Analfabetyzm w przedwojennej Polsce

Nasza przedwojenna Ojczyzna w świetle danych statystycznych

Obecnie zapomnieliśmy już o problemie analfabetyzmu stanowiącym wielki ciężar dla młodego polskiego państwa, które ponad 100 lat temu odzyskało niepodległość i chciało szybko dokonać odbudowy kraju. Polska miała wtedy nie tylko zbyt małą kadrę inżynierów i lekarzy, ale też mało ludzi do zajmowania zwykłych, a ważnych stanowisk zawodowych jak: majstrzy, bosmani, zawiadowcy itp. Za to było pod dostatkiem robotników do prac ziemnych, prac rolnych, pomocników murarzy itp. nadających się do najprostszych zajęć nie wymagających umiejętności pisania i czytania.

Aby poprawić sytuację, w roku 1919 naczelnik Państwa Józef Piłsudski, dekretem wprowadził dla dzieci w wieku 7 do 14 lat obowiązek uczęszczania do szkoły powszechnej, gdzie uczyły się sztuki pisania i czytania.

Pierwszy spis powszechny w 1921 roku wykazał, że wśród mieszkańców Polski jest 33,1% analfabetów, a spis w roku 1931 wykazał iż w całym kraju nie umiało czytać i pisać aż 23,1% ludności, co stanowiło 7,46 mil mieszkańców.

Analfabetami było blisko 18% mężczyzn i aż prawie 28% kobiet. Dzisiaj trudno jest wyobrazić sobie, aby ponad ok. 71 000 wszystkich kobiet w kraju nie umiała czytać ani pisać. To był stan przerażającego zacofania, jakie otrzymaliśmy w spuściźnie po zaborcach.

W czasie Spisu Powszechnego w 1931 roku aż 28 000 ludzi nie potrafiło powiedzieć ile ma lat, bo znajomość najprostszego liczenia była poza ich umiejętnością.

Najgorsza sytuacja była w grupie województw położonych w dawnym zaborze rosyjskim, a szczególnie na Polesiu i Wołyniu, gdzie analfabetyzm obejmował prawie 1/3 mężczyzn, a wśród kobiet aż 2/3 było pozbawione umiejętności czytania i pisania. Na terenach dawnego zaboru austriackiego, sytuacja była nieco lepsza gdyż mniej więcej 1/4 ludności była niepiśmienna. Najlepiej sprawa ta przedstawiała się na terenach po zaborze niemieckim tj. na Pomorzu i w poznańskim gdzie analfabetów było tylko około 8%, zaś w województwie katowickim tylko 1,5%.

Analfabetyzm czynił człowieka zamkniętym na sprawy świata, pozostawiając go w istniejącym bezpośrednim otoczeniu, czynił go niezdolnym do rozumienia tekstów pisanych, ograniczał możliwość komunikowania się drogą listowną, czynił gorszym pracownikiem niż taki sam, ale piśmienny, a przez to lepiej opłacany. Było normą obyczajową, że do osób piśmiennych przychodzili z okolicy znajomi analfabeci prosząc o przeczytanie im otrzymanego listu, czy napisanie podania do urzędu.

Jednak mimo obowiązku uczęszczania do szkoły, w 1931 roku wśród dzieci w wieku 10 do 14 lat było aż około 30% analfabetów. Było to skutkiem zaniechania w niektórych rodzinach posyłania dzieci do szkoły i zatrudniania ich w gospodarstwach domowych, gdyż bieda zmuszała aby pasły bydło, albo nawet wykonywały ciężką pracę fizyczną. Podobnie w niektórych warsztatach rzemieślniczych dzieci pracowały ucząc się zawodu bez umiejętności pisania i czytania.

Mężczyzn poborowych będących analfabetami uczono czytać i pisać na specjalnych kursach organizowanych przez wojsko, gdyż żołnierz niepiśmienny był mało przydatny w wojsku, które wyposażano w coraz nowszy sprzęt.

Wiele towarzystw i organizacji społecznych uczyło analfabetów, korzystając z wolontariuszy rekrutowanych pośród inteligencji. Także wielu nauczycieli i światłych obywateli poczuwało się do obowiązku bezinteresownego poświęcania swego czasu na naukę czytania i pisania dla analfabetów mieszkających w najbliższym otoczeniu.

Rząd dla polepszenia kontaktu ze społeczeństwem, w którym tak wielu nie umiało czytać, dążył do stworzenia sieci radiostacji. W latach 1926–1938 zbudowano 10 stacji nadawczych. Największą moc miała radiostacja Warszawa I, bo 120 kW i była odbierana w odległości do 300 km, a najsłabsze były łódzka i krakowska bo o zasięgu 20 km. Poza tymi były radiostacje w Poznaniu, Katowicach, Wilnie, Lwowie, Toruniu i w Baranowiczach W roku 1938 audycje radiowe były nadawane przez poszczególne radiostacje po około 5000 godzin w roku, co dawało średnio 13 godzin emisji radiowej na dzień. Jednak posiadanie radia było rzadkością, bo abonament miało zaledwie 29 na 1000 mieszkańców, a więc szacunkowo oceniając, aparat radiowy był w co ósmym mieszkaniu, przy czym w Europie Zachodniej w tym czasie było około pięć razy więcej odbiorników. Jednak ta droga okazała się mało skuteczną do informowania analfabetów, gdyż aparaty radiowe były kosztowne, a analfabeci byli niezamożni. Mimo to 1/3 aparatów znajdowała się w domach ludności wiejskiej, którą uważano za uboższą.

Dużą uwagę przywiązywano do zwalczania wtórnego analfabetyzmu przez zakładanie bibliotek i zachęcania do czytania ludzi, którzy skończyli kurs i mimo to nie korzystali z gazet czy książek.

Sytuacja poprawiała się z roku na rok, ale wojna przerwała tę działalność i dopiero w latach 1950–1955 osiągnięto stan zadawalający organizując wielką akcję walki z analfabetyzmem stanowiącym przeszkodę dla szerzenia propagandy w PRL. Dało się zaobserwować, że analfabeci po trzydziestym roku życia, z wielkim trudem uczyli się pisać i wielu nie osiągało tej umiejętności do końca życia. Jeszcze w roku 1960 autor widział listę obecności w pracy kilku zamiataczy ulic, ludzi około pięćdziesięcioletnich, którzy każdego dnia przy swoim nazwisku składali umowny podpis, w postaci trzech krzyżyków.

Bohdan Łyp

Tekst ukazał się w nr 13 (377), 16–29 lipca 2021

Source: Nowy Kurier Galicyjski