Na wystawie w Muzeum Historycznym przedstawione są pięć zabytkowych dzwonów. Największy ma wagę 300 kg i znajduje się nie na sali wystawowej, lecz na dziedzińcu Kamienicy Królewskiej. Oglądał go każdy, kto zwiedzał krużganki tej kamienicy, znane też pod nazwą „dziedziniec włoski”. Mniej znana jest jego historia.
Dzwon został odlany w 1588 roku, o czym świadczy inskrypcja na jego płaszczu: „Ten dzwon dał ulacz Pan Stanisław Żółkiewski wojewoda ruski Panu Bogu ku czci ku chwale 1588”. Wojewoda ruski Stanisław Żółkiewski był ojcem wielkiego hetmana koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Po śmierci spoczął w krypcie katedry lwowskiej, zaś syn wystawił ku jego pamięci wotywny ołtarz. Odlana z brązu tablica z postacią wojewody w pełnym wzroście w zbroi, dzieło Jerzego Frankego, jednego z przedstawicieli dynastii ludwisarzy lwowskich. Dzwon ten otrzymał imię „Stanisław”, nazywano go również „Anioł Pański”. Nie jest znane imię mistrza, który odlał dzwon, ale mógł nim być tenże Jerzy Franke. Karol Badecki był iście zauroczony tym dzwonem i poświęcił mu taki opis: „przepiękny w profilu, w kształtną koronę wyposażony i czysty w odlewie (…) Ten najstarszy zachowany we Lwowie dzwon łaciński, prawdopodobnie wyrób miejscowego ludwisarza-anonima, który arcydzieło swego kunsztu przyozdobił niespotykaną w tym czasie jeszcze w epigrafice dzwonową inskrypcją polską”. Trzeba wyjaśnić, że wówczas napisy robiono łacińskie.
Dzwon „Stanisław” został ofiarowany klasztorowi ojców bernardynów we Lwowie i był zawieszony na dzwonnicy kościelnej do 1917 roku, kiedy padł ofiarą wojennych rekwizycji austriackich. Nie zważając na zabytkowy charakter dzwonu i wysoką klasę odlewu, wojskowe władze austriackie ściągnęły go z dzwonnicy i przeznaczyły na zniszczenie. Na szczęście wszystkie dzwony przed wysyłką na przetopienie badała Komisja Galicyjskiego C.K. Urzędu Konserwatorskiego. W rezultacie niektóre zabytkowe dzwony udało się uratować. Dzwon „Stanisław” wykupiło z rekwizycji i inicjatywy K. Badeckiego Muzeum Historyczne. Od tego czasu znajduje się w jego zbiorach.
Jeszcze jeden wykupiony dzwon pochodził z XVI wieku i też został włączony do kolekcji muzealnej. Można było zobaczyć go na opisanej wyżej wystawie. Waga jego 37,5 kg, ozdobiony alfabetową dekoracją cyryliczną, czyli na otoku szyi ma litery alfabetu cyrylicznego. Jak objaśnił kurator wystawy Petro Słobodian, są to pierwsze litery słów modlitwy. On również opowiedział historię kolejnego dzwonu z warsztatu Kaspra Frankego.
Dzwon „Św. Jerzy” powstał w 1633 roku i był zamówiony przez hospodara mołdawskiego i wielkiego sędziego Mołdawii Wasyla Lupula, teścia Tymosza Chmielnickiego, syna hetmana Bogdana. Hospodar Lupul fundował ten dzwon do cerkwi św. Jerzego w Suczawie. Waga jego to 237 kg. Napis fundatora mołdawskiego znajduje się „wkoło szyi nad ornamentem fryzowym i zakończony ligaturowym monogramem ludwisarza Kaspra Franke, który w inskrypcji rozmieszczonej na pierścieniu odsercowym podpisał się najwyraźniej: „Divino avxilio fvdit me Caspar Frank Leopoli Anno Domini 1633””. Otóż odlany we Lwowie dzwon powędrował do Suczawy, ale 50 lat później podczas mołdawskiej wyprawy króla Jana III Sobieskiego padł łupem wojsk królewskich i pułkownik Michał Florian Rzewuski zabrał go do rodzinnego Rozdołu w Ziemi Lwowskiej, gdzie ofiarował do cerkwi Uśpienia NMP. Na dzwonnicy cerkwi znajdował się dzwon aż do rekwizycji austriackich, kiedy zważając na walory artystyczne wykupiło go od zniszczenia Muzeum Historyczne. Dzwon znajdował się na wystawie w muzeum do 1920 roku, a następnie był przekazany z powrotem do Rozdołu, gdzie szczęśliwie znajduje się po dzień dzisiejszy. Nie tak dawno Petro Słobodian odwiedził ten dzwon i zrobił zdjęcia, które można zobaczyć na wystawie. Jeszcze Karol Badecki zwrócił uwagę na unikatowe artystyczne walory dzwonu, mianowicie „ma on na czapce sześcioramienną koronę z maszkaronami”, zaś na płaszczu płaskorzeźbę św. Jerzego walczącego ze skrzydlatym smokiem, „który to relief jest silnym naśladownictwem kamiennej płaskorzeźby, zdobiącej północną ścianę Kaplicy Boimów”.
Na wystawie możemy zobaczyć jeszcze jeden dzwon odlany w XVII wieku we Lwowie przez również przedstawiciela dynastii Franke Andreasa. Pochodzi dzwon z 1643 roku i był zamówiony do kościoła w Dubnie na Wołyniu przez miejscowego proboszcza ks. Stanisława Sławka. W swojej historii dzwon wędrował po Wołyniu niejeden raz zmieniając miejsca i świątynie. Już w latach powojennych znany historyk sztuki Pawło Żołtowski znalazł go w Kowlu i przywiózł do zbiorów Muzeum Etnograficznego we Lwowie. Stąd właśnie i został wypożyczony na wystawę.
Kustosz Petro Słobodian również dokładnie opowiada o rekwizycjach wojennych z czasów I wojny światowej. Otóż według obliczeń badaczy lwowskich tylko władze wojskowe austriackie zarekwirowały w Galicji Wschodniej 2233 dzwony, o ogólnej wadze 186 ton. Do tego trzeba dodać nieobliczone bliżej chaotyczne rekwizycje w latach 1914-1915 przeprowadzone przez okupacyjne władze rosyjskie. „Kurier Lwowski” 15 marca 1917 roku w artykule „Dzwony polskie w Rosji” donosił, że z różnych miejscowości na terenie Polski wywieziono do Rosji 6511 dzwonów.
Sprawa rekwizycji dzwonów kościelnych przez władze austriackie nabrała aktualności jesienią 1915 roku. Ministerstwo Wyznań i Oświaty zarządziło przeprowadzenie dokładnego ich spisu we Lwowie, a także na prowincji. Każda parafia miała przedstawić specjalny formularz obejmujący informację o dzwonach, z uwzględnieniem ich wieku i wagi. C.K. Centralny Urząd Konserwatorski orzekł, że spod rekwizycji będą wyłączone dzwony zabytkowe, historyczne, wykonane przed wiekiem XVIII, o ile mają charakter artystyczny, płaskorzeźby, ornamenty i napisy. Do tego czasu w Galicji Wschodniej nikt dokładnie nie badał dzwonów i nie orientował się co do ich ilości i wartości artystycznej. Po ukończeniu czynności przygotowawczych władze wojskowe przystąpiły w sierpniu 1916 roku do zdejmowania dzwonów.
Na terenach Galicji Wschodniej zajętych przez wojska rosyjskie rekwizycje odbywały się bez żadnego planu i formalności. Dzwony zabierano bez opłaty i nie biorąc pod uwagę historycznej i artystycznej ich wartości. Z prowincji do kurii biskupich napływały informacje o takiej, na przykład, treści: „podczas odwrotu Rosjan z Galicji zabrano nam dzwony w niedzielę podczas nieszporów bez żadnego poprzedzenia! Razem 5 dzwonów z 2 kościołów” (powiat Zbaraż, parafia Milno). Inny archiwalny dokument donosi z parafii Podwysockie: „Moskale zabrali w 1915 roku trzy dzwony z kościoła. Władze wojskowe austriackie zarekwirowały w roku 1916 trzy dzwony z kaplicy (nawet mały z 1749 roku). Nie ma w tutejszej parafii ani jednego dzwona”.
Nie wszystkie dzwony jednak władze wojskowe zdążyły zniszczyć. Austriacy wysyłali dzwony do fabryk wojskowych w Witkowicach i Ostrawie Morawskiej na Czechach. 25 września 1916 roku „Kurier Lwowski” pisał, że „dzięki interwencji Centralnej Komisji dla ochrony zabytków zarekwirowane we Lwowie i w Galicji Wschodniej dzwony przez pomyłkę z powodu odczytania napisów i dat dzwony starszego pochodzenia zostaną po przeprowadzeniu dokładnej rewizji w głównej składnicy w Morawskiej Ostrawie zwrócone kościołom i cerkwiom”.
U Rosjan dzwony można było wykupić chyba że za łapówkę. W prasie lwowskiej została opisana historia, dotycząca losów historycznego dzwonu z klasztoru ojców dominikanów w Podkamieniu koło Brodów. Przeor konwentu o. Dominik Kyzanowicz opowiadał, że „dnia 24 czerwca 1915 roku zostały zabrane przez władze rosyjskie 4 dzwony. Jeden największych miał niezwykle pamiątkowe znaczenie, gdyż był to dzwon tzw. „koronacyjny”, czyli ulany z okazji koronacji cudownego obrazu Najświętszej Maryi Panny około roku 1727, a mianowicie ze złotych i srebrnych wotów pobożnego ludu, składanych tutaj licznie z wdzięczności za otrzymane łaski. Wotów przetopionych na ulanie dzwonu musiało być bardzo wiele, gdyż klasztor przeżywał wówczas najpiękniejsze chwile swego rozwoju, największe do siebie ściągał rzesze pielgrzymów ze wszystkich stron. Materialna wartość dzwonu również była tym samym niezwykle wielka. Ton jego był wprost imponujący (…) Przez wywiezienie przez Rosjan dzwonów, klasztor widzi się zatem nie tylko dotkliwie materialnie pokrzywdzonym, ale nadto moralnie, bo pozbawionym jeszcze jednej drogocennej pamiątki, których już tak wiele podczas wojny stracił”. Rosjanie wywieźli dzwony do magazynów artyleryjskich w Kijowie. Właśnie tam odnalazł ten dzwon hrabia Ludgard Grocholski i zawiadomił przeora klasztoru.
Dzwony nie zostały przelane na cele wojenne z powodu „zastoju wszystkich niemal fabryk w Rosji”. Tymczasem Kijów w 1918 roku zajęły wojska niemieckie i austriackie. Przeor zwrócił się do C.K. Centralnej Komisji w Wiedniu „o łaskawe poczynienie w tym względzie stosownych i skutecznych kroków” i dzwon wrócił do Podkamienia.
Z biegiem działań wojennych i ciężką sytuacją ekonomiczną Austro-Węgier, w 1917 roku przeprowadzono drugą i trzecią rekwizycję dzwonów. Władze wojskowe działały tym razem brutalnie i prawie nie brały pod uwagę opinii konserwatorów i duchowieństwa. Z dachów świątyń lwowskich zdejmowano blachę miedzianą, wojsko zbierało się demontować na przelanie pomniki zdobiące place lwowskie. 17 lipca 1917 roku „Głos Narodu” donosił, że podczas trzeciej rekwizycji zabrano większość dzwonów z XVII-XVIII wieków, zaś do użytku we wszystkich lwowskich kościołach i cerkwiach pozostało około 30 dzwonów. Miedzianą blachę zdjęto z dachów kościołów ojców bernardynów, św. Elżbiety, bazyliki katedralnej rzymskokatolickiej i katedry ormiańskiej. Również zdjęto blachę miedzianą z dachu gmachu Teatru Miejskiego (Opery lwowskiej).
Nawet z aptek zabierano naczynia i moździerze z metali kolorowych. Władze wojskowe wydały rozporządzenie o rekwizycji nawet cynowych piszczałek organowych. Z katedry ormiańskiej, jak świadczą dokumenty archiwalne, arcybiskup Józef Teodorowicz osobiście wypędził Austriaków, „którzy zasłaniając się rozkazem wojskowości zamierzały przystąpić do rozbiórki i ewentualnej rekwizycji piszczałek wewnętrznych organowych”.
Parafianie byli bardzo przywiązani do swoich dzwonów i ratowali je jak tylko mogli. Powszechne były sytuacje, kiedy dzwony w ukryciu przed władzami zakopywano w ziemi. Dochodziło do niesamowitych kolizji. 23 lipca 1918 roku gazeta „Depesza Lwowska” pisała, że „ogłoszono o uwięzieniu księży, członków zarządów kościelnych i obywateli z miejscowości Krychówki, Skibniowa i Rozbity Kamień powiatu sokalskiego za ukrywanie dzwonów. Aresztowani pozostaną w areszcie dopóki dzwony się nie znajdą”.
Kurator wystawy Petro Słobodian zwrócił również uwagę, że na wystawie znajduje się zestaw czyli „serwis” półmisków cynowych w liczbie 91 sztuk, pochodzący z klasztoru sióstr sakramentek we Lwowie, który też został zarekwirowany przez wojskowość, ale wykupiony przez Karola Badeckiego dla zbiorów Muzeum Historycznego. Wśród półmisków niektóre są wykonane we Lwowie, inne w Gdańsku, ale są nawet zrobione w Londynie. O ich pochodzeniu świadczą wybite znaki rzemieślników i cechów. Lwowscy ludwisarze byli zrzeszeni w cechu złotników, malarzy i konwisarzy. Nazywano ich w dokumentach magistrackich w języku łacińskim również bombardifices lub pixidarii. Na wystawie można zobaczyć moździerze z aptek lwowskich, wykonane przez tychże rzemieślników, którzy odlewali dzwony i armaty.
Jurij Smirnow
Source: Nowy Kurier Galicyjski