W 1923 roku „Gazeta lwowska” tryumfalnie pisała, że „w ciągu dwu ostatnich dni funkcjonariusze Ekspozytury policyjno-śledczej aresztowali dwie szajki szakali cmentarnych, które od dłuższego czasu grasowały na cmentarzach lwowskich, niszcząc w wandalski sposób grobowce, pomniki i ogrodzenia. Jedna szajka grasowała na cmentarzach Łyczakowskim i Janowskim, a druga na Żydowskim. Szkody wyrządzone przez te hieny cmentarne wynoszą dziesiątki miliardów Mkp”. Efekt był jednak mizerny – po prostu nic nie zmieniło się w stosunkach na terenie cmentarzy, wandalizm i kradzieży kwitły nadal.
Prawdopodobnie złodziejów było znacznie więcej i problem przerósł możliwości policji lwowskiej. Magistrat starał się odnaleźć w budżecie miejskim choćby skromne sumy na przywrócenie porządku na Cmentarzu Łyczakowskim. Otóż w 1924 roku rozpoczęto budowę parkanu żelbetowego, „aby powstrzymać bandy hien, które kradną nie tylko kwiaty i ogrodzenia, ale także przepiękne metalowe i brązowe tablice z pomników”.
W lipcu 1928 roku „Dziennik Lwowski” relacjonował o znacznych pracach po upiększeniu miasta podjętych z inicjatywy władz miejskich, m.in. i na Cmentarzu Łyczakowskim, mianowicie reporter wśród innych inwestycji magistratu w upiększenie miasta zaznaczył, że „na Cmentarzu Łyczakowskim obok prac konserwacyjnych, uporządkowano i uregulowano część cmentarza po prawej stronie bramy wjazdowej”. Jednak wysiłków magistratu, policji i Zarządu cmentarza było zdecydowanie za mało aby zwalczyć bandy złodziejów i poprawić obyczaje niektórych mieszkańców.
„Wiek Nowy” w lipcu 1927 roku już po raz kolejny wrócił do tych problemów i umieścił następujący artykuł: „Wandalizm na Cmentarzu Łyczakowskim przybrał w ostatnich tygodniach rozmiary wprost potworne, świadcząc o zwyrodnieniu i bestialstwie różnych mętnych indywiduów, niedających nawet grobom nieboszczyków spokoju. Raz po raz dochodzą do naszej redakcji skargi, że zbrodniczym rękom ulegają krzyże, nagrobki, kwiaty, wieńce oraz szklane lampiony, ze szczególną pasją rozbijane kamieniami”.
W jesieni 1929 roku jak zawsze „nieznani sprawcy” skradli łańcuch brązowy, otaczający pomnik śp. inżyniera Stanisława Szczepanowskiego, zasłużonego „ojca galicyjskiego przemysłu naftowego”. Pomnik znajdował się przy drugim rondzie, obok drugiego głównego wejścia na cmentarz, wśród innych grobów zasłużonych i obok miejsca, gdzie znajdowała się straż cmentarna. Magistrat zawiadomiony o tej kradzieży zamówił nowy taki łańcuch, gruby, kuty o dużych ogniwach. Niestety, kilka miesięcy później i ten łańcuch został skradziony.
Złodzieje grasowali po cmentarzu jak u siebie w domu i możliwie mieli wspólników lub informatorów wśród pracowników zatrudnionych na cmentarzu. W grudniu 1929 roku w czasie Świąt Bożego Narodzenia cały Lwów był szokowany wieścią, że na Cmentarzu Łyczakowskim, jak zawsze nieznani sprawcy, skradli wielkie brązowe popiersia z grobów ludzi, zasłużonych dla miasta i całego społeczeństwa galicyjskiego. Chodziło o kradzież biustów z grobów śp. Tadeusza Romanowicza i Antoniego Durskiego. Obydwa groby znajdowały się niedaleko wejścia głównego, przy tak zwanym drugim rondzie, wśród grobów innych wybitnych lwowian. Otóż 23 grudnia, w Wigilię Bożego Narodzenia, skradziono brązowe popiersie z grobu Tadeusza Romanowicza (1869–1904), działacza politycznego, znakomitego publicysty, posła na Sejm Galicyjski”.
T. Romanowicz przez wiele lat był redaktorem naczelnym krakowskiej „Reformy” i lwowskiego „Słowa Polskiego”. Główny przez długi czas trybun demokracji polskiej w zaborze austriackim odegrał w życiu tej dzielnicy role wybitną i trwałą. Niezapomniane położył zasługi jako wytrawny i gorliwy orędownik rozwoju przemysłu. „Pomnik został wykonany w zakładzie kamieniarskim H. Periera, zaś popiersie było dziełem znanego rzeźbiarza Władysława Gawlińskiego, który przez szereg lat stale współpracował z zakładem Periera. W następnych dniach pewnie ta sama, niestety nigdy niezlikwidowana banda „hien cmentarnych”, skradła olbrzymie popiersie z brązu z pomnika na grobie Antoniego Durskiego (1854–1908). Skradzione rzeźby nigdy nie odnaleziono, na pewno zostały sprzedane na złom metali kolorowych. Obydwa pomniki zostały ufundowane ze składek organizacji patriotycznych i społeczności lwowskiej. Pomnik na grobie Tadeusza Romanowicza odsłonięto w lipcu 1912 roku. „Nowości ilustrowane” tak opisały uroczystość, na której obecne były setki ludzi. „Poświęcenia pomnika dopełnił ks. Maurycy Rzecznik. Uczestniczyła zaś w uroczystości żona i siostra zmarłego, szereg wybitnych osobistości z całego kraju (czyli Galicji) i delegaci różnych towarzystw. Podniosłą mowę wygłosił jeden z kolegów z pracy zmarłego, znany działacz polityczny wiceprezydent Lwowa, poseł dr. Tadeusz Rutowski”.
Okazały pomnik na grobie Antoniego Durskiego, pierwszego naczelnika „Sokoła Macierzy” we Lwowie, a następnie pierwszego naczelnika Związku Sokolego uroczyście odsłonięto dnia 29 października 1912 roku. Pomnik powstał również w zakładzie H. Periera, zaś odlane w brązie popiersie, rozmiarów trzykrotnie większych od naturalnej wielkości, przedstawiające Durskiego w mundurze sokolim, wykonał artysta rzeźbiarz Władysław Gawliński. Było to jedno z najlepszych dzieł w twórczości znanego mistrza. Popiersie o dużej wartości artystycznej zostało ufundowane przez Sokolstwo galicyjskie kosztem 3.000 koron austriackich. Pomnik zbudowano z czerwonego piaskowca trembowelskiego w kształcie okazałego obelisku, zwieńczonego brązową rzeźbą sokoła, rozpościerającego skrzydła i zrywającego się do lotu, trzymającego w szponach sztandar Związku Sokolego. Biust Durskiego został ustawiony nieco niżej na przedniej stronie obelisku i okazał się dlatego lekką zdobyczą dla złodziejów. Obelisk zdobi również medalion A. Durskiego i napis: „Antoniemu Durskiemu, naczelnikowi związkowemu – Sokolstwo polskie”. Odsłonięcie pomnika odbyło się bardzo uroczyście i charakterystycznie dla patriotycznych nastrojów społeczeństwa galicyjskiego początku wieku. Na uroczystość przybyły do Lwowa delegacje gniazd sokolich z całej Galicji. Poświęcenia dokonał ks. Olejniczek, następnie przemawiał ówczesny prezes Związku Sokolego Ksawery Fischer, „który podniósł szczególnie ogromne zasługi, jakie A. Durski, pionier i przywódca sokolego ruchu i jego reformator około idei sokolej położył. Po przemówieniu p. Fischera chór sokoli odśpiewał „Czas do boju”, poczem czapki poszły w lot. Następnie muzyka zagrała marsza sokolego i karne a liczne zastępy sokole przedefilowały przed pomnikiem”.
Wobec tak przykrych stosunków, braku porządku na Cmentarzu Łyczakowskim, wypadków grabieży, zniszczenia cennych dzieł sztuki i dewastacji grobów powstały propozycje zapobiec na przyszłość „ohydnym złodziejstwom”. Proponowano m.in. aby Magistrat bezzwłocznie przyjął do pracy kilku wartowników i odpowiednio ich uzbroił i którzy na zmianę pełniliby na cmentarzu służbę dniem i nocą. Również „Wiek Nowy” zwrócił się w czerwcu 1930 roku z kolejnym apelem do władz miejskich, w którym m.in. czytamy: „Wobec utworzenia nowego Zarządu miasta Lwowa, apelujemy do niego, by załatwił tak piekącą, a tak zawsze odwlekaną sprawę bezpieczeństwa, spokoju i porządku na Cmentarzu Łyczakowskim. To, co się tam dzieje, co się widzi, jest zaprawdę takie ohydne, że dłużej już lwowskie społeczeństwo tego wycierpieć nie jest w stanie. Kradzieże na grobach są na porządku dziennym. Kradną co się da i gdzie się da, od brązowych postumentów bogatych do biednych kwiatów, posadzonych na grobach ubogich. Giną więc latarnie, wieńce, bukiety, a gdy się coś posadzi na grobie, można być pewnym, że ręka złodzieja o zmroku zabierze wszystko bezlitośnie. Drugą plagą jest ciągły napływ szumowin przez niedokończony od szeregu lat wyłom w murze koło Pohulanki i obok Cetnerówki. Wobec tego zamykanie bram i furtek nic nie pomoże. Ostatnie męty społeczne suną gromadami na wieczorne „rykowisko”, a wrzaski i śpiewy długo w noc urągają miejscu „wiecznego spoczynku”. Widzi się tu typy, które aż się proszą, aby ich umieścić w Brygidkach. Nieraz jeszcze za dnia wychodzą owe męty na główne aleje, by tam zaczepiać idące panie, a welon żałobny nie powstrzymuje od napaści tych osobników. Zwłaszcza na polu 79, niedaleko „Obrońców”, roi się od złodziei, którzy kradną wszystko spod rąk. Zaś na odcinku tak zwanym Austriackim, naprzeciw ulicy Cetnerówki i obok ogrodu Bodnara co wieczora gromadzą się jacyś osobnicy w czapkach akademickich i tam odbywają się najczęściej wyżej opisane orgie. Koroną wszystkiego zaś jest mecz na dole pod parkanem cmentarza na boisku 40 p.p. Wtedy groby zamieniają się w trybuny, a na każdym grobowcu roi się od bezpłatnych widzów, którzy równocześnie wiszą na gałęziach cmentarnych drzew i niszczą je w niemożliwy sposób. Istny sądny dzień. Można też widzieć skaczących przez groby preclarzy i lodziarzy. Apelujemy więc do nowego Zarządu miasta Lwowa z ufnością, że położy kres tym skandalom na Cmentarzu Łyczakowskim”.
Apel ten jednak nie bardzo zadziałał i w latach 30. strony czasopism lwowskich były nadal wypełnione reportażami o historiach skandalicznych i wypadkach wandalizmu na cmentarzach lwowskich.
Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 9 (421), 16 – 29 maja 2022
Source: Nowy Kurier Galicyjski