowadził aktywną korespondencję z Iwanem Mazepą, który chciał go wciągnąć do koalicji antymoskiewskiej. W Archiwum Czartoryskich w Krakowie zachowało się ponad 50 listów z okresu 1704-1708.

W 1709 roku Sieniawski robił wszystko, aby nie dopuścić połączenia wojsk Stanisława Leszczyńskiego z armią Karola XII. Nienawidził króla szwedzkiego, przeciwko któremu sam walczył, a Leszczyńskiego uważał za jego marionetkę. Ten krok stał się jedną z przyczyn porażki wojsk szwedzko-ukraińskich pod Połtawą, co miało fatalne skutki tak dla Polski, jak i dla Ukrainy.

W czasach Adama Mikołaja Brama Kamieniecka w Satanowie była głównym wjazdem do miasta – stała bezpośrednio na drodze, łączącej miasto ze stolicą Podola, stąd na jej zdobienie magnat kosztów nie pożałował. Na noc żołnierze strażnicy zamykali bramy na rygle i na klucze.

Turecki szturm z roku 1676 był ostatnią wojskową przygodą dla umocnień miejskich Satanowa. Nie udało się potwierdzić pochwalny napis na bramie.

Pozostałości bramy satanowskiej, z archiwum autora

Los bramy zmienił się kardynalnie po wydarzeniach powstania listopadowego na Podolu. Potoccy, którzy byli w tym czasie właścicielami miasta, wzięli aktywny udział w działaniach antyrosyjskich. A gdy w roku 1831 przez miasto przeciągnął oddział powstańczy pod dowództwem Gotarda Sobańskiego, wielu mieszkańców wstąpiło w jego szeregi.

Po upadku powstania rząd carski rozpoczął represje przeciwko Polakom i kościołowi katolickiemu. Potockich nawet na jakiś czas pozbawiono prawa własności nad miastem i przez kilka lat miasto podlegało zarządowi skarbu państwa. Ukarano i mieszczan – mury miejskie zostały całkowicie zburzone, wały zrównane, fosy zasypane. Ale brama przeżyła te pogromy – umieszczono w niej posterunek służby granicznej i celnej. Później na przełomie wieków obok wybudowano dodatkowy budynek celni. W okresie sowieckim mieściła się tu komenda posterunku straży granicznej, a w bramie – magazyny i arsenał. W okresie powojennym budynek i wieżę wykorzystywała miejscowa spółdzielnia pod swoje biura i magazyny. O tych czasach przypomina jedynie góra skamieniałej soli.

Pozostałości bramy satanowskiej, z archiwum autora

W materiałach archeologicznych z roku 1928, przechowywanych w archiwum Kamienieckiego Muzeum Historycznego, zachował się interesujący zapis:

Wejście do miasta od południowego zachodu broni wielka dwupiętrowa wieża (zajęta przez posterunek graniczny), stojąca nad samym Zbruczem. Na parterze wieży sklepione wrota zamykane są żeliwnymi drzwiami (obecnie z jednej strony zamurowane). Z wieży na polską stronę było podziemne przejście, przebiegające pod rzeką. Zaczynało się w lochu, do którego drzwi są po prawej stronie wieży. Ze słów jednego z czerwonoarmistów, służącego tu na długo przed wojną z lat 1914-1918, po polskiej stronie przejście zamykały trzy pary żeliwnych drzwi. Pogranicznicy często korzystali z niego, aby przejść na austriacką stronę. Było to naruszeniem granicy, wobec czego przejście zamurowano na samym jego początku.

Na ile ta informacja odpowiada rzeczywistości – nie wiadomo. Przynajmniej żadnych śladów zamurowanego przejścia w lochu pod bramą nie znaleziono. Mogą być dwie wersje: pierwsza – opisany loch z przejściem został zasypany przy rujnacji północnego rogu bramy. Druga (najbardziej prawdopodobna) – autor notatki spisał jedną z wielu satanowskich legend o podziemnych przejściach, jakoby prowadzących do samego Kamieńca Podolskiego, do Poczajowa, a nawet do Lwowa…

Pozostałości bramy satanowskiej, z archiwum autora

Pod koniec lat 80. XX w. chciano bramę odnowić. Nawet opracowano dokładny plan restauracji. Ale kryzys lat 90. pokrzyżował te plany. Na razie władze Satanowa planują powrót do tego zamiaru, wobec tego miejmy nadzieję, że główna wizytówka miasta niebawem zostanie odnowiona.

Turystom, którzy zdecydowali zatrzymać się koło bramy, radzimy zwrócić uwagę na wyżłobienie, w którym przemieszczała się krata zamykająca przejście. Widoczne jest w stropie przy wejściu. Oprócz tego dobrze widoczne jest i to, że wylot z bramy w kierunku miasteczka znajduje się na około półtora metra powyżej wejścia do bramy. Kiedyś leżał tu drewniany pomost. W razie szturmu opuszczał się i w taki sposób powstawała nieznaczna, ale jeszcze jedna przeszkoda do zdobycia miasta. Warto też zobaczyć kominek, zachowany w bocznej galerii. Tu grzali się zimą żołnierze-strażnicy. Obok widać pokój strażniczy. Przed tym pomieszczeniem warto spojrzeć na sufit – tu z poczerniałego od wieku kamienia zwisają sople stalaktytów. Niektóre mają do 30 cm długości.

fot. Dmytro Poluchowycz

Jest jeszcze jeden rodzynek bramy, niemający żadnego stosunku do historii ludzkiej, ale tym nie mniej interesujący. Przejazd pod bramą został zamurowany pod koniec XIX wieku, a bloki kamienne przywieziono z najbliższych kamieniołomów. Przeważnie bryły kamienne z Tołtrów są dość jednorodne i zobaczyć jakieś pozostałości na nich nie jest łatwo. Ale kilka bloków stanowi wyjątek. Każdy z nich jest pożądanym eksponatem dla dowolnego muzeum paleontologicznego. Na tych blokach mamy całą gamę mieszkańców dawnego oceanu. Jest tu kilkadziesiąt koralowców czteropromiennych Rugosa. Są różnych rozmiarów. Można znaleźć kolonie koralowców rodziny Favosites, są kolonie w postaci kul oraz podobne do drzewek i płytek. Udało się nawet odszukać kilka Brachiopodów, a też kolonie Mszywiołów z rodzin Fenestella i Rhombopora. Oko cieszą i cząstki cylindrycznych „koralików” – źdźbeł morskich lilii.

fot. Dmytro Poluchowycz

Przy dokładnym obejrzeniu fachowiec-paleontolog odkryłby jeszcze więcej skamieniałości, ale i tych wyliczonych jest dość. Wszystkie te wspaniałości można oglądać, fotografować do woli… ale wydłubywać nie wolno.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 9 (373), 18–31 maja 2021

Source: Nowy Kurier Galicyjski