Następnego dnia, 26 maja 1919 r., o godzinie 11:00 Antoni Deblessem otrzymał osobiste sprawozdanie od Kazimierza Grodzickiego, który poinformował, że zajął miasta Tyśmienica i Tłumacz, uzupełnił szeregi ochotnikami z Tłumacza i okolic oraz planuje rozwinąć ofensywę na Niżniów, ale do tego potrzebuje dalszych uzupełnień. Ponadto podawał, że na tym odcinku kolei kursuje pociąg pancerny UHA, który osłania wycofywanie wojsk ukraińskich. Komendant zabronił kontynuowania ofensywy i dostarczył posiłki w liczbie stu ludzi pod dowództwem por. Czesława Hofmokla. Spodziewano się także wzmocnień z rampy kolejowej w sile dwóch haubic z jednej baterii, która operowała na tym odcinku. Jednak rtm. Sponar nie wyszkolił odpowiednio dobrze strzelców, co później doprowadziło do strat po stronie polskiej. Por. Czesław Hofmokl objął dowództwo nad grupą „Tyśmienica” i tego samego dnia stoczył ciężką bitwę pod Pałahiczami z wojskami ukraińskimi, w której było dużo rannych i zabitych po obu stronach. Nie ma jednak informacji o tej bitwie w ukraińskich i polskich źródłach oraz wspomnieniach. Po bitwie pod Pałahiczami członkowie POW zajęli i rozbroili wsie w kierunku Niżniowa.
W Pałahiczach rozlokowano patrol POW składający się z ośmiu osób – Stanisława Dębonia, Stanisława Kraśnickiego, Józefa Kozickiego, Józefa Deniszczuka, Adolfa Kackiego, Adolfa Lizona, Izaaka Piotrowicza (pochodził z Tyśmienicy, Ormianin) oraz Mariana Dąbrowskiego (przebywał na stacji kolejowej Pałahicze pod Tłumaczem), do którego obowiązków należało zapewnienie ruchu pociągów i porządku publicznego na stacji. Wszyscy członkowie patrolu byli ubrani po cywilnemu i mieli opaski z oznaczeniem POW na ramieniu. Wieczorem 27 maja 1919 r. pociąg pancerny UHA przyjechał na stację Pałahicze. Wyszli z niego ukraińscy żołnierze, otoczyli stację i zatrzymali wszystkich członków POW. Wsadzono ich do pociągu pancernego i przewieziono do Niżniowa, gdzie znajdowały się ukraińskie pozycje. To właśnie te oraz późniejsze niepowodzenia stały się przyczyną powołania specjalnej komisji, przed którą zeznania składał Marian Dąbrowski – jeden z dwóch ocalałych z całego patrolu. Miał wówczas 16 lat, wyznania rzymskokatolickiego, uczył się w gimnazjum w Stanisławowie. Według niego, natychmiast po zatrzymaniu wszystkich peowiaków pobito kolbami karabinów po głowach i ciałach, a także dodano kolejnego więźnia, zatrzymanego Polaka Franciszka Pokoja.
Następnego dnia, 28 maja 1919 r., internowani Polacy z Niżniowa zostali przewiezieni do wsi Suchodół, gdzie przetrzymywani byli przez dwa dni bez jedzenia. Stosowano wobec nich także przemoc. Trzeciego dnia pobytu w Suchodole, 30 maja 1919 r., pilnujący Polaków ukraińscy żołnierze otrzymali rozkaz rozstrzelania przetrzymywanych. Według późniejszych wspomnień komendanta niżniowskiej grupy III Korpusu UHA kpt. Wołodymyra Bemki, opublikowanych w czasopiśmie „Kronika Czerwonej Kaliny”: „Wrogie cywilne oddziały działały we wszystkich wioskach. Ich zasięg sięgał aż do Niżniowa. Dziś jednak dostali dobrą lekcję, bo pociąg pancerny por. Rumenowicza został wysłany do Pałahicz, aby tam przepędzić bojówki Polaków, całkowicie pokonał jedną taką grupę oraz schwytał 9 członków i przejął cały pociąg z lokomotywą. Po przeprowadzeniu dochodzeń otrzymaliśmy rozkaz rozstrzelania na Dąbrowie tych dziewięciu osób jako buntowników. Kapitan UHA, którego nazwisko nie było znane Marianowi Dąbrowskiemu, początkowo sprzeciwiał się egzekucji Polaków, ale żołnierze grozili mu śmiercią, co spowodowało, że odstąpił od protestów. Fakt nieposłuszeństwa i groźby pod adresem starszego oficera świadczy o braku podporządkowania i wątpliwym morale żołnierzy UHA, podłamanych psychicznie wycofywaniem się armii ukraińskiej i niezadowalającymi warunkami zaopatrzenia oraz wsparcia zaplecza armii republiki, której istnienia świat nie chciał uznać. Zatrzymanych peowiaków wyprowadzono z domu, w którym ich przetrzymywano i zabijano. Z grupy przeżyli tylko Marian Dąbrowski i Adolf Lizon. Marian Dąbrowski został uratowany przez swojego znajomego, Ukraińca Drewnickiego, który wcześniej pracował dla ojca Dąbrowskiego. Drewnicki był żołnierzem UHA i przypadkowo przebywał na miejscu egzekucji peowiaków. Zabrał Mariana Dąbrowskiego, który został internowany w szpitalu w Czortkowie, gdzie był przez pewien czas leczony ze skutków pobicia”.
W swojej książce Antoni Deblessem przedstawił także wspomnienia Mariana Dąbrowskiego, które są bardziej szczegółowe niż protokoły z komisji śledczej. Tego dnia 27 maja 1919 r. grupa peowiaków pod dowództwem por. Głowackiego z Tyśmienicy dotarła do Pałahicz, skąd 12 osób udało się z dowódcą do Tłumacza zabierając ze sobą karabin maszynowy. Reszta, na czele z Rostokiem, została na stacji. Sam Rostok pozostał w zaimprowizowanym powozie z uprzężą, gdzie ustawiono wartowników. Marian Dąbrowski, Adolf Lizon, Dreher i sześciu innych znajdowało się w budynku stacji. Strażnik, stojąc na ulicy nie ostrzegł pozostających wewnątrz budynku o przybyciu pociągu pancernego UHA, który natychmiast zaczął ostrzeliwać stację. Ukraińcy, głównie kolejarze, wysiedli z pociągu i zaczęli otaczać stację. Podczas zamieszania uciekli Kopkowicz, Dreher i jeszcze jeden, którego nazwiska Dąbrowski nie pamiętał. Peowiacy otworzyli ogień do Ukraińców. Wywiązała się walka, w której wyniku 9 członków POW dostało się do niewoli. Dreher zranił niemieckiego porucznika na służbie UHA w klatkę piersiową. Pod koniec walki leżącego na ziemi Dąbrowskiego podniósł znajomy Ukrainiec, którego jednak Dąbrowski później nie wskazał z nazwiska. To właśnie ten człowiek zabrał Dąbrowskiego do pociągu pancernego, w którym trzymano już innych peowiaków. Tam odebrano mu buty, zegarek i pieniądze.
Z internowanymi do końca był Adolf Lizon, który w sobotę otrzymał 25 batów i został zwolniony. Faktem jest, że był postrzegany jako chory psychicznie, bo ukraiński kolejarz Iwan Jajecznik często mówił do niego – „Ty, głupy Dolka”. W Stanisławowie Lizon był znanym ulicznym sprzedawcą gazet.
Podczas prac komisji w Niżniowie 22 lipca 1919 r. jednym z głównych świadków był 59-letni leśniczy Bronisław Oster. Przedstawił on zupełnie inną wersję wydarzeń. 30 maja 1919 r. wraz z synem Kazimierzem zostali oni zatrzymani przez ukraińskich żołnierzy, którzy splądrowali ich dom i przewieźli na stację kolejową w Niżniowie. Tam dodano ich do grupy dziewięciu Polaków przetrzymywanych w Palahiczach, którzy – widać było – zostali dotkliwie pobici. Ze stacji jedenastu Polaków zostało przewiezionych przez most nad Dniestrem na podwórze gospodarstwa Wasyla Dolisznego. Nieznany ukraiński oficer nakazał wysłanie Bronisława Ostera i jego syna do sądu wojskowego w Monasterzyskach, a dziewięciu Polaków wywieziono na pobliskie wzgórze, gdzie słychać było tylko strzały. Inną, dość nieoczekiwaną wersję tych wydarzeń, podał dowódca POW w Niżniowie Jan Wasylik. Między Kłubowcami a Pałahiczami, w pobliżu stacji kolejowej, 26 maja 1919 r., podczas wycofywania wojsk ukraińskich, zatrzymano pięcioosobowy patrol z Tyśmienicy. Pojmanych zabrano do Niżniowa, gdzie rozstrzelano ich na Górze Dąbrowa. Następnie zostali uroczyście ponownie pochowani na cmentarzu w Tyśmienicy. Trudno powiedzieć, czy byli to pozostali polegli peowiacy, czy też Jan Wasilik pomylił miejsca ich pochodzenia. Najprawdopodobniej chodziło o te same osoby, które pochowano potem w Stanisławowie.
Wiadomość o śmierci patrolu peowiaków przyniósł do Stanisławowa Adolf Lizon, który 6 czerwca 1919 r. poinformował o tym rodziny poległych. Następnego dnia, 7 czerwca 1919 r., rodzice i krewni Szymona i Julii Dębońskich, Heleny Kraśnickiej, Karoliny i Ignacego Deniszczuków wyjechali do Suchodołu. Na podstawie wskazówek Adolfa Lizona znaleziono wspólny zbiorowy grób peowiaków. W obecności żandarmerii przystąpiono do ekshumacji grobu. Znaleziono w nim chaotycznie wrzucone do dołu grobowego ciała siedmiu zabitych. Po ekshumacji wszystkie zwłoki przewieziono do Stanisławowa tego samego dnia, a 8 czerwca 1919 r. badania przeprowadzili lekarze kryminolodzy.
Badania przeprowadził dr Stanisław Kubisztal w obecności mjr. Gustawa Rutki, por. Zdzisława Janickiego oraz świadków – Tadeusza Bubnickiego i Wiktora Kappy. Stwierdzono, że peowiacy zostali zamordowani w okolicach Niżniowa pod koniec maja 1919 roku. Ciała zostały przewiezione koleją do Stanisławowa, ale ze względu na fakt, iż były w stanie postępującego rozkładu, utrudniało to ich identyfikację nawet rodzinie.
Pogrzeb zmarłych peowiaków odbył się w Stanisławowie 9 czerwca 1919 r. z udziałem dużej liczby osób. Wszyscy oni zostali pochowani na cmentarzu rzymskokatolickim przy ulicy Sapieżyńskiej, w jednej zbiorowej mogile. Na początku lat 30. XX w. Józefa Fuchsówna powołała komitet budowy nagrobka poległych peowiaków. Zebrawszy fundusze komitet postawił pomnik, który został zniszczony dopiero podczas niszczenia cmentarza na początku lat 80. XX w. przez władze sowieckie. Według dokumentacji cmentarnej, mogiła pochowanych peowiaków znajdowała się na Nowym Polu cmentarza, w sektorze VII-2, który wówczas nazywano „Małą alejką Siedmiu Poległych”. Według miejscowego historyka Iwana Bondariewa grób peowiaków znajdował się w pobliżu północnej ściany cmentarza, niedaleko nowoczesnej niedziałającej publicznej toalety na Placu Pamięci.
W sprawie śmierci peowiaków przeprowadzono śledztwo i w 1919 r. odbył się proces przeciwko ukraińskim kolejarzom – Iwanowi Jajecznikowi, Iwanowi Bagrijowi oraz Jewstachijowi Olijarnikowi. W sądzie dr Stanisław Kubisztal, który przeprowadził wcześniej wspomniane kryminalistyczne badanie lekarskie zamordowanych, udowadniał, że podsądni nie brali udziału w biciu, a sam fakt pobicia nie miał miejsca, co oburzyło miejscowych Polaków. W 1919 r. Iwan Bagrij został ciężko pobity przez Polaków w Czortkowie i zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. W 1920 r. wznowiono śledztwo i sąd, podczas którego Stanisław Kubiształ ponownie udowodnił niewinność oskarżonych. Iwan Jajecznik zmarł po procesie – uważa się, że prawdopodobnie był torturowany podczas śledztwa.
Petro Hawryłyszyn
Roman Czorneńki
Tekst ukazał się w nr 22 (386), 30 listopada – 14 grudnia 2021
Source: Nowy Kurier Galicyjski