W czasie wojny rodzice z niepełnosprawnymi dziećmi znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Brak leków i problem z przemieszczaniem się powodują, że walka o zdrowie i życie jest dużo trudniejsza.
Pani Hałyna wraz z chorym synem wyjechali z Ukrainy do Polski. Lwowianka nigdy nie myślała, że będą zmuszeni opuścić swój dom. Jednak rosyjska inwazja na Ukrainę nie zostawiła im wyboru.
– Jest to dla mnie bardzo trudne i przerażające. Mój syn ma rdzeniowy zanik mięśni. Ukrywanie się w schronie przeciwbombowym jest dla nas bardzo trudne. On nie chodzi, trzeba go znosić na rękach. Ja nie daje rady. Zdarzało się, że on bał się i płakał. Mówił: „Mamo, strzelają, ale do nas nie będą strzelać?” – opowiedziała o swoich przeżyciach Hałyna Dema.
Schronienie w Polsce znalazło ponad 60 matek z dziećmi niepełnosprawnymi z Ukrainy. Głównie są to rodziny zrzeszone przy Centrum Edukacyjno-Rehabilitacyjnym „Źródło” we Lwowie.
– Jestem matką dwóch dziewczynek. Bardzo się martwię. Dzieci pytają mnie: „Mamo, dlaczego idziemy spać ubrani? Co to jest wojna? Dlaczego zabija dzieci? Dlaczego zabija ludzi?”. Nie wiem, co im powiedzieć. Może jeszcze nie wszystko rozumieją, ale wszystko widzą. Martwię się o swoje dzieci. – powiedziała Olha Jastryb ze Lwowa.
Jednak teraz dzięki ludziom z Wielkimi Sercami rodziny czują się bezpiecznie.
– Matki z chorymi dziećmi oraz niewidomi jadą tam, gdzie nie słychać wycia syren i nie ma strachu. Życzę wszystkim, aby nigdy nie zaznali wojny i zagrożenia życia. Aby ich rodziny były razem, nie były rozdzielane. Dzisiaj matki jadą z dziećmi, a ojcowie zostają, aby walczyć – zaznaczyła Ludmiła Krutyk, opiekunka grupy.
Ewakuacja osób niepełnosprawnych odbyła się przy wsparciu Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie.
Karina Wysoczańska
Andrzej Leusz
Source: Nowy Kurier Galicyjski