Rosyjskie bomby spadły na budynki cywilne w Zaporożu w południowo-wschodniej części Ukrainy. To tam cały czas trwa ewakuacja mieszkańców z Mariupola i Energodaru. O sytuacji w mieście, pomocy bliźniemu i wierze w zwycięstwo opowiedział biskup Jan Sobiło, wikariusz generalny diecezji charkowsko-zaporoskiej. Rozmawiał Eugeniusz Sało.
Jak wygląda obecnie Zaporoże? Co dzieje się w mieście?
W samym Zaporożu jest jeszcze spokojnie, chociaż dzisiaj nad ranem spadły dwie bomby. Jedna obok dworca kolejowego, a druga w ogrodzie botanicznym. Ale, na szczęście, ta druga wbiła się w ziemię i nie wybuchła. Ogólnie w mieście jest spokojnie. Oczekujemy na uchodźców z Mariupola. Chętnych jest około 300 tysięcy osób. Nasze kościoły starają się pomagać ludziom w potrzebie, bezdomnym, żołnierzom armii ukraińskiej, a także innym, którzy zgłaszają się z innych miejscowości, którym udało się uciec z miast okupowanych. Ale na największą liczbę oczekujemy z Mariupola.
Czy dociera do was pomoc humanitarna? Czego najbardziej potrzebujecie?
Jesteśmy wdzięczni, że mamy czym się dzielić z ludźmi. A więc dziękujemy Polakom. Dziękujemy też wszystkim organizacjom w Polsce, a także w Niemczech, Holandii i w innych krajach Europy Zachodniej, które przekazują nam środki żywnościowe, opatrunki medyczne, leki, odzież. Odzieży jest już bardzo dużo. Najważniejsze jest teraz, aby ludzie mieli żywność. Dostarczamy ją też żołnierzom ukraińskim, którzy stoją na obrzeżach miasta, broniąc Zaporoża i walcząc z okupantem w różnych miejscach. Przekazujemy też żywność w inne najbardziej dotknięte i zniszczone miasta na Ukrainie, które dzielnie bronią się przed rosyjskim agresorem. Naprawdę jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim za pomoc, za solidarność, za modlitwę. Za to, że mamy czym się podzielić. Dziękujemy arcybiskupowi Mieczysławowi Mokrzyckiemu i biskupowi Edwardowi Kawie, że wspierają nas na wszelkie sposoby. Zawsze ze Lwowa mieliśmy pomoc. Przyjeżdżali do nas tutaj na wschodnie tereny po 2014 roku. Dziękujemy im za to wieloletnie zainteresowanie i szczególnie teraz za wszelkie możliwe wsparcie, abyśmy mogli trwać i pomagać ludziom, którzy są w największej potrzebie.
Czy jest dużo uchodźców z pobliskich miast – Mariupola, Energodaru? Czy ci ludzie mają co jeść i gdzie nocować?
Obok naszego kościoła znajduje się główny punkt pomocy, do którego zmierzają uciekinierzy z tych wszystkich zagrożonych miast. Ludzie rejestrują się tam. A my pomagamy władzom miasta z żywnością i noclegami. Potem są odprawiani w zachodnie obwody Ukrainy, a potem również do Polski. Wspólnie z władzami miasta koordynujemy pracę, żeby jak najszybciej osobę, która trafiła do Zaporoża, skierować do miejsca, gdzie znajdzie dach nad głową i potem transport, żeby mogła wyjechać tam, gdzie będzie czuła się bezpiecznie.
Co opowiadają ludzie, którzy uciekli z Mariupola – miasta, gdzie jest prawdziwe piekło?
Tam jest najtrudniej, bo z nimi nie ma żadnego kontaktu. Dopiero gdy wyjadą mogą sobie doładować telefon, bo tam nie ma prądu, wody i żywności. Wtedy możemy mieć z nimi kontakt. Wyjeżdżają za granice Mariupola w konwojach humanitarnych. Potem kontaktują się z nami i my już tutaj na miejscu staramy się organizować im noclegi, jedzenie, picie i podpowiadamy jakim sposobem przeżyć im te najbliższe dni. Czy wyjechać, czy zostać tutaj na miejscu.
Opowiadają o największej tragedii jaka ich spotkała, czego doświadczyli w Mariupolu. To jest coś strasznego. Tego nie da się opisać. Najbardziej żal dzieci. W tym wieku muszą normalnie się bawić i spokojnie rozwijać, a one są zmuszeni siedzieć przez wiele dni w schronach i liczyć na łyk wody czy kawałek chleba. Te wybuchy bomb pozostawiają traumę na zdrowiu psychicznym dzieci. Ja pamiętam jeszcze historię z czasów Doniecka po 2014 roku. Wtedy miałem okazję jeździć z pomocą do Doniecka i Ługańska. Pamiętam chłopczyka, który miał 7 lat wtedy. Po ostrzałach i bombardowaniu przestał rozmawiać. I z tego co mi wiadomo, nie mówi po dzień dzisiejszy. Te bombowe ataki i ostrzały Mariupola pozostawiają ogromny ślad na zdrowiu psychicznym tych dzieci, ale także na zdrowiu i psychice dorosłych. Jest to wielka katastrofa humanitarna.
Od 2014 roku ksiądz biskup aktywnie bierze udział w pomocy na wschodzie. Czy biskup spodziewał się, że rozpocznie się prawdziwa wojna, będą ostrzeliwane rakietami cywilne mieszkania i będą ginąć zwykli ludzie?
Nie myślałem, że coś takiego się stanie, że będzie bombardowana ludność cywilna, będą zabijane dzieci, matki, kobiety w ciąży w szpitalach. To już przechodzi wszelkie granice. Od tego reżimu można się w tej chwili spodziewać wszystkiego. Szkoda tylko, że Zachód jeszcze tego nie widzi. Nie widzą tego kraje, które do tej pory myślały, że z Putinem można się przyjaźnić, robić interesy. Wprowadzano go na salony, a on wszystkich bezczelnie oszukiwał. Dlatego jest to rachunek sumienia i jednocześnie wyzwanie dla wszystkich krajów zachodniej Europy, które boją się, że Putin może w nich uderzyć. Jeśli zniszczy Ukrainę, pójdzie niszczyć całą Europę. Niech się nie łudzą, że ocalą swoją skórę. Tutaj trzeba bezpardonowego ataku ze wszystkich stron, aby zmusić Rosję do wycofania się z Ukrainy.
Od początku wojny ksiądz biskup z kapłanami, siostrami zakonnymi, wiernymi przebywają w Zaporożu. Czy odczuwacie strach przed tym co może się stać?
Realnie patrząc na to co się dzieję, to jest ciężko. Ale jednocześnie Pan Bóg daje jakiś wewnętrzny spokój. Ja osobiście mam ten wewnętrzny spokój. Nie wiem skąd to się bierze, bo normalnie powinna być panika i lęk. Ale nie ma żadnego lęku. Tylko cieszę się, że coraz więcej ludzi jest bezpiecznych, ta część, która wyjeżdża. Staramy się też zabezpieczyć we wszystko najpotrzebniejsze tych naszych wiernych oraz mieszkańców, którzy zostali w Zaporożu. A więc wewnątrz w sercu jest spokój, chociaż rozum, głowa i oczy, patrząc na to co się dzieję dookoła, są zaniepokojone tymi wydarzeniami, które w każdym czasie mogą przybrać na sile, doprowadzić do jeszcze większych tragedii i także tutaj u nas w Zaporożu.
Rozumiem, że ksiądz biskup wierzy, że wszystko będzie dobrze, że już niebawem ta wojna się skończy i Ukraina zwycięży.
Myślę, że tak. Bardzo cieszy, że armia ukraińska jest mocna duchem. On jest ważniejszy niż militarna strona, czyli czołgi i armaty. Rosja ma tego żelastwa dużo więcej. Ukraina ma mniej, ale ma wielki duch. Rosjanie nie do końca wiedzą, za kogo walczą. Oni są tak omanieni propagandą, że nie są zdecydowani w swoich działaniach, bo nie rozumieją tego wszystkiego. Natomiast w armii ukraińskiej każdy żołnierz wierzy w zwycięstwo i walczy o godność, za Ukrainę, za Europę. Ukraińcy bronią w tej chwili spokoju na całym świecie. Bronią też godności chrześcijańskiej, która w Rosji była tylko pod kamuflażem. „My chrześcijanie, my Słowianie” – to wszystko był kamuflaż. Oni nie mają nic wspólnego z godnością człowieka, z kulturą życia i miłości. W tej chwili to wszystko wyłazi na jaw.
Bardzo jesteśmy wdzięczni Ojcu Świętemu papieżowi Franciszkowi, który 25 marca zawierzy Rosję i Ukrainę Niepokalanemu Sercu Maryi. Będzie to wydarzenie historyczne. Wojna na Ukrainie toczy się przeciwko złu, które ma swoje korzenie w rewolucji październikowej, a nawet we wcześniejszych rosyjskich ambicjach imperialnych. Dlatego idzie też walka o wyzwolenie Europy i całego świata od tej całej zgnilizny i tego całego oszukaństwa, które Rosja latami rozprzestrzeniała. Jest to także walka o wolność Rosjan. Jeżeli zwyciężymy, to pomożemy i Rosjanom uwolnić się od tej strasznej władzy, która gnębi ich i oszukuje przez tak długi czas. Ukraina w przyszłości pomoże zrozumieć im, w jakiej niewoli oni żyli i jak byli oszukiwani. Ta walka jest ważna i potrzebna nam pomoc z nieba – Boga, który przez pośrednictwo Dziewicy Maryi, Niepokalanego Serca Naszej Matki i Królowej doprowadzi do całkowitego zwycięstwa Jej tryumfu na całym świecie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Eugeniusz Sało
Source: Nowy Kurier Galicyjski