Drogie Panie, idźcie na…!

Odpowiedziałam im po ukraińsku, one powiedziały, że nie rozumieją. Chciałam po polsku, ale okazało się, że dziewczyny nie znają języka państwa, w którym mieszkają. Rozmowa nie była długa, z nimi nie ma sensu rozmawiać, one są ogłupione kremlowską propagandą.

Przyjechałam do Polski na studia w ramach programu Erasmus dzień przed wybuchem wojny. Mój pierwszy poranek w Poznaniu zaczął się od wiadomości od taty: „Na Ukrainie rozpoczęła się wojna”. Wypłakałam wszystkie łzy. Czułam się fatalnie. Dlaczego teraz jestem tutaj, gdzie jest bezpiecznie, gdy moi krewni i przyjaciele chowają się w piwnicach? Dlaczego w tych trudnych czasach jestem tak daleko od domu? Gdybym musiała jechać dzień później, na pewno zrezygnowałabym z wyjazdu, po prostu nie potrafiłabym opuścić swojego kraju.

Pierwsze dwa dni byłam bardzo zestresowana, przygnębiona. Potem zrozumiałam, że swoim zachowaniem robię tylko gorzej, przede wszystkim sobie. Zrozumiałam, że płacz i rozgoryczenie w niczym nie pomogą. Wzięłam się w garść i dołączyłam do różnych zbiórek charytatywnych i demonstracji. Czułam potężne wsparcie Polaków. Czułam, że działaliśmy.

Czwartego dnia mojego pobytu w Polsce miało miejsce niemiłe zdarzenie. Przyszłam w wyszywance. Nie chciałam z nikim rozmawiać, byłam zajęta rozmyślaniami, co się dzieje w moim kraju. Obok mnie przechodziły dwie Rosjanki i umyślnie głośno powiedziały: „Stoi sama, czyta wiadomości… No nic, jeszcze trochę i nie będzie Ukrainy, będzie Małorosja”.

Rzecz jasna, że nie mogłam tego przełknąć. Odpowiedziałam im po ukraińsku, one powiedziały, że nie rozumieją. Chciałam po polsku, ale okazało się, że dziewczyny nie znają języka państwa, w którym mieszkają. Rozmowa nie była długa, z nimi nie ma sensu rozmawiać, one są ogłupione kremlowską propagandą. To wszystko słyszała pewna Polka, która była niedaleko. Ta pani trochę rozumiała zarówno język ukraiński, jak i rosyjski. Podeszła. Stała między nimi, lekko dotknęła ich ramion i powiedziała:

– Szanownie Panie, uprzejmie proszę się zamknąć!

Tylko że one nie znają polskiego! Po angielsku poprosiły o tłumaczenie. Wtedy dałam im taką samą odpowiedź, którą dali ukraińscy obrońcy Wyspy Wężowej rosyjskiemu okrętowi. W języku ukraińskim, oczywiście. Na pewno zrozumiały. Poszły sobie gdzieś…

Zrozumiałam, dlaczego teraz jestem tutaj. Jestem po to, żeby nie tylko się uczyć, lecz także żeby walczyć słowem i działaniem. Żeby pokazywać, że mój naród jest silny, a państwo jest niepodległe.

Przebywam w Polsce od tygodnia. Już byłam na dwóch wiecach przeciw rosyjskiej agresji, dołączyłam się do czterech zbiórek humanitarnych i trzech pieniężnych, jeszcze pomagam rodakom z tłumaczeniem. Wraz z przyjacielem sami zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy na zakup broni i lekarstw dla armii ukraińskiej. Cieszę się, że mogę coś zrobić dla swego kraju. Cieszę się, że jestem Ukrainką!

Wiktoria Prociw
studentka II roku filologii polskiej na Narodowym Uniwersytecie Lwowskim imienia Iwana Franki

Source: Nowy Kurier Galicyjski