Braterskie ramię z Poznania

Droga – to największa przygoda. Tym bardziej, gdy chodzi o drogę do ojczystych stron. Rozmawialiśmy o tym z delegacją Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, Oddział w Poznaniu.

Przyjechali, aby przed świętami bożonarodzeniowymi odwiedzić rodaków. Niezmiennym, ale jakże przyjemnym atutem tych spotkań były mikołajkowe prezenty. Prawie 700 km do granicy. A dalej – usypany śniegiem Lwów i wizyta w redakcji Kuriera Galicyjskiego. Gorąca kawa, herbata i dzielenie się doświadczeniem wyjątkowego tym razem przekroczenia granicy. A później krótka refleksja przed dalszą drogą.

Z prezesem TMLiKPW STANISŁAWEM ŁUKASIEWICZEM rozmawiał ANDRZEJ KOŃKO.

Czy nie zmęczyła was granica?
„Byłem dosłownie zaskoczony. Podjechaliśmy do granicy. Od razu tak szybko poszło i na polskiej, i na ukraińskiej stronie. W każdym razie nie trwało to dłużej niż godzina” – radośnie zeznaje Stanisław Łukasiewicz.

Może to ingerencja św. Mikołaja, bo wie dokąd i z jakim celem przybywacie?
Przyjeżdżamy do naszych podopiecznych. Mamy ich ponad 100 na liście, tych wszystkich ludzi tutaj, najbiedniejszych, samotnych, niepełnosprawnych i dzieci .Przyjeżdżamy tu, żeby przywieźć im paczki świąteczne i przekazać życzenia. A jeszcze jest to dla nich wiadomość, że my tam daleko, bo do Poznania jest ponad 700 km, o nich pamiętamy – tłumaczy szczegóły wizyty Stanisław Łukasiewicz.

Przy końcu roku istnieje tradycja pewnych podsumowań. Jakie zmiany dostrzegacie wśród swojej pracy społecznej?
Wyznaję, że przygotować taki wyjazd z każdym rokiem jest coraz trudniej. Wielu naszych rodaków uważa, że już tyle dla Ukrainy wykonali, że to wystarczy. Nie zdają sobie sprawy z tego, że my przede wszystkie pomagamy tu naszym rodakom, Polakom na Ukrainie. I to jest nasz cel podstawowy, żeby tym ludziom tutaj pomoc.

Mikołaj w Szczercu (fot. Facebook, Stanisław Łukasiewicz)

Oprócz Lwowa dalsza droga delegacji z Poznania prowadzi do Szczerca i Drohobycza. Jakie macie uczucia podczas tych wizyt?
Spotkania z rodakami zawsze wypełnia świąteczna atmosfera. I nawet kiedy się zdarzają łzy – są to łzy radości. My to też odczuwamy, szczególnie kiedy przekazując te paczki, widzimy, że tyle osób się cieszy. Tym gestem mówimy im, że jest ktoś, kto pamięta i jakoś stara się pomóc. I dzięki właśnie tej naszej akcji oni czują się bardziej związani z Polską, bardziej związani również z nami. I nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nas w którymś roku zabrakło. Kiedyś była taka sytuacja, że ze względu na COVID-19 i kwarantannę oraz zawieszenie podróży nie przyjechaliśmy w grudniu tylko w styczniu. I już były telefony: co z Łukasiewiczem się dzieje, czy coś się nie stało? Czy przyjedzie jeszcze? A zatem ci ludzie czekają na nas. Oni wiedzą, że ktoś, kiedyś przed świętami do nich albo zapuka, albo zadzwoni.

W paczkach, jakie rozdajecie, są rzeczy użytkowe, produkty, słodycze, ale także coś symbolicznego?
Tak. To kolędy. W każdym podarunku przekazujemy rodakom życzenia, na których są wydrukowane przynajmniej, jak dobrze pamiętam, trzy kolędy, które są świetnie znane i tutaj, i w Poznaniu. „Przybieżeli do Betlejem”, „Wśród nocnej ciszy” i „Gdy się Chrystus rodzi”. To są kolędy, które brzmią jednakowo i tu, i tam. Zawsze, mimo odległości i granic, kolędy będą mostem i łączem pomiędzy nami. Przyjmowane są z odzewem przez każdą rodzinę, przy każdym stole wigilijnym.

Odwiedzając rodaków (fot. Facebook, Stanisław Łukasiewicz)

Słyszałem w redakcji w ciągu kilkunastu minut przed wywiadem kilka telefonów do Pana. Dni rozpisane co do godziny?
Potwierdzają, że nasza pomoc jest konieczna, wbrew temu, że wiele osób, również w Poznaniu, uważa, że tu już jest tak dobrze, że ta pomoc nie jest potrzebna. Ale niestety, tak nie jest. Właśnie takie sygnały od naszych rodaków potwierdzają to, że nasze działanie jest celowe, potrzebne i naprawdę oczekiwane przez tutejszych mieszkańców, przez naszych rodaków.

Nadchodzący 2024 rok będzie jubileuszowym dla poznańskiego Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Zostało założone w lutym 1989 roku i ma za sobą już prawie 35 lat bardzo owocnej działalności. Są to różnego rodzaju przedsięwzięcia i wydarzenia kulturalne, upamiętniające związek kresowiczów, a także takie jak teraz zbiórki i akcje charytatywne. Dzięki hojności rodaków te grudniowe wyjazdy do Lwowa przed świętami są kontynuacją pięknej tradycji, której nie może powstrzymać nawet wojna.

 

Lwowiak z Poznania – Stanisław Łukasiewicz

 

Source: Nowy Kurier Galicyjski