Federacja nie zatrzyma się na Krymie

Tekst powstał w roku 2014 i był odrzucany przez kilka redakcji z uzasadnieniem, że taki scenariusz w XXI wieku nie jest możliwy. Tekst został opublikowany w roku 2014 w niszowej Gazecie Opolskiej.

Rosja realizuje przygotowywany od dawna plan rozszerzenia wpływów, które zapewniłyby nie tylko szybki ratunek dla podupadłego imperium, ale też pozbawiłyby Unię Europejską i Stany Zjednoczone znaczenia politycznego i gospodarczego w znacznej części Europy. Te działania nie pozostałyby też bez negatywnych skutków dla Turcji. Rozszerzenie wpływów Federacji oznaczałoby przejęcie kontroli nie tylko w basenie morza Czarnego ale też Śródziemnego. To dla Europy i USA stanowiłoby barierę i przejęcie inicjatywy przez FR również w Afryce północnej oraz na Bliskim Wschodzie. Dzisiejsze działania Rosji wynikają – choć brzmi to paradoksalnie – nie z jej siły lecz z rosnącej słabości. Dlatego też Rosja, nie zważając na międzynarodowe akty prawne, które sama współtworzyła, łamie je dzisiaj i będzie zapewne łamała w przyszłości.

Federacja chciałaby odtworzyć strefę wpływów z czasów zimnej wojny i wesprzeć ją nowymi, uzależnionymi gospodarczo i politycznie terenami Europy, które umożliwiłyby dostęp do nowoczesnych technologii i finansów wzmacniających Rosję. Dzisiejsza agresja skierowana na zachód wynika z rosnących zagrożeń dla Federacji płynących tak naprawdę nie z zachodu lecz z Azji. Federacja stara się więc wzmocnić swoją pozycję, jeśli w przyszłości miałaby stawić czoła rosnącym azjatyckim imperiom. Na dodatek boryka się z narastającym, wewnętrznym kryzysem gospodarczym i społecznym, oraz coraz bardziej aktywnymi przeciwnikami Moskwy, w krajach będących pod jej przemożnym protektoratem.

Wydaje się, że Zachód dopiero teraz zaczyna rozumieć, że Federacja może być partnerem politycznym i gospodarczym tylko wtedy, gdy będzie występować z pozycji silniejszego. To jest zakodowane w mentalności Wschodu. Respektuje on tych partnerów i władzę, która rządzi silną ręką, utrzymując stan zagrożenia – nawet wyimaginowanego. ZSRR czy inne kraje o ustroju komunistycznym przetrwały dziesięciolecia – niektóre trwają nadal – bowiem stosowały terror wobec swoich obywateli i groziły stosowaniem tej metody wobec wszystkich na zewnątrz. Dzisiejsza Federacja Rosyjska staje się kontynuatorem tej smutnej tradycji.

Zachód ostatnich dwóch dekad układał swoje relacje z Moskwą według europejskiej, przyjaznej logiki politycznej. Jednocześnie był przekonywany, że Wschód jest nieprzewidywalny i dlatego należy z nim postępować z delikatną ostrożnością. Logika, zgodnie z którą funkcjonują władze i społeczeństwa Europy, jest diametralnie odmienna od funkcjonującej na Wschodzie. Wschód brew pozorom jest jednak przewidywalny. Działa według utartego schematu.

Od lat trwały próby Federacji i jej oligarchów uzależniania krajów Europy. Aby jednak osiągnąć cel, Rosja musi zdobyć najpierw i umocnić swoją pozycję w państwach należących niegdyś do Układu Warszawskiego oraz krajach bałkańskich. To dzieje się już od kilku lat poprzez inwestycje Federacji w strategiczne sektory gospodarki tych krajów i zwiększający się wpływ na ich politykę. Można więc przewidywać, że Rosja posiadając już Krym, podejmie najprawdopodobniej działania uzależniające nie tylko wschodnią część Ukrainy lecz również szeroki pas terytorialny, otwierający drogę z wybrzeża czarnomorskiego do basenu morza Śródziemnego. Wówczas opanowanie gospodarcze i polityczne centrum i zachodu Europy byłoby już tylko formalnością. Dlatego też trwa realizacja rosyjskich projektów energetycznych, które z pozoru dawały przewagę krajów takich jak Niemcy nad innymi państwami Unii. W kontekście wydarzeń jakie obserwujemy dzisiaj, te projekty mogą się stać narzędziem szantażu ekonomicznego i zagrożeniem w przyszłości również dla Niemiec, Francji i innych krajów wspólnoty.

Podstawą uzależnienia jakiegokolwiek państwa jest oddziaływanie na bardzo wrażliwy rynek energetyczny, od którego są zależne pozostałe dziedziny gospodarki całego kraju. To oczywiste, że rządy poszczególnych krajów europejskich muszą żyć chwilą obecną i przeciwdziałać zagrożeniom. Zdobywanie tańszego paliwa staje się priorytetem, który w efekcie może prowadzić do uzależnień od obcej gospodarki. Często inicjowane przez Rosję duże projekty o znaczeniu strategicznym dla danego państwa lub grupy państw poprzedzało pojawianie się inwestorów ze Wschodu, którzy najchętniej nawiązywali stosunki gospodarcze i nierzadko przyjacielskie z osobami wpływowymi. Po to, by mogły one wspomagać przejmowanie kontroli nad kluczowymi przedsiębiorstwami lub też ułatwiać dostęp do sektorów strategicznych gospodarki. Nierzadko też Rosja wykorzystuje presję różnych środowisk w danym państwie, aby blokować rozwój tych dziedzin gospodarki, które mogłyby stanowić konkurencję. Takim przykładem jest między innymi Polska, gdzie widać było wyraźnie przeciwdziałanie w kwestii wydobycia gazu łupkowego, czy też trwające nadal blokowanie ustawy o odnawialnych źródłach energii, która zapewniłaby sporą niezależność energetyczną państwa.

Rosji jednak trudno realizować projekty uzależniające państwa Europy w przypadku, gdy sama zaczyna mieć kłopoty z wydobyciem i transportem surowców. Stąd też potrzeba ekspansji. Ukraina miała być kolejnym państwem na tej drodze. Putin nie przewidział jednak determinacji Ukraińców i tak zdecydowanego wsparcia USA, Turcji i państw UE. Nikt do tej pory nie wyjaśnił, dlaczego Federacja zdecydowała się na wariant siłowy wobec Ukrainy, w której kontrolowała dotychczas prawie w całości strategiczne sektory gospodarcze i praktycznie całą sferę polityczną. Zgodnie z europejską logiką Rosjanie mogli więcej zyskać działając w kraju funkcjonującym bez zaburzeń społecznych, które narastały od momentu odmowy podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE przez poprzedni rząd Ukrainy. Umowa ta była jedynie deklaracją, która nie zmieniłaby jeszcze długo wpływów Rosji na Ukrainie. Wywołane tym faktem proeuropejskie protesty na Majdanie Niezależności w Kijowie, wydawały się z początku akcją społeczną, która szybko wypali się sama. Nie wykluczone, że tak by się stało. Pozostałaby jedynie niewielka grupa protestujących, których siła sprawcza byłaby żadna. Kolejne wydarzenia z majdanem w tle zaskakiwały wszystkich. Dzisiaj staje się jasne, że wszystko odbywało się zgodnie z przygotowanym wcześniej scenariuszem.

Barykady Majdanu przenoszą się do Europy

Majdan Niezależności, to niewielki teren położony w kotlinie, otoczony solidnymi budynkami. Inaczej mówiąc – teren niesprzyjający protestującym, gdyby władza zdecydowanie chciałaby się z nimi rozprawić. Mogła to zrobić już na początku protestów. Mogła to zrobić również później, w dowolnym czasie. Otoczyć Majdan, wprowadzić blokadę miasta i praktycznie bez ofiar, używając „cywilizowanych” środków przymusu bezpośredniego – jak to określają policjanci na całym świecie, pozbyć się protestujących z centrum miasta. Tak się nie stało. Następowały po sobie wydarzenia nielogiczne z punku widzenia Europy.

Gdy tylko majdan artykułował pokojowy charakter protestu, następowały nieudane lecz bardzo brutalne ataki jednostek specjalnych milicji. Wreszcie porwania, pobicia i mordowanie opozycjonistów oraz prowokacje, które radykalizowały postawy protestujących. Powstawały kolejne ogniska zapalne w innych miastach Ukrainy. W mediach – również europejskich – zaczęły się pojawiać relacje z majdanów, w których używano określenia „wojna domowa”, chociaż nie było żadnych przesłanek uzasadniających użycie takiego zwrotu. Był to klasyczny protest społeczny. „Wojna domowa” leżała jednak w interesie Rosji. Dlatego propaganda dbała, aby ten zwrot znalazł się w wielu mediach Europy.

Władza zaczęła organizować kontrmanifestacje, do których werbowano ludzi głównie ze wschodnich i południowowschodnich regionów Ukrainy, zamieszkanych w dużej mierze przez ludność rosyjskojęzyczną. Nie udawały się kolejne próby doprowadzenia do konfrontacji pomiędzy Ukraińcami z majdanu a ich oponentami przywożonymi z południa i wschodu Ukrainy. Nie udawało się więc uzasadnić teorii „wojny domowej”. Sięgnięto zatem po skrajnie radykalne metody. Rządowi snajperzy urządzili krwawe polowanie na ludzi. Strzelano po to aby zabić. Strzelano po to, aby karny i pokojowy majdan zamienił się w żądny zemsty tłum mordujący wszystkich, którzy stali po drugiej stronie politycznej barykady. Ten plan również się nie udał. Majdan, a właściwie majdany działające już wtedy w większości kraju, nie rzuciły się na przeciwników szukając krwawej zemsty. Ukraina zażądała jednak postawienia przed trybunałem prezydenta Janukowycza i osoby odpowiedzialne za masakrę. Odpowiedzią na żądania obywateli była ucieczka prezydenta do Rosji.

Kiedy wydawało się już, że Ukraina wychodzi na prostą i od początku zaczyna organizować państwo, Rosja wtargnęła na Krym. Rozpoczęła proces wspierania zwolenników podziału Ukrainy. Trwały i trwają nadal próby doprowadzenia do konfrontacji, w której strona ukraińska użyłaby broni. To uzasadniłoby w jakiejś mierze działania zgodne z prawem Dumy Rosyjskiej, uchwalonym zaledwie kilka miesięcy przed rewolucją na Ukrainie, a zezwalającym na akcje militarne poza granicami kraju w przypadku zagrożenia mieszkających tam obywateli FR. Ustawa Dumy powstała, jak się wydaje, w ramach przygotowywanego od dawna planu ekspansji polityczno-gospodarczo-terytorialnej Rosji. Wystąpienia Janukowycza na konferencjach prasowych z Rostowa nad Donem, wyraźnie dzisiaj sugerują, że nie skończy się na aneksji Krymu. Janukowycz najprawdopodobniej zostanie przywieziony na Ukrainę, gdy zostaną zabezpieczone terytoria uznane przez FR jako „tereny autonomiczne”. Była głowa państwa ukraińskiego zostanie wtedy obsadzona w roli prezydenta wracającego z uchodźctwa. Misterna intryga Kremla zaczyna się jednak rozłazić w szwach. Ukraińcy wykazali się niezwykłą mądrością polityczną a niemrawy dotychczas Zachód zaczyna mówić jednym głosem. USA i Turcja dały przykład swoim zdecydowaniem. Ekspansja Rosji zaczyna zwalniać swój marsz na Zachód. Barykady majdanu, chociaż tylko w przenośni, rosną w Europie – stają na drodze Federacji.

Retoryka wojny

Gdyby kilka miesięcy temu ktokolwiek sugerował, że Rosja odważy się na akt militarny w środku Europy, każdy potraktowałby go jak nieszkodliwego wariata. Dzisiaj już nasz kontynent wie, że niemożliwe staje się możliwe. Dalsza agresja Federacji Rosyjskiej będzie dowodem na jej słabość, stymulującą jednak determinację władz Kremla. Opisany wcześniej wariant zdobywania wpływów w państwach dawnego Układu Warszawskiego oraz w basenach dwóch mórz niekoniecznie musi się odbywać na drodze militarnej. Chociaż dzisiaj trudno wykluczyć również to rozwiązanie. Putina do takiego posunięcia może sprowokować zarówno trudna sytuacja wewnętrzna Federacji, jak i jego własne, wyimaginowane przekonanie o misji jaką ma do spełnienia jako kontynuator polityki carów Wielkiej Rosji.

Europa i reszta świata dzisiaj powinna się wsłuchać w retorykę jaką posługuje się Putin i jego otoczenie w odniesieniu do 143 milionów mieszkańców Federacji Rosyjskiej, będącej zlepkiem wielu narodowości. Ta retoryka izoluje Rosję, pokazuje świat zewnętrzny pełen zagrożeń, zgnilizny, prześladowań, nacjonalizmów a nawet faszyzmu. To retoryka, która ma wywołać niechęć Rosjan do świata. Ma wzbudzić nienawiść i utrwalić przekonanie, że Putin jest jedynym obrońcą cywilizacji, moralności i ładu światowego. To retoryka dawnego Związku Radzieckiego, gotowego w imię „bratniej pomocy” i „budowy nowego ładu” zniewalać narody i nieść zniszczenie.

Europa bez Rosji przetrwa

Rosja bez Europy skazana będzie na samounicestwienie. Ponad 80 procent dochodu narodowego Rosji stanowią wpływy z gazu i ropy sprzedawanej na zachód. Pozostałe segmenty gospodarki Federacji stanowią tak niewielki udział w dochodzie państwa, że nie ma mowy o utrzymaniu go w tym kształcie gospodarczym i w efekcie geograficznym, jeśli zostanie przerwany dochód ze sprzedaży surowców energetycznych. Dochód ten i tak w lwiej części konsumuje rosyjska oligarchia. Niedobory budżetowe nie pozwalają na sprawne funkcjonowanie państwa. Pogłębia się kryzys. Globalizacja gospodarki UE sprawia, że rynki europejskie są coraz bardziej wymagające i podlegające narastającej ochronie. Rosja coraz mniej może liczyć na swoje – często bardzo mocne – wpływy w różnych państwach Europy. Nie może liczyć w pełni na część krajów bałkańskich, przeżartych korupcją.

Grupa korumpowanych w danym państwie ulega uzależnieniu, ale część z niej, trafiając na odpowiednie warunki, ulega uniezależnieniu. Ta ostatnia, to grupa wysokiego ryzyka dla Rosji, bowiem może się stać w każdej chwili nielojalna. Może też przejmować część lub całość aktywów w inwestycjach zagranicznych mających znaczenie nie tylko gospodarcze. To również powód dla którego Federacja staje się coraz bardziej „nerwowa” w polityce zagranicznej.

Rewolucja na Ukrainie, która jak się wydaje, miała przynieść korzyści Rosji, staje się coraz większym zagrożeniem. Nie tylko w wymiarze wizerunkowym Putina. Zapowiadane procesy wobec członków poprzedniego rządu Ukrainy, związane z podejrzeniem o defraudację państwowych pieniędzy, mogą uruchomić lawinę informacji o związkach i zależnościach z oligarchią przedstawicieli świata polityki i biznesu nie tylko na wschodzie. To mogłoby spowodować rewizję wielu działań gospodarczych z udziałem kapitału rosyjskiego, a w efekcie zablokować dość znaczne wpływy płynące do Federacji z rynków Europy.

Wojna w Europie?

Dzisiaj już nikt nie wątpi, że taki scenariusz jest możliwy. I nie chodzi tutaj tylko o wschodnie regiony Ukrainy. Teoretycznie Rosjanie mogą dotrzeć do Kijowa w ciągu kilku godzin! Najbliżej byłoby armii Federacji do stolicy Ukrainy z terenów Białorusi, która wystąpiła do Putina o przekazanie przez Federację samolotów podobno do obrony przed siłami NATO.

Jeśli nastąpi atak, to zapewne Putinowi będzie już obojętne, czy Zachód upomni się tylko o Krym i wschodnie regiony, czy również o Kijów. Z przyczyn strategicznych nie można wykluczyć, że front sięgnąłby w pierwszej fazie aż do oddalonego o 140 km od Polski Równego, w którym znajduje się elektrownia atomowa.

Co może nastąpić później? Federacja nie zatrzyma się już tylko na Krymie…

Andrzej Klimczak

Tekst ukazał się w nr 4 (392), 1 – 15 marca 2022

Source: Nowy Kurier Galicyjski