Dzwony czy armaty

W chwilach wolnych od lockdownu możemy w Muzeum Historycznym miasta Lwowa oglądać niezwykle ciekawą wystawę „Dzwony czy armaty”. Organizatorem i kuratorem wystawy jest Petro Słobodian, kierownik działu „Muzeum Historii Nauki i Techniki”.

Petro Słobodian, fot. Jurij Smirnow / Kurier Galicyjski

Jest to kolejna wystawa bogatych zbiorów muzealnych, które tylko z okazji wystaw bieżących można ocenić i podziwiać. Poza bogactwem zbiorów muzealnych trzeba jeszcze entuzjastów, muzealników zafascynowanych swoją pracą, chętnych podzielić się wiedzą z ogółem społeczeństwa. Takimi osobami są kurator wystawy Petro Słobodian oraz dyrektor Muzeum Historycznego dr hab. Roman Czmełyk. W swojej historii lwowskie Muzeum Historyczne miało szczęście do takich entuzjastów i Uczonych z wielkiej litery, zaczynając od organizatora muzeum dr. Aleksandra Czołowskiego i kustosza Muzeum im. Króla Jana III Sobieskiego dr. Rudolfa Mękickiego (współczesne Muzeum Historyczne m. Lwowa kontynuuje tradycje właśnie tych dwóch zasłużonych instytucji muzealnych).

Zaś wśród pracowników naukowych muzeum ludwisarstwem zajmował się znany badacz tematu dr Karol Badecki. Właśnie on sto lat temu, w roku 1920 zorganizował w salach muzealnych „Wystawę zdobnictwa ludwisarskiego”. Wystawa, pierwsza taka w Polsce niepodległej, nie tylko dała „wyczerpujący pod względem historycznym obraz rozwoju dwu głównych gałęzi produkcji dawnego kunsztu ludwisarskiego (puszkarskiego), tj. obraz rozwoju odlewnictwa armat i dzwonów na ziemiach Małopolski, od głębokiego średniowiecza po koniec XIX wieku”, ale też podsumowała walkę muzealników i konserwatorów lwowskich w sprawie ocalenia dzwonów w czasach I wojny światowej przed rekwizycjami austriackimi i rosyjskimi. Wtedy zarekwirowano i przelano na działa wiele cennych zabytkowych dzwonów, pamiątek galicyjskiej historii i sztuki. Na szczęście udało się też wiele okazów uratować i Lwów ma teraz w zbiorach muzealnych iście unikatową kolekcję. Zabytkowe dzwony zachowały się też w starych świątyniach i zadaniem współczesnych konserwatorów i muzealników jest niedopuszczenie do ich zniszczenia lub przetopienia.

Fot. Jurij Smirnow / Kurier Galicyjski

Mówiąc o zabytkowych dzwonach, nie można pominąć nazwiska jeszcze jednego pasjonata i gorącego ich miłośnika – lwowskiego historyka sztuki i konserwatora zabytków Bogdana Janusza. Bardzo blisko do serca przyjął on barbarzyńskie rekwizycje dzwonów, pisał artykuły do gazet lwowskich, osobiście ratował dzwony przed zniszczeniem, apelował do władz i społeczeństwa, wyjaśniał i objaśniał ich znaczenie dla kultury i tradycji narodu. W sierpniu 1917 roku podczas kolejnej austriackiej rekwizycji dzwonów pisał w „Gazecie Kościelnej”: „Dzwon dla chrześcijan nie jest zwykłym sprzętem kruszcowym, lecz jakby istotą, poświęconą służbie Bożej. Wśród wzniosłych ceremonii, poświęca go na wyłączną chwałę Boga tylko biskup, ubrany w szaty pontyfikalne i mitrę, z pastorałem w ręku (…) Dawano im na chrzcie imiona świętych i królów, albo przezwiska pieszczotliwe. Przypisywano im moc nadzwyczajną”. Katedra miała dzwonów co najmniej pięć, kolegiata trzy, a kościół parafialny dwa. Z dzwonami łączyły się ceremonie kościelne i zwyczaje ściśle narodowe, jak na przykład dzwonienie za dusze poległych za ojczyznę.

Dzwon uratowany przed rekwizycją, fot. Jurij Smirnow / Kurier Galicyjski

Bogdan Janusz i Karol Badecki zbadali i ułożyli każdy z osobna listę wszystkich dzwonów świątyń lwowskich. Materiały te są unikatowym świadectwem historycznym i wskazówką dla współczesnych badaczy dzwonów. Kustosz Petro Słobodian powiedział, że niestety przykładów, kiedy dzwony zostały przetopione na armaty, jest bardzo dużo, zaś odwrotnie – to wielka rzadkość. Jednym z przykładów historycznych była historia dzwonu „Stanisław” z Żółkwi. Znajdujemy opis tego dzwonu w dziejach kościoła pw. św. Wawrzyńca męczennika. Otóż, jak pisał w 1868 roku „Dodatek do Gazety Lwowskiej”: „Nie należy pominąć wielkiego dzwonu w kościelnej dzwonnicy, sprawionego przez króla Jana III Sobieskiego. Po jednej jego stronie znajduje się wyobrażony św. Stanisław, po drugiej napis łaciński: „Najświętszego króla Jana Trzeciego pobożną szczodrobliwością roku 1692 po pożarze całego miasta, kościoła i dzwonnicy roku 1690, w miesiącu Maju, przelany tegoż miesiąca w większym kształcie w Gdańsku”. Inne napisy wyjaśniają, że dzwon Stanisław był odlany we Lwowie w roku 1608, kosztem Reginy z Felsztyna Żółkiewskiej, małżonki wielkiego hetmana koronnego i kanclerza Stanisława Żółkiewskiego. Podczas pożaru dzwon stopił się i właśnie wtedy prawnuk Żółkiewskich król Jan III Sobieski kazał odlać nowy dzwon, ale większy i cięższy i dodał do stopionego metalu kilka dział zdobytych na Turkach podczas walk na Bukowinie pod Suczawą.

Wystawa w Muzeum Historycznym jest poświęcona historii ludwisarstwa lwowskiego, ale też kunsztowi ludwisarskiemu, gdyż odlewanie dzwonów i armat było nie tylko sprawą użytkową, ale też sztuką, a prawdziwy ludwisarz był nie tylko rzemieślnikiem, ale też mistrzem, artystą rzeźbiarzem. Można niewątpliwie przekonać się o tym, oglądając szlachetne kształty dzwonów przedstawionych na wystawie, również zdobienie ornamentalne, napisy i płaskorzeźby na płaszczach dzwonów.

Petro Słobodian już od 15 lat zbiera informacje o lwowskich i galicyjskich dzwonach. W tym czasie odwiedził wiele miejsc, często oddalone karpackie wioski, w których znajdują się stare cerkwie i zabytkowe dzwony. Odnalezione dzwony fotografował, opisywał, wnosił do swoich katalogów. Uświadamiał też miejscowych księży i parafian wartość i historyczne znaczenie starych dzwonów. Na wystawie znajdują się liczne zdjęcia wykonane przez niego podczas tych ekspedycji terenowych. Na przykład dzwon odlany w roku 1556, który znajduje się w cerkwi wsi Tychonowyczi w rejonie starosamborskim, czy też dzwon z 1599 roku ze wsi Potylicz w rejonie żółkiewskim. Znaczną wartość historyczną i artystyczną ma dzwon z cerkwi św. Mikołaja w Starym Samborze, opisany i sfotografowany przez Petra Słobodiana. Uważa on, że ten dzwon mógł być odlany we Lwowie w warsztacie znanego ludwisarza Kaspra Frankego. Z jego warsztatu pochodzi też przedstawiony na wystawie dzwon odlany w 1633 roku do świątyni Wniebowzięcia NMP w Rozdole. Kasper Franke prowadził we Lwowie swój warsztat w I połowie XVII wieku i pochodził ze znanej rodziny ludwisarzy. Wśród przedstawicieli tej dynastii są imiona Jerzego Frankego (ojca Kaspra), a także Jana i Andrzeja Frankego. Kasper Frank potwierdził swój talent i wysokie zawodowe umiejętności wykonując w 1639 roku figurę św. Michała Archanioła, którą ozdobiono Arsenał Królewski. Jak pisał Karol Badecki, „św. Michał został odlany z wielką wprawą techniczną w 1639 roku z polecenia Pawła Grodzickiego, obersta armaty koronnej (Artilleriae Regni Prefecti) przez znakomitego ludwisarza lwowskiego Kaspra Frankego. Św. Michał „z lautercynu” zharmonizowany doskonale z brązowym smokiem starszej roboty włoskiej (z początku XVI w.) zdobił ongiś arsenał Władysława IV za kościołem lwowskich oo. Dominikanów, a dziś jest jedynym okazem pomnikowego dziedzictwa lwowskiego i (…) należy do najcenniejszych zabytków i pamiątek Muzeum Historycznego m. Lwowa”. Dziś św. Michała możemy oglądać na stałej ekspozycji Muzeum Arsenału, który jest jednym z działów Muzeum Historycznego. Ciekawostką jest, że w XIX wieku figura św. Michała stała na placu arcyksięcia Ferdynanda (przemianowanym w 1871 roku na plac Mariacki, obecnie plac Mickiewicza) w miejscu, gdzie teraz stoi figura Matki Boskiej, która wcześniej, od 1862 roku ustawiona była pośrodku placu i dopiero w połowie lat 90. XIX w. została przeniesiona na teraźniejsze miejsce. Figurę św. Michała władze miejskie przekazały wówczas do Ratusza pod ochronę archiwariusza miejskiego dr. Aleksandra Czołowskiego. Trafiła pod jego opiekę bez skrzydeł, zniszczonych przez nieznanych bliżej sprawców (takich też nie brakowało w wieku XIX). Dopiero po tych przygodach święty Archanioł znalazł swoje miejsce w Muzeum Historycznym.

Jurij Smirnow

Source: Nowy Kurier Galicyjski